A

PROLOG. FOTOGRAFIA NUMER 1: PORTRET KRÓLESTWA PRZED ROZPADEM.

Pan to coś ma do powiedzenia czy tylko pobiera pieniążki za niewiedzę i stroi sobie żarty z widza?

Osobnik o bladym, nieciekawym wizerunku spoglądał w stronę reżysera lub w jakąś inną stronę - z odległości trzydziestu metrów (a tyle nas dzieli od tej pary) niemożliwym stało się określenie kierunku tego spojrzenia. Ba! Wcale nie można było orzec, czy w ogóle którykolwiek z nich na coś spogląda. Cała reszta jest więc zwykłą fikcją literacką.

Reżyser podniósł oczy. Nieprawda, uniósł wzrok, może powieki, nie potrafił podnosić oczu. Niekoniecznie tak było, ale coś chyba jednak podniósł, obwąchał to z ciekawością i polizał chyba. Był na swój sposób szalony, ale mógł mieć słaby wzrok, więc nie myślcie o nim źle. W takim wypadku liże się co popadnie. Językiem świat się poznaje, otoczenie, nie same smaki tylko.

Ta scena była dłuższa niż ją opisujemy, ale niepodobna ją tu w całości umieścić, zwłaszcza, że niejasne są prawa autorskie do niej. My ich nie mamy, czy w ogóle istnieją też nie wiemy. Wiemy, że reżyser początkowo nie chciał nic mówić, ale gdy się rozochocił i rozgadał, trudno mu było przestać. Drugi mężczyzna - przepraszamy, w tej scenie obaj byli mężczyznami, za to w innej może się trafić inaczej, że tylko jeden, albo że żaden. Kto wie?

Więc się rozgadał, zaś osobnik, nazywany czasami drugim mężczyzną, z wątpliwym wyrazem twarzy słuchał, na ogół nie przerywając. Tak narodziła się ta opowieść. Jedna z tych, których nikt nie chciał wysłuchać do końca.

Tutaj następuje szczegółowy opis pierwszej sceny, przedstawiony monotonny, znudzonym głosem starca, nazywanego przez niektórych reżyserem tego spektaklu...




Spektakl powstał z udziałem aktorów i twórców teatru Franciszkańskiego Ośrodka Kultury w Leżajsku.
 

Reżyseria: Ryta Bumba
Opis wypadków na podstawie FOTOgrafii: Robert Konowalik
 
Kostiumy Teatru MASKA w Rzeszowie oraz zbiory własne.
Sesja odbyła się w pomieszczeniach Klasztoru Ojców Bernardynów w Leżajsku.

Premiera podczas Festiwalu Kultury Chrześcijańskiej w Leżajsku 20 marca 2020 roku.
Festiwal został przeniesiony na jesień z powodu pandemii.

 
A
IWONA Paulina Nowak
 

FOTOGRAFIA NUMER 2. PORTRET NA GŁOWIE

1.
Iwona Wywrócona. Odwrócona. Do góry nogami. Włosy wszakże ułożona, w dół nie spadowują... nie spadają. No cóż. Prawda jest bolesna. Jest to obraz, czy też zdjęcie, oszukane. Nie tak, nie tak do cholery. Nie zdjęcie jest oszukane, a odwrócone. Bowiem zdjęcie jest prawdziwe. Lecz umieszczone do góry nogami. Dla niepoznaki. Ale jakże to niby dla niepoznaki, skoro je odwrócono po to, aby się ktoś na tym odwróceniu poznał? Niejasne, nieładnie. O coś w tym chodzi, ale o co, nie wiadomo. To znaczy też nie. Tak w ogóle to wiadomo, bo ten co odwracał wie, przynajmniej on, ale pewnie nie on tylko, bo skoro ktoś już wie, to może innemu powiedzieć i już mamy dwie wtajemniczone osoby. Albo coś podobnego. Raczej coś podobnego, skłaniam się ku temu raczej, bo jest bardziej prawdopodobne od innych słów. Takich jak hipotermia lub kwas fosforowy. Odbiegam od tematu. Nic bardziej mylnego. Skądże. Nie mam pojęcia o temacie, więc w jaki sposób miałbym odbiegać. Chyba, że nieświadomie, to owszem.

Reasumując. Złe słowo.

Powracając. Mam kłopoty ze słowami, używam nie tych, co należy.

Coś wam opowiem o tej Iwonie. Nie zawsze była odwrócona, pamiętam ją, gdy odwrotnie, to znaczy... nie była. Nieprawda. Nie pamiętam. Ja jej nawet nigdy nie znałem. Słyszałem, że małomówna taka. Nijaka. Zachwytu nie wzbudzała. Ale że niby wy wzbudzacie? No proszę. Ja was, niestety, bardzo proszę.
Niemniej... Nie więcej...

2.
Iwona: One takie są, te wodospady. Szemrają, bulgocą, takie bardziej głośne są z nich stworzenia. Ten wysoki to wylewa całe wiadra, sapie przy tym, dyszy, jak parowóz jaki. Śmieszny człowiek, płaszcz u niego zdarty, widać nitką obszyty w innym kolorze niż cała reszta, z biedy czy jak, to nikt nie wie. Kobieta spokojniejsza, nie powiem, ona szumi, niewielkie kamienie omija, szeleści, czasem się wzburzy, ale to tylko plusk się pojawia i nic więcej. Można wytrzymać. Król i Królowa, a pocieszni. Przy tym on suchy zupełnie, ona zaś z wilgoci. Trochę wstyd. Poezja, karteczki, słowa. Szkatułki i puzdereczka, kluczyk. Pstrąg i karasek, filet. Tak, tak, gwar i rwetes. Buch, bach, bęc.

Reszta jest nie do opisania, szkoda mówić, więc nie mówię. Głośno, hałaśliwie, jak na jarmarku. Przekrzykują się tymi potokami, rzeki słów wylewają, do końca, do powodzi. Pożytek z tego żaden. Okropność. Ja tego nie lubię. Wolę stojącą wodę, kałużę, albo staw. Od biedy i jezioro, chociaż podczas burzy i ono wyje i ryczy. Kałuża bardziej mi pasuje. Bezpieczniejsza jakby. I przejrzeć się w niej można, i uspokoić.

O sobie? Co tu mówić. Nie ma co mówić. Niech inni mówią, ci co do powiedzenia coś mają. Co lubią. Strumyk, potok i rzeka. Każdy od tego zaczyna, potem  rozgaduje się w oceany, w topiel.

3.
Król: Leży i leży. Niech nie wstaje. Jak wstaje, to kłopotliwa być zaczyna. Po co mi taki kłopot? Po nic. Tyle, że jak leży, to nadepnąć łatwiej. Człowiek by nadepnął. Z przyjemnością. Ale nie wypada, król nie od tego, żeby deptać. Takie jest prawo. Co innego katu posłać, to i owszem, to można. Lecz nadepywać? Brrr… Z drugiej strony, czy by wtedy krzyknęła? Albo jakiś jęk wydała z siebie, dla samego sprawdzenia byłoby warto, jakże ona, na Boga, jęczy – niechbym się przekonał. Zawsze to jakieś wytłumaczenie. Lekko butem przydeptać, na przykład włosy tym butem i potem postraszyć, nastraszyć, byle raptem, nagle… oj tak, postraszyć, żeby uciec chciała a tu – włosy przydeptane. No i czy by jakoś wrzasnęła? Sam nie wiem. Takie jak ona nie wrzeszczą. Co to ja mówię: jak ona? Takich jak ona nie ma na całym świecie, co to, to nie, tylko by tego brakowało. Eh, co ja plotę? Co ja sobie ubzdurywam… ubzduruję… co ja…  Nie dosyć, że deptać chcesz, to i straszyć. To o jedną rzecz za wiele, takie jest moje zdanie. Tak myślę, mam koronę, to myślę. Papierową, ale co tam. Niby niewiele, bo farba z niej zlazuje, zlazi… ale inni nie mają.   
 
Widzisz ją stąd dobrze? Ale tak naprawdę dobrze? I co? Leży? Leży, psia jej… Idźżesz ją za włosy pociągnąć, ja butem przydepc chciałem, ale tobie łatwiej, kobieta, wspólne zainteresowania, jajniki, poza tym, ona nic nie powie, nie bój, nie powie. Jak Boga kocham nie powie. No chyba, żeby coś powiedziała. Wtedy, nie powiem, rację przyznam. No tak. Nie pójdziesz, a żebyś… Nie pójdzie. Nie, to nie. Nie pójdziesz to i ja nie pójdę. Żebyś sobie nie pomyślała, że jak nie ty, to ja. Bo też ci mówię, jak nie ty to i nie ja. Tego by brakowało… brakło…


KSIĄŻĘ FILIP Dawid Szlajnda
 

KSIĄŻĘ FILIP NA FOTOGRAFII NUMER 3. TYTUŁ: CZŁOWIEK W KORONIE.

Człowiek w koronie zachowuje się w sposób bardzo odległy od zwyczajowego zachowania osób pozbawionych korony. Niezależnie od tego, czy mamy na myśli tych, którzy jeszcze korony nie posiedli, tych, którzy ją stracili czy też takich, którym nikt o zdrowych zmysłach nie dałby korony nawet do potrzymania przez kilka sekund do ręki. Taki ukoronowany człowiek po prostu zachowuje sie inaczej niż w ogóle ktokolwiek. Zrozumcie to proszę, a jeśli nie bardzo chcecie - trudno. Ja w każdym razie próbuję wyjaśnić to zagadnienie na pierwszym z brzegu przykładzie: Człowiek w koronie wychodzi na spacer i spada w przepaść. Czy krzyczy? Tak, może krzyczeć, ale inaczej. Czy łapczywie chwyta dłońmi powietrze? Chwyta, choć nie łapczywie. Krzyczy, chociaż tak jakby dostojnie. To nie jest zwykły krzyk i banalne machanie rękami, o nie! On tego nie robi od niechcenia, nie wrzeszczy i nie miota się w panice. Krzyczy, ale tak jakby wydawał dekret o kanalizacji. Nie modulując specjalnie głosu, bardziej oświadcza, niż ryczy. Zupełnie jak Fortynbras z wiersza Herberta. Wygłosi, wykrzyczy, wymacha - po królewsku. Niemniej boi się podobnie do każdego z Was, chociaż tego nie okazuje. Zmiany nachodzą takiego człowieka w koronie wieczorami. Zdejmuje koronę i wkłada szlafmycę. Jest wówczas podobny do każdego z Was. Bywa śmieszny, bosy, gryzmoli na papierze wierszyki, które potem musi skrzętnie ukrywać. Może też dłubać w nosie, a jakże. W bladym świetle księżyca drżą mu lekko łydki, gdy spogląda przez balkonowe drzwi w stronę pustej, wymarłej ulicy. Bezużyteczna w takich chwilach korona leży obok miski z wodą po wieczornej oblucji. W takich chwilach, korona niczego nie ukrywa, jest kawałkiem metalu ozdobionym drogocennym kruszcem. Nie ma dla nikogo żadnego znaczenia.

KRÓL IGNACY Wojciech Miś
KRÓLOWA MAŁGORZATA
Magdalena Dąbek
 

PRZESUNIĘTA MASKA. FOTOGRAFIA BEZ NUMERU Z KRÓLEM I KRÓLOWĄ NA PIERWSZYM PLANIE. BEZ PLANU DRUGIEGO.

Król Ignacy zasługuje na solidne słowo wstępu, ale królowa Małgorzata już na nic. Przynajmniej sam król tak twierdzi, bo nikt inny prócz niego by tego nie wymyślił. Pominiemy ten wstęp w trosce o fakty. Król nosi przesuniętą maskę gdyż mu się wydaje, że staje się w ten sposób zawadiacki. Nic bardziej mylnego.
- Mój mąż nigdy nie był zawadiacki, broń Boże. On nawet nie zna takiego słowa. Nie ma ono bowiem nic wspólnego z rządzeniem, więc nie musi go znać. W naszym małżeństwie, w sprawach słów, ich znaczenia i użycia, ja mam ostatnie słowo do powiedzenia. Zauważył pan tę grę słów: w sprawach słów mam ostatnie słowo. To mi przychodzi tak łatwo.

- Maska mnie się przesunęła za sprawą przypadku. Ot, zahaczyłem o coś, usłyszałem hałas, spojrzałem w bok - i już była nie na swoim miejscu. Oczywiście nie powinienem reagować na ten hałas, to wyszło niechcący. Nie był to hałas znaczący ani nawet nie zainteresowałem się nim w ogóle. Ot kuchcik zadławił się rybą i rzęził za ścianą. Rzecz bez znaczenia dla racji stanu czy królestwa, niemniej w późniejszych wydarzeniach stała się znacząca.

FOTOGRAFIE NUMER 5 ORAZ 6. TEATR POEZJI.

Dobry teatr poezji to taki, w którym palą się świece oraz recytuje się poezję. Jeszcze lepszy jest ten, w którym są świece, ale poezji nikt nie recytuje. Najlepszy jest jednak taki, w którym nie ma ani świec, ani poezji, ale jest teatr. Trzeci rodzaj bardzo rzadko się spotyka, występuje w teatrach nie korzystających z dofinansowania z budżetu państwa, ale nie jest to żaden jego wyróżnik. Brak pieniędzy pomaga poezji, ale bez przesady. To nie czasy, kiedy autorzy sensownych działań kulturalnych muszą głodować lub umierać na suchoty. Nie tędy droga - chciałoby się zawołać.

KRÓLOWA Cudowny zachód słońca.
SZAMBELAN Cudowny, Najjaśniejsza Pani.
KRÓLOWA Człowiek od tego widoku staje się lepszy.
SZAMBELAN Lepszy, bez wątpienia.
KRÓL A wieczorem łupniemy sobie w bridża.
SZAMBELAN Najjaśniejszy Pan doprawdy kojarzy z właściwym sobie poczuciem piękna wrodzoną sobie skłonność do gry w bridża. (podchodzi ŻEBRAK) Czego, mój człowieku?
ŻEBRAK Wspomożenia.
KRÓL Szambelanie, daj mu pięć groszy. Niech lud wie, że myślimy o jego troskach!
KRÓLOWA Daj mu dziesięć, (z twarzą ku zachodowi) Przy takim zachodzie słońca!
DAMY Aaa!
KRÓL Daj mu piętnaście, co tam! Niech zna pana!
PANOWIE Aaa!
ŻEBRAK Niech Bóg Najwyższy błogosławi Najjaśniejszemu Królowi i niech Najjaśniejszy Król błogosławi Najwyższemu Bogu. (Odchodzi śpiewając pieśń żebraczą)
KRÓL No, no, chodźmy, nie warto się spóźniać na kolację, a musimy obejść dokoła spacerkiem cały park, bratając się z ludem w dniu święta narodowego. (Ruszają wszyscy oprócz KSIĘCIA) Cóż to, Filipie, zostajesz?
KSIĄŻĘ (podnosząc z ziemi porzuconą gazetę) Chwileczkę.
KRÓL Ha, ha, ha! Rozumiem! Ha, ha, ha! Randkę ma! Za moich czasów byłem zupełnie taki sam! No, chodźmy, ha, ha, ha!

NA SCHODACH. STUDIUM Z REMBRANDTA.

Nocą na schodach zbierają się ludzie, którym ciężko jest wysiedzieć w domach. Ich twarze wyłaniają się z mroku, rozświetlane płomieniami. Są dobrze widoczni. Wreszcie ktoś ich może zauważyć. Nie proszą jednak o jałmużnę, tak jak ich dzienne odbicia, jak stada żebraków siedzących w tych samych miejscach za dnia, oczekujących jałmużny od ludzi wspinających się do bram kościoła. Nocą prosi się nie o pieniądze czy strawę. Błaga się raczej o pamięć. Ci ludzie, oświetleni, rozjaśnieni w samym epicentrum mroku, chcą być zauważeni  na zawsze. Trwale. Proszą: jeśli nas widzicie w tym świetle, zauważcie i wtedy, gdy świeca wygaśnie. Oczywiście są to tylko fanaberie i zwidy. Każdy oświetla wyłącznie siebie i nie ma zamiaru myśleć o innych. Chce być zapamiętany, a nie pamiętać pozostałych. To istotna różnica. To właśnie dlatego zapomnimy o każdym z nich. O wszystkich.

Witold Gombrowicz
ur. 1904 r. - zm. 1969 r.

Jeden z najwybitniejszych pisarzy polskich XX wieku - awangardowy prozaik, dramaturg i eseista. Potomek starej rodziny szlacheckiej.

Studia prawnicze w Uniwersytecie Warszawskim, filozoficzne i ekonomiczne w Paryżu. Przez krótki czas aplikant w sądach warszawskich. Następnie poświęcił się wyłącznie pracy literackiej.

W sierpniu 1939 roku wyjechał do Argentyny, gdzie zastała go wojna. Z początku pracował dorywczo, później w latach 1947-1953 w Banku Polskim w Buenos Aires. Stronił na ogół od polskiej emigracji, z którą się nie rozumiał i nie mógł zdobyć jej uznania. 1963 stypendium w Berlinie, po czym 1964 roku zamieszkał pod Paryżem i wreszcie w Vence na południu Francji, gdzie zmarł.

W 1967 roku otrzymał międzynarodową nagrodę Prix Formentor.

Międzynarodowe uznanie zyskał Gombrowicz pod koniec życia. Liczne przekłady na języki obce oraz inscenizacje w wielu teatrach na Świecie. Dzieła zebrane tom 1-10 (Paryż 1969-1990), Dzieła tom 1-10 (1986) w wydaniu krajowym.

SZAMBELAN Marek Osip
IZA Marta Kula
 

FOTOGRFIA PORTRETOWA:

"Szambelan pozuje do zdjęcia świeżo po obfitym posiłku. Obok Iza".
Autor: Przemysław Wiśniewski, album "Teatr Fotografii".
Cena wywoławcza: 250 złotych.

FOTOGRAFIA NUMER 11. KSIĄŻĘ FILIP W SCHRONIE ATOMOWYM (DRUGI PLAN ORAZ FOTOGRAFIA NR 12: RESZTA NAPROMIENIOWANYCH).

Witold Gombrowicz nie wymyślił ani jednej sceny, której akcja toczyłaby się w schronie atomowym. Nie tylko w tej sztuce, ale nawet w żadnym z pozostałych dramatów, w powieściach lub opowiadaniach, włączając młodzieńczych "Opętanych" lub "Tośkę". Także w "Dziennikach", z tego co pamiętamy, nie wspominał o wizycie w takim schronie. W "Kronosie" opisywał kilka miejsc, o znajomość których byśmy go nie posądzili, ale w schronie nie przebywał z kimkolwiek czy też samopas. Niemniej twórcy naszego przedstawienia, zwanego dla niepoznaki spektaklem, zdecydowali się na taką scenę. Jest to wyraz głębokiej troski nad trudnymi sprawami nękającymi współczesną cywilizację. Jak wiadomo, autora "Operetki" nie zajmowały podobne problemy. Nawet powieść o wojnie potrafił napisać tak, że dotyczyła wojny w niewielkim stopniu i po wielu latach Jan Jakub Kolski musiał udawać, że Witold Gombrowicz opowiada w niej o czymś, o czym nie opowiada. A nawet o czymś innym opowiada, lecz o czym? Tego nawet pan Kolski nie wiedział...

KSIĄŻĘ Nic.
IZA Nic. Książę niezdrów?
CYRYL Zaziębienie?
CYPRIAN Migrena?
KSIĄŻĘ Nie, przeciwnie, coś mnie ponosi! Coś mię ponosi! Mówię wam, aż coś we mnie bulgocze!
CYPRIAN (oglądając się) Oo, niczego blondyna. Wcale... wcale...
KSIĄŻĘ Blondyna? Gdybyś powiedział — brunetka, byłoby zupełnie to samo. (rozgląda się, zgnębiony) Drzewa i drzewa... Chciałbym, żeby się coś stało.
CYRYL Oo, tu znowu idzie jakaś.
CYPRIAN Z ciotkami!
CYRYL Z ciotkami! (Wchodzą: IWONA i dwie ciotki)
IZA Co się dzieje?
CYPRIAN Ależ spójrz, książę, spójrz, można leżeć ze śmiechu!
CYRYL Cicho, cicho, posłuchajmy, co mówią.
I CIOTKA Usiądźmy tu na ławce. Czy widzisz, moje dziecko, tych młodzieńców?

IWONA (milczy)
I CIOTKA Ależ uśmiechnij się, uśmiechnij, moje dziecko.
IWONA (milczy)

II CIOTKA Dlaczego tak niemrawo? Dlaczego ty, moje dziecko, tak się niemrawo uśmiechasz?
IWONA (milczy)
II CIOTKA Wczoraj znów nie miałaś powodzenia. Dzisiaj znów nie masz powodzenia. Jutro także nie będziesz miała powodzenia. Dlaczego ty jesteś tak mało ponętna, moja kochana? Dlaczego nie masz wcale sex appealu? Nikt na ciebie spojrzeć nie chce. Prawdziwe skaranie boże!
I CIOTKA Wydałyśmy wszystek zaoszczędzony grosz, sprawiłyśmy ci tę suknię w kwiaty. Nie możesz mieć do nas pretensji.
CYPRIAN A to potwora!

FOTOGRAFIA NR 12: Jak wyżej, tylko mniej wyraźnie. Plus zjawy. Tytuł:  NIEWIELKA HISTORIA.

W niewielkiej miejscowości na terenie Francji w 1967, w niewielkiej odległości od zabytkowej zabudowy, miała miejsce niewielka eksplozja broni jądrowej, wykonanej przez przyjaciela Gombrowicza, artystę malarza Kazimierza Głaza.  Broń została wykonana dla żartu, niemniej eksplozja była prawdziwa, o czym możemy przeczytać we wspomnieniach Rity Gombrowicz.

"Witold bardzo się tego dnia nudził. Poprosił, żebym wzięła samochód i pojechała na zakupy do centrum Vence. Nie chciałam go zostawiać samego, ale po piętnastu minutach pojawił się pan Kazimierz (...) Miał ze sobą niewielkich rozmiarów pudełko. Gdy go zapytałam o zawartość, pochylił się i wyszeptał tylko: Nic pani nie powiem prócz tego, że jest to prawdziwa bomba".

Odgłos eksplozji słychać było w odległości 12 metrów. Niewiele, powiecie. Ale spróbujcie własnym sumptem doprowadzić do czegoś lepszego. Uprzejmie proszę. Wszystko to wydarzyło się podczas partii szachów i nie zrobiło na psiarzu wielkiego znaczenia. Hetman przesunął się jednak na sąsiednie pole i rozgrywka tym razem zakończyła się remisem. Potem, gdy tylko opadł niewielki pył radioaktywny, Gombrowicz wyjął swojego papierosa przeciw astmie i w spokoju zapalił go, strzepując popiół w miejsce, gdzie jeszcze niedawno widać było zarys atomowego grzyba.

Część z bohaterów "Iwony, księżniczki Burgunda" wyparowała zupełnie. Sztuka w początkowym zarysie była bardziej rozbudowana i opowiadała dodatkowo o kilku innych - jak mniemamy - również ważnych sprawach.

W spektaklu postanowiono oddać cześć tym bohaterom oraz ich nieznanym życiorysom i przygodom. Starano się o rozmycie najlepszej jakości, nienachalne, ale trafiające do wrażliwości każdego widza, nawet mało obeznanego ze sztuką nowoczesnego dramatu. To właśnie widzimy na fotografii. Ten moment skłaniający do zadumy i mający wpływ na dalsze postrzeganie czy coś tam innego. Nieważne.

13. IWONA JAKO KORONAWIRUS

Zasadniczym problemem Iwony była zbyt wielka ilość skupionych w jednym organizmie cech wstydliwych, nieprzyjemnych i chorobotwórczych. W tym sensie dziewczyna była tykającą bombą zegarową. Każda napotkana osoba zauważała w sobie cechy chorób, skumulowanych w tej niepozornej postaci, mimo, iż wcześniej każdy samemu sobie wydawał się zupełnie zdrowym. Ciała i umysł dziewczyny pełne były wirusów, które tylko czekały, aby je ktoś nazwał, sklasyfikował i zauważył u innych. Gdyż jak się okazuje, każda z postaci stykających się z Iwoną, była nosicielem kilku spośród ogromu wirusów uświadomionych wskutek spotkania. Nie sposób było przejść obok niej, żeby nie zostać zainfekowanym, przynajmniej tak się wydawało niektórym. Zgodnie z prawdą, rolą Iwony było jedynie uświadomienie wszechobecności wirusów, nie zaś ich rozsiewanie. Ale do rozsiewania łatwiej było każdemu przywyknąć, prościej było wszystko sobie roznoszeniem i kolportażem wytłumaczyć. Dlatego - roznosząc lub nie - wstydliwość, apatię, niezdarność, niezaradność, wycofanie, milczenie, czy którykolwiek z licznych otępiających wirusów, dziewczyna w publicznej opinii bardzo prędko stała się otwartą przez przypadek puszką Pandory. Puszką, której nie można zamknąć, ale można się jej ostatecznie pozbyć i samemu oczyścić z podejrzeń o nosicielstwo.

CYPRIAN A to potwora!
IZA (urażona) No, zaraz potwora.
CYRYL Zmokła kura! Ona jest — niezadowolona!
CYPRIAN Plaksa! Masło maślane! Chodźmy, okażemy jej naszą pogardę! Damy jej po nosie!
CYRYL Tak, tak! Tę odętą źałobnicę trzeba rozdeptać! To nasz święty obowiązek! Idź ty pierwszy, a ja za tobą. (Przechodzą z sarkastycznymi minami tuż przed nosem Iwony, a potem wybuchają śmiechem)
CYPRIAN Ha, ha, ha! Przed samym nosem! Przed samym nosem!
IZA Zostawcie ją — to nie ma sensu!
I CIOTKA (do Iwony) Widzisz, na co nas narażasz.
II CIOTKA Naraża nas tylko na śmieszność! Skaranie boże! Myślałam, że choć na stare lata, gdy już ukończyłam swój zawód kobiecy, uniknę śmieszności. Zestarzałam się, a wciąż muszę cierpieć szyderstwo przez ciebie.
CYPRIAN Słyszysz? Teraz robią jej wymówki. Ha, ha, ha, dobrze jej tak! Dobrze jej nagadajcie!
II CIOTKA Znów się z nas śmieją. Nie można odejść, bo wtedy będą się śmieli za plecami... A zostać — śmieją się w nos!
I CIOTKA (do Iwony) Dlaczego wczoraj na zabawie nie ruszałaś nogą, dziecko drogie ?
II CIOTKA Dlaczego nikt się tobą nie zainteresuje? Czy myślisz, że to dla nas przyjemne? Wszystkie nasze ambicje samicze umieściłyśmy w tobie, a ty nic... Dlaczego nie jeździsz na nartach?
I CIOTKA Dlaczego nie skaczesz o tyczce? Inne panienki skaczą.
CYPRIAN A to niezdarzona dopiero! Denerwuje mnie! Szalenie mnie denerwuje! Ta flądra strasznie mi działa na nerwy! Pójdę i przewrócę ławkę! Jak myślicie?
CYRYL Nie, nie. Po co sobie zadawać tyle fatygi? Wystarczy wysunąć palec albo machnąć ręką, albo cokolwiek. Cokolwiek się zrobi w stosunku do takiej istoty, będzie szyderstwem, (kicha)
II CIOTKA (do Iwony) Widzisz? Kichają teraz na nas!
IZA Zostawcie ją.
CYPRIAN Nie, nie, zróbmy jakiś określony kawał. Wiecie co, udam kulawego i ona pomyśli, że to znaczy, że u niej na herbatce nie bywa pies z kulawą nogą. (chce podejść do ławki)
KSIĄŻĘ Stój! Ja zrobię lepszy kawał!

CIOTKA IWONY Magdalena Kotulska


FOTOGRAFIA NR 14 PRZEDSTAWIA CIOTKĘ IWONY W STROJU WYJŚCIOWYM.

Ciotka wystąpiła w tym stroju dwukrotnie, za każdym razem nie wzbudzając entuzjazmu ani nie będąc przyczyną jakichkolwiek ciekawskich spojrzeń. Stało się tak dlatego, iż wbrew sugestii zakładów odzieżowych w Czeladzi, ciotka strój wyjściowy wprawdzie ubrała, ale z mieszkania nie wyszła.
CIOTKA IWONY Katarzyna Bauer

OKO
Czekaj, niech tylko ciotka to zobaczy.
Co by ciotka powiedziała.
Przez ciotkę.
W ciotkę.
Za ciotkę.
Ciotką.
Żebyś jak ciotka skończył.
Żebyś zaczął.
Żeby...
Ja dobrze wiem, rozumiesz, nic się przede mną nie uchowa.
Widzę co tam robisz, natychmiast przestań.
Niepodobna, myślisz, że tego nie zauważyłam?
No wiesz.
Nie wiesz?
Mam na ciebie oko.

NUMER 16 i 17. WARIACJE NA TEN SAM TEMAT

Królowa z orszakiem wchodzi do piwnicznego pomieszczenia a tak żołnierz ich nie zauważa.

Zbliżenie: królowa z orszakiem wchodzi do piwnicznego pomieszczenia a tam... na zbliżeniu nie widać żołnierza. Walenty, bo tak ma żołnierz na imię, na zbliżeniu przestaje być wyraźny, to znaczy, w pierwszej wersji już taki nie był za bardzo, ale podzcas zoomu zniknął zupełnie. Pozostała trójca to królowa z królem oraz szambelan. Zerkają na Walentego, którego nie widzimy. Nie wiemy, odzerknie im lub zachowa spokój? Odspojrzy? Zagadka lochów zamkowych. Każdy loch posiada zagadkę, ten ma taką. Nikt się nie dowie, czego chcieli od Walentego? Czy w ogóle czegoś chcieli? Czy w ogóle go widzieli? Ze zbliżenia trudno wnioskować, a i oddalenie nie pomaga. Taki los.

CYRYL Mikołaj Kycia
CYPRIAN
Szymon Kula
 

CYRYL & CYPRIAN

Cyryl urodził się w domu pełnym zacności. Ojciec potężny, gęba nalana, spocona, przy tym spojrzenie wyniosłe, arystokratyczne. Odwrotność syna. Matka drobna, cicha, dobrego serca, choć piekielnica od czasu do czasu. Rodzeństwo, ach, bardzo spore, siostry i bracia oraz... co tu dużo mówić, temat rzeka.

Cyprian. Koleje losu nieznane. Nie wiadomo skąd się wziął i w jakim celu. Osobowość wymykająca się opisom i klasyfikacjom, również psychiatrycznym. Człowiek zagadka, bez odpowiedzi.

Razem mieli dokonać wielu pożytecznych rzeczy, ale tak się stało nieszczęśliwie, że na etapie planowania zapomnieli, jakie to były rzeczy i po co mieli je robić. Więc odpuścili sobie. To znaczy, Cyprian odpuścił a Cyryl przytaknął z niejakim wahaniem. Lub może odwrotnie. Albo tak jak jest, ale bez tego wahania. Dzisiaj trudno orzec z pełną stanowczością. Świadków nie ma, albo może są, ale nawet nie wiedzą, że byli świadkami czegokolwiek.

Anegdota, chyba z sierpnia. Idzie sobie Cyryl ulicą, mija bibliotekę, skrzyżowanie Mickiewicza z Konopnicką. Zamyślony przechodzi przez ulicę, gdy automobil trąbi. Nie zwraca uwagi. Nic a nic. Dociera do parku. Alejka, ławka. Druga ławka, świerk, kosz na śmieci. Trzecia ławka: stare małżeństwo, on podsypia, ona robótki ma w rękach i przebiera palcami. Kolejna ławka, która to? Pies szczeka. Cyryl nic. Wciąż nie zauważa małżeństwa, drzewa, kosza, psa. Kilka następnych ławek i wreszcie ta jedna, pomalowana na zielono, tak samo jak reszta. Na ławeczce dziewczę, pensjonarka. Nóżką kiwa niedbale. Spogląda, jakby zalotnie. Wbija wzrok w chłopca. Cyryl potyka się, odzyskuje równowagę. I nadal nie zauważa. Taka anegdota, trochę bez sensu. Nie wiadomo co potem z dziewczyną, bo to o nim anegdota była, nie o niej. Wiadomo za to, co z nim dalej było, ale to nic ciekawego.

Inna anegdota, tym razem prosto z życia Cypriana. Cyprian sam ją opisał i rysunki zrobił, takie jakby ilustracje. Gdzieś miałem te karteczki, znajdę...

Cyryl miał pretensje do Cypriana, głównie o to, że imię miał podobne. Ludzie ich mylili i źle na tym wychodził. Bywało, że w parku lub na lodowisku ktoś go przewrócił albo wyśmiewał się z niego. Własna matka nie dała mu obiadu gdy jakoby źle się zachowywał w filharmonii. A to przecież nie on się zachowywał. Trudno to matce było wytłumaczyć, Cyprian w jej obecności był nienaganny.

...no nic, nie mam pojęcia gdzie jest ta karteczka...

ROZMYCIE IWONY. PROBLEMY Z OSTROŚCIĄ NA INSTAGRAMIE.

Problem nijakości i  niejakiego rozmycia Iwony, stawał się bardziej widoczny przy wrzucaniu jej fotografii na instagrama. Zdjęcia te nie były zbyt dobre, albowiem zrobione zostały telefonem i nie użyto doń jakiegokolwiek filtra. To drugie było zresztą większym błędem. Damy dworu, jak również królowa, używały filtrów, przez co wydawało się wszystkim, iż ich zdjęcia są profesjonalne. Iwona, która wrzucała swoje przypadkowe zdjęcia w sposób pełen lekceważenia, bez przekonania, kierowana niejasnymi i obcymi sobie pobudkami, nie zdobywała zbyt wielu komentarzy i serduszek. Nie używała również hasztagów, ku rozpaczy księcia. Jej konto było nijakie jak ona sama.

CYRYL Filipie, co z tobą się dzieje ? Stałeś się drażliwy i obraźliwy, jakbyś był swoją narzeczoną.
KSIĄŻĘ No, no, nie pozwalaj sobie. Dość. Nie jestem przyzwyczajony do tego, aby wyśmiewano się ze mnie, z moich postępków lub z mego uczucia. Powiedz tej hołocie, że jeśli ktokolwiek poważy się na najlżejszą choćby niewłaściwość, na cień chociażby niewłaściwości... (Otwierają się drzwi w głębi i wchodzą przy dźwięku trąb: KRÓL, KRÓLOWA, SZAMBELAN, IWONA, IZA, dworzanie)
KRÓLOWA Smakowało? Co — smakowało? Prawda? Najadła się dziecina? (uśmiecha się całując Iwonę) A może jeszcze gruszeczkę? Gruszeczkę osmażoną w cukrze. W cukrze? Słodko?
IWONA (milczy)
KRÓLOWA Gruszeczka wzmacnia, (śmieje się) Zdrowo! Zdrowo!
KRÓL Zdrowo! Te, te, te. (Milczenie)
KRÓLOWA A może trochę śmietanki? Śmietanka wzmacnia. To zdrowo. Śmietanki może? Mleczka? Mleczka z cukrem? (Milczenie) Cóż tak? Nie mamy apetytu? O, to nieładnie. Cóż teraz będziemy robili? Co? Cóż będziemy robili?
IWONA (milczy)
SZAMBELAN Nic? (śmieje się filantropijnie) Nic?
KRÓL Nic? (śmieje się filantropijnie, nagle zdenerwowany) Nic? (do Szambelana) Nic?
KRÓLOWA Nic...
SZAMBELAN Nic zupełnie, Najjaśniejszy Panie. W istocie, żeby tak się wyrazić — nic. (Milczenie)

SCENKI RODZAJOWE, CZYLI NUMERY OD 20 DO 25

Scenki rodzajowe pozostawiamy Państwa uwadze, nie wtrącając się zanadto, ani też niczego nie sugerując. Wystarczy że są, to ich największy problem. Nie chcemy piętrzyć kłopotów i Państwa dezorientacji.

KRÓLOWA Takie to nieśmiałe... Takie milutkie, ciche. Trzeba by tylko może, żeby od czasu do czasu się odezwało, (do Iwony) Żebyś od czasu do czasu się odezwała, ptaszyno. To nietrudno. Trzeba czasem coś powiedzieć, dziecinko tego wymaga przyzwoitość, elementarna przyzwoitość. Nie chcesz chyba być nieprzyzwoita... Co? No, więc cóż teraz poczniemy? Czym się zajmiemy? Co?
KRÓL No?
SZAMBELAN Hę?
IWONA (milczy)
KRÓL No co? Nic? Nie można przecież nie wiedzieć! Nie można cały dzień chodzić po domu i nic — i nic! To nudno. Nudno przecież, (spogląda po wszystkich w osłupieniu) Nudno! Bójcie się Boga!
SZAMBELAN Nudno!
KRÓLOWA Boże miłosierny!
WALENTY (chodząc) Proszę księcia pana, pan doktor przyszedł i czeka w galerii.

KSIĄŻĘ (do Iwony) Chodź na badanie. Za pozwoleniem! (KSIĄŻĘ i IWONA wychodzą)
DAMY DWORU: Luiza Wysocka, Blanka Nowak, Julia Jurkowska
 

DAMY DWORU, SCENY NIEPOWAŻNE. FOTOGRAFIE NUMER 26 ORAZ 27

Pamiętacie Państwo inny spektakl Teatru Fotografii: Opis obyczajów, według księdza Kitowicza? No więc damy dworu są z tamtego spektaklu, a u Gombrowicza znalazły się przypadkiem. Zgubiły się, zwyczajnie w świecie. Początkowo trudno w to było uwierzyć, ale daliśmy radę. Nie w takie rzeczy się wierzyło za młodu, byśmy teraz mieli nie podołać.

DAMA DWORU  Beata Pucia
 
KRÓL (do gości) Witamy jak najuprzejmiej. Proszę, niech państwo pozwolą.
GOŚCIE Aaa! (kłaniają się) Najjaśniejszy Panie!
KRÓLOWA Prosimy. Prosimy jak najuprzejmiej!

GOŚCIE Najjaśniejsza Pani! (kłaniają się)
KRÓL (do gości) Dalej go! Huzia! Bierz go! Z góry, panowie, z góry, szambelanie, wyznacz każdemu miejsce stosowne do godności i niech wyższość gryzie niższość, a niższość niech gryzie wyższość, to jest raczej niech wyższość czerpie z niższości słuszną dumę, a zaś niższość z wyższości podnietę i zachętę do tym owocniejszych wysiłków w szlachetnej emulacji. A moją przyszłą synową posadź naprzeciw nas, na jej to bowiem cześć wydajemy niniejsze Garden party.
GOŚCIE Aaa! (kłaniają się)
KRÓLOWA Lecz bez względu na miejsce w hierarchii miejsc, niech każdy zakwitnie pełnokwieciem swojej istoty pod słońcem naszej łaski. Niech damy pokażą, co umieją, a panowie niech też pokażą damom! Z blaskiem, panowie, z szykiem, z elegancją, z polorem i wykwintem!
KRÓL Tak, tak — huzia... to jest te... Dalej go! Siadajmy!

GOŚCIE Aaa! (kłaniają się)
(Król i Królowa siadają)

SZAMBELAN (do Iwony) Niech pani raczy zasiąść. (Iwona nie rusza się, lodowato) Niech pani raczy zasiąść... (sadza Iwonę), a tutaj książę... książę proszę... A tutaj ekscelencja, tu eminencja, a tu hrabina duariera, a tu nasz znakomity... nieoszacowany... nasz wyrafinowany... (prowadzi jakiegoś staruszka, rozpływając się) Ajajaj! (Wszyscy siadają)

KOLACJA

Kolacja należy do punktu kulminacyjnego dramatu Gombrowicza. Pośród jadła - karasie. Myśli wypełnione skrytobójczym mordem. Wszystko to w jak najlepszych intencjach, ku chwale królestwa, w imię dobra obywateli. Jak zawsze, jak zawsze w podobnych wypadkach.

Puste talerze w tych scenach symbolizują pustkę umysłową wyższych warstw społecznych. Brak świec w lichtarzu oznacza brak oświecenia lub bardziej prozaicznie - fazy. Wydaje się, że są to proste interpretacje, ale nie każdy by na nie wpadł, nieprawdaż? Chyba, że...

Kolacji poświęcono aż sześć fotografii, proszę zauważyć, że działo się to na długo przed sukcesem Kuchennych rewolucji.

KRÓL Jak zaznaczyłem, jest to skromna, lecz elegancka wieczerza na pohybel, to jest raczej na cześć naszej przyszłej synowej, którą w dniu dzisiejszym postanowiliśmy obdarzyć tytułem księżniczki Burgunda in partibus infidelium. Ona więc jest bohaterką dzisiejszej uczty. Spójrzcie, jak się przyjemnie uśmiecha.
GOŚCIE Aaa! (dyskretny oklask)
KRÓL (nabierając) Łajdaczka trochę oścista, ale smaczna... Ryba, chciałem powiedzieć, jak to leży... hm... (nakłada na talerz)
KRÓLOWA (nabierając) Trochę stara, ale w tym sosie dystyngowana, a dystynkcja, przyznam się, znacznie bardziej mi odpowiada niż to, co powszechnie określają wstydliwym mianem poezji. Może nie jestem sentymentalna, ale (z wysoka) nie znoszę wszystkiego, co choć z daleka zalatuje mi maliną lub kaliną. Wolę starsze panie, damy w całym znaczeniu tego słowa! GOŚCIE Aaa!
SZAMBELAN (nabierając) Jest to ryba z pozoru skromna, ale w gruncie, w samej istocie swojej niesłychanie, wprost nieprawdopodobnie arystokratyczna, dość powiedzieć, że nie ma kości, ale ości! Cóż to za sos znakomity! Niby śmietana, a jednak coś lepszego, coś wyższego od śmietany! Jakiż to smak — ostry, pikantny, błyskotliwy, paradoksalny! Nie wątpię, iż wszyscy ocenią go należycie, gdyż nigdy jeszcze nie oglądałem tak wykwintnego zgromadzenia!
GOŚCIE Aaa!
KRÓL (do Iwony) Cóż to — nie smakuje nam? (groźnie) Nie smakuje?
SZAMBELAN (zimno) Pani cierpi na brak apetytu?
GOŚCIE (zgorszeni) O!
IWONA (zaczyna jeść)
KRÓL (ponuro do Iwony) Tylko trzeba uważać, gdy się je, bo można się udławić! Nieszczęścia chodzą po ludziach. Taki karaś to niby nic, a w gruncie rzeczy...
SZAMBELAN (do Iwony) Najjaśniejszy Pan raczył zaznaczyć, że trzeba uważać, gdy się je, bo można się udławić, (ostro) To niebezpieczne! To trudna ryba.
KRÓL (groźnie) Niebezpieczna, powiadam!
GOŚCIE (zdumieni) Ach! (przestają jeść, cisza)
KRÓLOWA (dystyngowanie) Eh bien, Wonne, vous ne mangez pas, ma chere?
SZAMBELAN (nakładając monokl) Gardzi pani? Pogardza pani, karasiami Najjaśniejszego Pana?
KRÓL (groźnie) Co takiego?!
IWONA (zaczyna jeść solo)
KRÓL (wstaje, groźnie wskazując na Iwonę) Udławiła się! Udławiła się! Ością! Ość jej w gardle!! Ość mówię! N o ! ! ! IWONA (dławi się)
GOŚCIE (przerażeni, zrywają się) Ratujcie! Wody! W plecy!
KRÓLOWA (przerażona) Ratujcie!

ŚMIERĆ  W TRZECH ODSŁONACH

Śmierć Iwony była z jednej strony tak nijaka, jak jej smutne życie. Z drugiej jednak strony - starannie zaplanowana, pompatyczna i groteskowa. Przyszła z góry. Ze spojrzeniami, z zadartym nosem. Zleciała niczym niebo na głowy starotestamentowych Żydów. Przygniotła ją. Stłamsiła, przestraszyła i ogłupiła. Resztę załatwiła ość. Taka karaskowa. Utkwiła, zadławiła i po krzyku. Po oddechu. Szast prast. Sama Iwona ponownie jakby do góry nogami. Odwrócona. Ze wzrokiem wbitym w każdego z nas. Świdrującym spojrzeniem. Przyganą. Wyrzutem.

GOŚCIE Ach, nieszczęsna! Co za wypadek! Katastrofa! Trup! Umarła! Nie przeszkadzajmy! (wynoszą się, pozostawiając na widoku ciało)
KSIĄŻĘ Umarła?
SZAMBELAN Ością się udławiła.
KSIĄŻĘ Ach! Ością. Rzeczywiście, zdaje się, że umarła. (Milczenie)
KRÓLOWA (nerwowo, jakby trochę zawstydzona) Ignacy, trzeba będzie pomyśleć o żałobie. Nie masz czarnego garnituru. Przytyłeś, tamte są za ciasne.
KRÓL Nie mam? Jak każę, będę miał.
KRÓLOWA Tak, ale trzeba posłać po krawca.
KRÓL (zdumiony) Po krawca? A racja... (przeciera oczy) Racja, krawiec Salomon, konfekcja męska... (patrzy na Iwonę) Co? Umarła? Na serio?
KRÓLOWA (po chwili) Wszyscy pomrzemy!
KRÓL (po chwili) Zróbcie coś. Trzeba coś zrobić z tym. Trzeba powiedzieć coś. Trzeba jakoś załatwić to milczenie! Filipie... tego... bądź silny. Trudno — umarła.
KRÓLOWA (gładzi go po głowie) Matka przy tobie jest synu.
KSIĄŻĘ Co wy mówicie?
SZAMBELAN (do służby) Chodźcie no, trzeba wynieść i ułożyć tymczasem na łóżku. Niech tam który skoczy i przygotuje. Pietraszka trzeba natychmiast wezwać. Niech tam który skoczy zaraz do zakładu pogrzebowego Pietraszka, bez Pietraszka nie damy rady. Natychmiast wezwać Pietraszka, to najważniejsze. (lokaje zbliżają się do ciała) Zaraz, ja klęknę, (klęka)
KRÓL A, racja... (klęka) Ma rację. Trzeba uklęknąć. (Wszyscy klękają prócz Księcia) To właśnie trzeba było zrobić od razu.
KSIĄŻĘ Przepraszam. Jak to?
SZAMBELAN Co? (Książę milknie) Proszę uklęknąć.
KRÓLOWA Klęknij, Filipie. Trzeba uklęknąć, synu. Tak trzeba.
KRÓL Prędzej! Nie możesz sam jeden stać, kiedy wszyscy klęczymy. (Książę klęka)
INOCENTY  Marcin Jurkowski, WALENTY Maciej Kotulski, ŻEBRAK  o. Bartymeusz Kędzior
 

TRZECH PANÓW BEZ ŁÓDKI I PSA

Pan elegancki, mundurowy i obwieś. Pierwszy ironiczny, drugi postawny trzeci sympatyczny. Pierwszy inteligentny, drugi wyniosły trzeci zaś urwipołć. Razem potrafiliby ukraść księżyc, ale tego rzecz jasna nie zrobią. Dlaczego? No jakże? Chyba nie musimy tego wyjaśniać... No dobrze, Inocenty i Walenty mogliby, ale żebrak, z nimi? To dziw, że znalazł się na ich wspólnej fotografii. Nie było to ich marzeniem ani zamiarem. Nie chcą mieć z nim nic wspólnego. Nie wsiądą razem do łódki i nie popłyną w nieznane. Nie polecą w kosmos. Nie z nim, z tym ladaco. Trochę szkoda.

KONDUKT ŻAŁOBNY

Na zakończenie żałobny kondukt. Niebezpieczeństwo zażegnane, tajemnice nieodkryte, kompromitacja zdławiona w samym epicentrum. Świat wrócił na tory, odbudował się, zjednoczył w zbrodni. Poczucie ulgi i wewnętrznego spokoju. Mała dziewczynka bez chustki. Król z odsłoniętą twarzą.

Oraz świat na głowie, zamiast jej. Zamiast Iwony. Spokojna twarz z rozszerzonym
i źrenicami oczu. Rzeczywistość wykoślawiona i odwrotna. Coś, co było podejrzeniem, materializuje się. Na koniec...

Robert Konowalik