|
PROLOG. FOTOGRAFIA NUMER 1: PORTRET KRÓLESTWA PRZED
ROZPADEM.
Pan to coś ma do powiedzenia czy tylko pobiera pieniążki
za niewiedzę i stroi sobie żarty z widza?
Osobnik o bladym, nieciekawym wizerunku spoglądał w
stronę reżysera lub w jakąś inną stronę - z odległości
trzydziestu metrów (a tyle nas dzieli od tej pary)
niemożliwym stało się określenie kierunku tego
spojrzenia. Ba! Wcale nie można było orzec, czy w ogóle
którykolwiek z nich na coś spogląda. Cała reszta jest
więc zwykłą fikcją literacką.
Reżyser podniósł oczy. Nieprawda, uniósł wzrok, może
powieki, nie potrafił podnosić oczu. Niekoniecznie tak
było, ale coś chyba jednak podniósł, obwąchał to z
ciekawością i polizał chyba. Był na swój sposób szalony,
ale mógł mieć słaby wzrok, więc nie myślcie o nim źle. W
takim wypadku liże się co popadnie. Językiem świat się
poznaje, otoczenie, nie same smaki tylko.
Ta scena była dłuższa niż ją opisujemy, ale niepodobna
ją tu w całości umieścić, zwłaszcza, że niejasne są
prawa autorskie do niej. My ich nie mamy, czy w ogóle
istnieją też nie wiemy. Wiemy, że reżyser początkowo nie
chciał nic mówić, ale gdy się rozochocił i rozgadał,
trudno mu było przestać. Drugi mężczyzna - przepraszamy,
w tej scenie obaj byli mężczyznami, za to w innej może
się trafić inaczej, że tylko jeden, albo że żaden. Kto
wie?
Więc się rozgadał, zaś osobnik, nazywany czasami drugim
mężczyzną, z wątpliwym wyrazem twarzy słuchał, na ogół
nie przerywając. Tak narodziła się ta opowieść. Jedna z
tych, których nikt nie chciał wysłuchać do końca.
Tutaj następuje szczegółowy opis pierwszej sceny,
przedstawiony monotonny, znudzonym głosem starca,
nazywanego przez niektórych reżyserem tego spektaklu...
|
|
|
|
Spektakl powstał z udziałem aktorów i
twórców teatru Franciszkańskiego Ośrodka
Kultury w Leżajsku.
|
|
Reżyseria: Ryta Bumba
Opis wypadków na podstawie FOTOgrafii: Robert Konowalik
|
Kostiumy Teatru MASKA w Rzeszowie oraz zbiory
własne.
Sesja odbyła się w pomieszczeniach Klasztoru
Ojców Bernardynów w Leżajsku. |
Premiera podczas Festiwalu Kultury
Chrześcijańskiej w Leżajsku
20 marca 2020 roku.
Festiwal został przeniesiony na jesień z powodu
pandemii.
|
|
IWONA
Paulina Nowak
|
FOTOGRAFIA NUMER 2. PORTRET NA GŁOWIE
1.
Iwona Wywrócona. Odwrócona. Do góry nogami. Włosy
wszakże ułożona, w dół nie spadowują... nie spadają. No
cóż. Prawda jest bolesna. Jest to obraz, czy też
zdjęcie, oszukane. Nie tak, nie tak do cholery. Nie
zdjęcie jest oszukane, a odwrócone. Bowiem zdjęcie jest
prawdziwe. Lecz umieszczone do góry nogami. Dla
niepoznaki. Ale jakże to niby dla niepoznaki, skoro je
odwrócono po to, aby się ktoś na tym odwróceniu poznał?
Niejasne, nieładnie. O coś w tym chodzi, ale o co, nie
wiadomo. To znaczy też nie. Tak w ogóle to wiadomo, bo
ten co odwracał wie, przynajmniej on, ale pewnie nie on
tylko, bo skoro ktoś już wie, to może innemu powiedzieć
i już mamy dwie wtajemniczone osoby. Albo coś podobnego.
Raczej coś podobnego, skłaniam się ku temu raczej, bo
jest bardziej prawdopodobne od innych słów. Takich jak
hipotermia lub kwas fosforowy. Odbiegam od tematu. Nic
bardziej mylnego. Skądże. Nie mam pojęcia o temacie,
więc w jaki sposób miałbym odbiegać. Chyba, że
nieświadomie, to owszem.
Reasumując. Złe słowo.
Powracając. Mam kłopoty ze słowami, używam nie tych, co
należy.
Coś wam opowiem o tej Iwonie. Nie zawsze była odwrócona,
pamiętam ją, gdy odwrotnie, to znaczy... nie była.
Nieprawda. Nie pamiętam. Ja jej nawet nigdy nie znałem.
Słyszałem, że małomówna taka. Nijaka. Zachwytu nie
wzbudzała. Ale że niby wy wzbudzacie? No proszę. Ja was,
niestety, bardzo proszę.
Niemniej... Nie więcej...
2.
Iwona: One takie są, te wodospady. Szemrają, bulgocą,
takie bardziej głośne są z nich stworzenia. Ten wysoki
to wylewa całe wiadra, sapie przy tym, dyszy, jak
parowóz jaki. Śmieszny człowiek, płaszcz u niego zdarty,
widać nitką obszyty w innym kolorze niż cała reszta, z
biedy czy jak, to nikt nie wie. Kobieta spokojniejsza,
nie powiem, ona szumi, niewielkie kamienie omija,
szeleści, czasem się wzburzy, ale to tylko plusk się
pojawia i nic więcej. Można wytrzymać. Król i Królowa, a
pocieszni. Przy tym on suchy zupełnie, ona zaś z
wilgoci. Trochę wstyd. Poezja, karteczki, słowa.
Szkatułki i puzdereczka, kluczyk. Pstrąg i karasek,
filet. Tak, tak, gwar i rwetes. Buch, bach, bęc.
Reszta jest nie do opisania, szkoda mówić, więc nie
mówię. Głośno, hałaśliwie, jak na jarmarku. Przekrzykują
się tymi potokami, rzeki słów wylewają, do końca, do
powodzi. Pożytek z tego żaden. Okropność. Ja tego nie
lubię. Wolę stojącą wodę, kałużę, albo staw. Od biedy i
jezioro, chociaż podczas burzy i ono wyje i ryczy.
Kałuża bardziej mi pasuje. Bezpieczniejsza jakby. I
przejrzeć się w niej można, i uspokoić.
O sobie? Co tu mówić. Nie ma co mówić. Niech inni mówią,
ci co do powiedzenia coś mają. Co lubią. Strumyk, potok
i rzeka. Każdy od tego zaczyna, potem rozgaduje się w
oceany, w topiel.
3.
Król: Leży i leży. Niech nie wstaje. Jak wstaje, to
kłopotliwa być zaczyna. Po co mi taki kłopot? Po nic.
Tyle, że jak leży, to nadepnąć łatwiej. Człowiek by
nadepnął. Z przyjemnością. Ale nie wypada, król nie od
tego, żeby deptać. Takie jest prawo. Co innego katu
posłać, to i owszem, to można. Lecz nadepywać? Brrr… Z
drugiej strony, czy by wtedy krzyknęła? Albo jakiś jęk
wydała z siebie, dla samego sprawdzenia byłoby warto,
jakże ona, na Boga, jęczy – niechbym się przekonał.
Zawsze to jakieś wytłumaczenie. Lekko butem przydeptać,
na przykład włosy tym butem i potem postraszyć,
nastraszyć, byle raptem, nagle… oj tak, postraszyć, żeby
uciec chciała a tu – włosy przydeptane. No i czy by
jakoś wrzasnęła? Sam nie wiem. Takie jak ona nie
wrzeszczą. Co to ja mówię: jak ona? Takich jak ona nie
ma na całym świecie, co to, to nie, tylko by tego
brakowało. Eh, co ja plotę? Co ja sobie ubzdurywam…
ubzduruję… co ja… Nie dosyć, że deptać chcesz, to i
straszyć. To o jedną rzecz za wiele, takie jest moje
zdanie. Tak myślę, mam koronę, to myślę. Papierową, ale
co tam. Niby niewiele, bo farba z niej zlazuje, zlazi…
ale inni nie mają.
Widzisz ją stąd dobrze? Ale tak naprawdę dobrze? I co?
Leży? Leży, psia jej… Idźżesz ją za włosy pociągnąć, ja
butem przydepc chciałem, ale tobie łatwiej, kobieta,
wspólne zainteresowania, jajniki, poza tym, ona nic nie
powie, nie bój, nie powie. Jak Boga kocham nie powie. No
chyba, żeby coś powiedziała. Wtedy, nie powiem, rację
przyznam. No tak. Nie pójdziesz, a żebyś… Nie pójdzie.
Nie, to nie. Nie pójdziesz to i ja nie pójdę. Żebyś
sobie nie pomyślała, że jak nie ty, to ja. Bo też ci
mówię, jak nie ty to i nie ja. Tego by brakowało…
brakło… |
|
KSIĄŻĘ FILIP
Dawid Szlajnda
|
KSIĄŻĘ FILIP NA FOTOGRAFII NUMER 3. TYTUŁ: CZŁOWIEK W
KORONIE.
Człowiek w koronie zachowuje się w sposób bardzo odległy
od zwyczajowego zachowania osób pozbawionych korony.
Niezależnie od tego, czy mamy na myśli tych, którzy
jeszcze korony nie posiedli, tych, którzy ją stracili
czy też takich, którym nikt o zdrowych zmysłach nie
dałby korony nawet do potrzymania przez kilka sekund do
ręki. Taki ukoronowany człowiek po prostu zachowuje sie
inaczej niż w ogóle ktokolwiek. Zrozumcie to proszę, a
jeśli nie bardzo chcecie - trudno. Ja w każdym razie
próbuję wyjaśnić to zagadnienie na pierwszym z brzegu
przykładzie: Człowiek w koronie wychodzi na spacer i
spada w przepaść. Czy krzyczy? Tak, może krzyczeć, ale
inaczej. Czy łapczywie chwyta dłońmi powietrze? Chwyta,
choć nie łapczywie. Krzyczy, chociaż tak jakby
dostojnie. To nie jest zwykły krzyk i banalne machanie
rękami, o nie! On tego nie robi od niechcenia, nie
wrzeszczy i nie miota się w panice. Krzyczy, ale tak
jakby wydawał dekret o kanalizacji. Nie modulując
specjalnie głosu, bardziej oświadcza, niż ryczy.
Zupełnie jak Fortynbras z wiersza Herberta. Wygłosi,
wykrzyczy, wymacha - po królewsku. Niemniej boi się
podobnie do każdego z Was, chociaż tego nie okazuje.
Zmiany nachodzą takiego człowieka w koronie wieczorami.
Zdejmuje koronę i wkłada szlafmycę. Jest wówczas podobny
do każdego z Was. Bywa śmieszny, bosy, gryzmoli na
papierze wierszyki, które potem musi skrzętnie ukrywać.
Może też dłubać w nosie, a jakże. W bladym świetle
księżyca drżą mu lekko łydki, gdy spogląda przez
balkonowe drzwi w stronę pustej, wymarłej ulicy.
Bezużyteczna w takich chwilach korona leży obok miski z
wodą po wieczornej oblucji. W takich chwilach, korona
niczego nie ukrywa, jest kawałkiem metalu ozdobionym
drogocennym kruszcem. Nie ma dla nikogo żadnego
znaczenia. |
|
|
KRÓL IGNACY
Wojciech Miś
KRÓLOWA MAŁGORZATA
Magdalena Dąbek
|
PRZESUNIĘTA MASKA. FOTOGRAFIA BEZ NUMERU Z KRÓLEM I
KRÓLOWĄ NA PIERWSZYM PLANIE. BEZ PLANU DRUGIEGO.
Król Ignacy zasługuje na solidne słowo wstępu, ale
królowa Małgorzata już na nic. Przynajmniej sam król tak
twierdzi, bo nikt inny prócz niego by tego nie wymyślił.
Pominiemy ten wstęp w trosce o fakty. Król nosi
przesuniętą maskę gdyż mu się wydaje, że staje się w ten
sposób zawadiacki. Nic bardziej mylnego.
- Mój mąż nigdy nie był zawadiacki, broń Boże. On nawet
nie zna takiego słowa. Nie ma ono bowiem nic wspólnego z
rządzeniem, więc nie musi go znać. W naszym małżeństwie,
w sprawach słów, ich znaczenia i użycia, ja mam ostatnie
słowo do powiedzenia. Zauważył pan tę grę słów: w
sprawach słów mam ostatnie słowo. To mi przychodzi tak
łatwo.
- Maska mnie się przesunęła za sprawą przypadku. Ot,
zahaczyłem o coś, usłyszałem hałas, spojrzałem w bok - i
już była nie na swoim miejscu. Oczywiście nie powinienem
reagować na ten hałas, to wyszło niechcący. Nie był to
hałas znaczący ani nawet nie zainteresowałem się nim w
ogóle. Ot kuchcik zadławił się rybą i rzęził za ścianą.
Rzecz bez znaczenia dla racji stanu czy królestwa,
niemniej w późniejszych wydarzeniach stała się znacząca.
|
|
|
FOTOGRAFIE NUMER 5 ORAZ 6. TEATR POEZJI.
Dobry teatr poezji to taki, w którym palą się świece
oraz recytuje się poezję. Jeszcze lepszy jest ten, w
którym są świece, ale poezji nikt nie recytuje.
Najlepszy jest jednak taki, w którym nie ma ani świec,
ani poezji, ale jest teatr. Trzeci rodzaj bardzo rzadko
się spotyka, występuje w teatrach nie korzystających z
dofinansowania z budżetu państwa, ale nie jest to żaden
jego wyróżnik. Brak pieniędzy pomaga poezji, ale bez
przesady. To nie czasy, kiedy autorzy sensownych działań
kulturalnych muszą głodować lub umierać na suchoty. Nie
tędy droga - chciałoby się zawołać. |
|
|
KRÓLOWA Cudowny zachód słońca.
SZAMBELAN Cudowny, Najjaśniejsza Pani.
KRÓLOWA Człowiek od tego widoku staje się lepszy.
SZAMBELAN Lepszy, bez wątpienia.
KRÓL A wieczorem łupniemy sobie w bridża.
SZAMBELAN Najjaśniejszy Pan doprawdy kojarzy z właściwym
sobie poczuciem piękna wrodzoną sobie skłonność do gry w
bridża. (podchodzi ŻEBRAK) Czego, mój człowieku?
ŻEBRAK Wspomożenia.
KRÓL Szambelanie, daj mu pięć groszy. Niech lud wie, że
myślimy o jego troskach!
KRÓLOWA Daj mu dziesięć, (z twarzą ku zachodowi) Przy
takim zachodzie słońca!
DAMY Aaa!
KRÓL Daj mu piętnaście, co tam! Niech zna pana!
PANOWIE Aaa!
ŻEBRAK Niech Bóg Najwyższy błogosławi Najjaśniejszemu
Królowi i niech Najjaśniejszy Król błogosławi
Najwyższemu Bogu. (Odchodzi śpiewając pieśń żebraczą)
KRÓL No, no, chodźmy, nie warto się spóźniać na kolację,
a musimy obejść dokoła spacerkiem cały park, bratając
się z ludem w dniu święta narodowego. (Ruszają wszyscy
oprócz KSIĘCIA) Cóż to, Filipie, zostajesz?
KSIĄŻĘ (podnosząc z ziemi porzuconą gazetę) Chwileczkę.
KRÓL Ha, ha, ha! Rozumiem! Ha, ha, ha! Randkę ma! Za
moich czasów byłem zupełnie taki sam! No, chodźmy, ha,
ha, ha! |
|
|
NA SCHODACH. STUDIUM Z REMBRANDTA.
Nocą na schodach zbierają się ludzie, którym ciężko jest
wysiedzieć w domach. Ich twarze wyłaniają się z mroku,
rozświetlane płomieniami. Są dobrze widoczni. Wreszcie
ktoś ich może zauważyć. Nie proszą jednak o jałmużnę,
tak jak ich dzienne odbicia, jak stada żebraków
siedzących w tych samych miejscach za dnia, oczekujących
jałmużny od ludzi wspinających się do bram kościoła.
Nocą prosi się nie o pieniądze czy strawę. Błaga się
raczej o pamięć. Ci ludzie, oświetleni, rozjaśnieni w
samym epicentrum mroku, chcą być zauważeni na zawsze.
Trwale. Proszą: jeśli nas widzicie w tym świetle,
zauważcie i wtedy, gdy świeca wygaśnie. Oczywiście są to
tylko fanaberie i zwidy. Każdy oświetla wyłącznie siebie
i nie ma zamiaru myśleć o innych. Chce być zapamiętany,
a nie pamiętać pozostałych. To istotna różnica. To
właśnie dlatego zapomnimy o każdym z nich. O wszystkich. |
|
|
|
Witold Gombrowicz
ur. 1904 r. - zm. 1969 r.
Jeden z
najwybitniejszych
pisarzy
polskich
XX wieku -
awangardowy
prozaik,
dramaturg
i
eseista.
Potomek
starej
rodziny
szlacheckiej.
Studia
prawnicze
w
Uniwersytecie
Warszawskim,
filozoficzne
i
ekonomiczne
w
Paryżu.
Przez
krótki
czas
aplikant
w sądach
warszawskich.
Następnie
poświęcił
się
wyłącznie
pracy
literackiej.
W
sierpniu
1939
roku
wyjechał
do
Argentyny,
gdzie
zastała
go
wojna. Z
początku
pracował
dorywczo,
później
w latach 1947-1953
w Banku
Polskim
w Buenos
Aires.
Stronił
na ogół
od
polskiej
emigracji,
z którą
się nie
rozumiał
i nie
mógł
zdobyć
jej
uznania.
1963
stypendium
w
Berlinie,
po czym
1964
roku zamieszkał
pod
Paryżem
i
wreszcie
w Vence
na
południu
Francji,
gdzie
zmarł.
W
1967
roku
otrzymał
międzynarodową
nagrodę
Prix Formentor.
Międzynarodowe
uznanie
zyskał
Gombrowicz
pod
koniec
życia.
Liczne
przekłady
na
języki
obce
oraz
inscenizacje
w wielu
teatrach
na
Świecie.
Dzieła
zebrane
tom 1-10
(Paryż
1969-1990),
Dzieła
tom 1-10
(1986) w
wydaniu
krajowym.
|
|
|
SZAMBELAN
Marek Osip
IZA
Marta Kula
|
FOTOGRFIA PORTRETOWA:
"Szambelan pozuje do zdjęcia świeżo po obfitym posiłku.
Obok Iza".
Autor: Przemysław Wiśniewski, album "Teatr Fotografii".
Cena wywoławcza: 250 złotych. |
|
|
FOTOGRAFIA NUMER 11. KSIĄŻĘ FILIP W SCHRONIE ATOMOWYM
(DRUGI PLAN ORAZ FOTOGRAFIA NR 12: RESZTA
NAPROMIENIOWANYCH).
Witold Gombrowicz nie wymyślił ani jednej sceny, której
akcja toczyłaby się w schronie atomowym. Nie tylko w tej
sztuce, ale nawet w żadnym z pozostałych dramatów, w
powieściach lub opowiadaniach, włączając młodzieńczych
"Opętanych" lub "Tośkę". Także w "Dziennikach", z tego
co pamiętamy, nie wspominał o wizycie w takim schronie.
W "Kronosie" opisywał kilka miejsc, o znajomość których
byśmy go nie posądzili, ale w schronie nie przebywał z
kimkolwiek czy też samopas. Niemniej twórcy naszego
przedstawienia, zwanego dla niepoznaki spektaklem,
zdecydowali się na taką scenę. Jest to wyraz głębokiej
troski nad trudnymi sprawami nękającymi współczesną
cywilizację. Jak wiadomo, autora "Operetki" nie
zajmowały podobne problemy. Nawet powieść o wojnie
potrafił napisać tak, że dotyczyła wojny w niewielkim
stopniu i po wielu latach Jan Jakub Kolski musiał
udawać, że Witold Gombrowicz opowiada w niej o czymś, o
czym nie opowiada. A nawet o czymś innym opowiada, lecz
o czym? Tego nawet pan Kolski nie wiedział... |
|
KSIĄŻĘ
Nic.
IZA Nic. Książę niezdrów?
CYRYL Zaziębienie?
CYPRIAN Migrena?
KSIĄŻĘ Nie, przeciwnie, coś mnie ponosi! Coś mię ponosi! Mówię
wam, aż coś we mnie bulgocze!
CYPRIAN (oglądając się) Oo, niczego blondyna. Wcale... wcale...
KSIĄŻĘ Blondyna? Gdybyś powiedział — brunetka, byłoby zupełnie
to samo. (rozgląda się, zgnębiony) Drzewa i drzewa... Chciałbym,
żeby się coś stało.
CYRYL Oo, tu znowu idzie jakaś.
CYPRIAN Z ciotkami!
CYRYL Z ciotkami! (Wchodzą: IWONA i dwie ciotki)
IZA Co się dzieje?
CYPRIAN Ależ spójrz, książę, spójrz, można leżeć ze śmiechu!
CYRYL Cicho, cicho, posłuchajmy, co mówią.
I CIOTKA Usiądźmy tu na ławce. Czy widzisz, moje dziecko, tych
młodzieńców?
IWONA (milczy)
I CIOTKA Ależ uśmiechnij się, uśmiechnij, moje dziecko.
IWONA (milczy)
II CIOTKA Dlaczego tak niemrawo? Dlaczego ty, moje dziecko, tak
się niemrawo uśmiechasz?
IWONA (milczy)
II CIOTKA Wczoraj znów nie miałaś powodzenia. Dzisiaj znów nie
masz powodzenia. Jutro także nie będziesz miała powodzenia.
Dlaczego ty jesteś tak mało ponętna, moja kochana? Dlaczego nie
masz wcale sex appealu? Nikt na ciebie spojrzeć nie chce.
Prawdziwe skaranie boże!
I CIOTKA Wydałyśmy wszystek zaoszczędzony grosz, sprawiłyśmy ci
tę suknię w kwiaty. Nie możesz mieć do nas pretensji.
CYPRIAN A to potwora! |
|
|
FOTOGRAFIA NR 12: Jak wyżej, tylko mniej wyraźnie. Plus
zjawy. Tytuł: NIEWIELKA HISTORIA.
W niewielkiej miejscowości na terenie Francji w 1967, w
niewielkiej odległości od zabytkowej zabudowy, miała
miejsce niewielka eksplozja broni jądrowej, wykonanej
przez przyjaciela Gombrowicza, artystę malarza
Kazimierza Głaza. Broń została wykonana dla żartu,
niemniej eksplozja była prawdziwa, o czym możemy
przeczytać we wspomnieniach Rity Gombrowicz.
"Witold bardzo się tego dnia nudził. Poprosił, żebym
wzięła samochód i pojechała na zakupy do centrum Vence.
Nie chciałam go zostawiać samego, ale po piętnastu
minutach pojawił się pan Kazimierz (...) Miał ze sobą
niewielkich rozmiarów pudełko. Gdy go zapytałam o
zawartość, pochylił się i wyszeptał tylko: Nic pani nie
powiem prócz tego, że jest to prawdziwa bomba".
Odgłos eksplozji słychać było w odległości 12
metrów. Niewiele, powiecie. Ale spróbujcie własnym
sumptem doprowadzić do czegoś lepszego. Uprzejmie
proszę. Wszystko to wydarzyło się podczas partii szachów
i nie zrobiło na psiarzu wielkiego znaczenia. Hetman
przesunął się jednak na sąsiednie pole i rozgrywka tym
razem zakończyła się remisem. Potem, gdy tylko opadł
niewielki pył radioaktywny, Gombrowicz wyjął swojego
papierosa przeciw astmie i w spokoju zapalił go,
strzepując popiół w miejsce, gdzie jeszcze niedawno
widać było zarys atomowego grzyba.
Część z bohaterów "Iwony, księżniczki Burgunda"
wyparowała zupełnie. Sztuka w początkowym zarysie była
bardziej rozbudowana i opowiadała dodatkowo o kilku
innych - jak mniemamy - również ważnych sprawach.
W spektaklu postanowiono oddać cześć tym bohaterom oraz
ich nieznanym życiorysom i przygodom. Starano się o
rozmycie najlepszej jakości, nienachalne, ale trafiające
do wrażliwości każdego widza, nawet mało obeznanego ze
sztuką nowoczesnego dramatu. To właśnie widzimy na
fotografii. Ten moment skłaniający do zadumy i mający
wpływ na dalsze postrzeganie czy coś tam innego.
Nieważne. |
|
|
13. IWONA JAKO KORONAWIRUS
Zasadniczym problemem Iwony była zbyt wielka ilość
skupionych w jednym organizmie cech wstydliwych,
nieprzyjemnych i chorobotwórczych. W tym sensie
dziewczyna była tykającą bombą zegarową. Każda napotkana
osoba zauważała w sobie cechy chorób, skumulowanych w
tej niepozornej postaci, mimo, iż wcześniej każdy samemu
sobie wydawał się zupełnie zdrowym. Ciała i umysł
dziewczyny pełne były wirusów, które tylko czekały, aby
je ktoś nazwał, sklasyfikował i zauważył u innych. Gdyż
jak się okazuje, każda z postaci stykających się z
Iwoną, była nosicielem kilku spośród ogromu wirusów
uświadomionych wskutek spotkania. Nie sposób było
przejść obok niej, żeby nie zostać zainfekowanym,
przynajmniej tak się wydawało niektórym. Zgodnie z
prawdą, rolą Iwony było jedynie uświadomienie
wszechobecności wirusów, nie zaś ich rozsiewanie. Ale do
rozsiewania łatwiej było każdemu przywyknąć, prościej
było wszystko sobie roznoszeniem i kolportażem
wytłumaczyć. Dlatego - roznosząc lub nie - wstydliwość,
apatię, niezdarność, niezaradność, wycofanie, milczenie,
czy którykolwiek z licznych otępiających wirusów,
dziewczyna w publicznej opinii bardzo prędko stała się
otwartą przez przypadek puszką Pandory. Puszką, której
nie można zamknąć, ale można się jej ostatecznie pozbyć
i samemu oczyścić z podejrzeń o nosicielstwo.
|
|
CYPRIAN A to potwora!
IZA (urażona) No, zaraz potwora.
CYRYL Zmokła kura! Ona jest — niezadowolona!
CYPRIAN Plaksa! Masło maślane! Chodźmy, okażemy jej naszą
pogardę! Damy jej po nosie!
CYRYL Tak, tak! Tę odętą źałobnicę trzeba rozdeptać! To nasz
święty obowiązek! Idź ty pierwszy, a ja za tobą. (Przechodzą z
sarkastycznymi minami tuż przed nosem Iwony, a potem wybuchają
śmiechem)
CYPRIAN Ha, ha, ha! Przed samym nosem! Przed samym nosem!
IZA Zostawcie ją — to nie ma sensu!
I CIOTKA (do Iwony) Widzisz, na co nas narażasz.
II CIOTKA Naraża nas tylko na śmieszność! Skaranie boże!
Myślałam, że choć na stare lata, gdy już ukończyłam swój zawód
kobiecy, uniknę śmieszności. Zestarzałam się, a wciąż muszę
cierpieć szyderstwo przez ciebie.
CYPRIAN Słyszysz? Teraz robią jej wymówki. Ha, ha, ha, dobrze
jej tak! Dobrze jej nagadajcie!
II CIOTKA Znów się z nas śmieją. Nie można odejść, bo wtedy będą
się śmieli za plecami... A zostać — śmieją się w nos!
I CIOTKA (do Iwony) Dlaczego wczoraj na zabawie nie ruszałaś
nogą, dziecko drogie ?
II CIOTKA Dlaczego nikt się tobą nie zainteresuje? Czy myślisz,
że to dla nas przyjemne? Wszystkie nasze ambicje samicze
umieściłyśmy w tobie, a ty nic... Dlaczego nie jeździsz na
nartach?
I CIOTKA Dlaczego nie skaczesz o tyczce? Inne panienki skaczą.
CYPRIAN A to niezdarzona dopiero! Denerwuje mnie! Szalenie mnie
denerwuje! Ta flądra strasznie mi działa na nerwy! Pójdę i
przewrócę ławkę! Jak myślicie?
CYRYL Nie, nie. Po co sobie zadawać tyle fatygi? Wystarczy
wysunąć palec albo machnąć ręką, albo cokolwiek. Cokolwiek się
zrobi w stosunku do takiej istoty, będzie szyderstwem, (kicha)
II CIOTKA (do Iwony) Widzisz? Kichają teraz na nas!
IZA Zostawcie ją.
CYPRIAN Nie, nie, zróbmy jakiś określony kawał. Wiecie co, udam
kulawego i ona pomyśli, że to znaczy, że u niej na herbatce nie
bywa pies z kulawą nogą. (chce podejść do ławki)
KSIĄŻĘ Stój! Ja zrobię lepszy kawał!
CIOTKA IWONY
Magdalena Kotulska
FOTOGRAFIA NR 14 PRZEDSTAWIA CIOTKĘ IWONY W STROJU WYJŚCIOWYM.
Ciotka wystąpiła w tym stroju dwukrotnie, za każdym razem nie
wzbudzając entuzjazmu ani nie będąc przyczyną jakichkolwiek
ciekawskich spojrzeń. Stało się tak dlatego, iż wbrew sugestii
zakładów odzieżowych w Czeladzi, ciotka strój wyjściowy
wprawdzie ubrała, ale z mieszkania nie wyszła. |
|
|
CIOTKA IWONY
Katarzyna Bauer
OKO
Czekaj, niech tylko ciotka to zobaczy.
Co by ciotka powiedziała.
Przez ciotkę.
W ciotkę.
Za ciotkę.
Ciotką.
Żebyś jak ciotka skończył.
Żebyś zaczął.
Żeby...
Ja dobrze wiem, rozumiesz, nic się przede mną nie uchowa.
Widzę co tam robisz, natychmiast przestań.
Niepodobna, myślisz, że tego nie zauważyłam?
No wiesz.
Nie wiesz?
Mam na ciebie oko. |
|
|
NUMER 16 i 17. WARIACJE NA TEN SAM TEMAT
Królowa z orszakiem wchodzi do piwnicznego pomieszczenia
a tak żołnierz ich nie zauważa.
Zbliżenie: królowa z orszakiem wchodzi do piwnicznego
pomieszczenia a tam... na zbliżeniu nie widać żołnierza.
Walenty, bo tak ma żołnierz na imię, na zbliżeniu
przestaje być wyraźny, to znaczy, w pierwszej wersji już
taki nie był za bardzo, ale podzcas zoomu zniknął
zupełnie. Pozostała trójca to królowa z królem oraz
szambelan. Zerkają na Walentego, którego nie widzimy.
Nie wiemy, odzerknie im lub zachowa spokój? Odspojrzy?
Zagadka lochów zamkowych. Każdy loch posiada zagadkę,
ten ma taką. Nikt się nie dowie, czego chcieli od
Walentego? Czy w ogóle czegoś chcieli? Czy w ogóle go
widzieli? Ze zbliżenia trudno wnioskować, a i oddalenie
nie pomaga. Taki los.
|
|
|
CYRYL
Mikołaj
Kycia
CYPRIAN
Szymon Kula
|
CYRYL & CYPRIAN
Cyryl urodził się w domu pełnym zacności. Ojciec
potężny, gęba nalana, spocona, przy tym spojrzenie
wyniosłe, arystokratyczne. Odwrotność syna. Matka
drobna, cicha, dobrego serca, choć piekielnica od czasu
do czasu. Rodzeństwo, ach, bardzo spore, siostry i
bracia oraz... co tu dużo mówić, temat rzeka.
Cyprian. Koleje losu nieznane. Nie wiadomo skąd się
wziął i w jakim celu. Osobowość wymykająca się opisom i
klasyfikacjom, również psychiatrycznym. Człowiek
zagadka, bez odpowiedzi.
Razem mieli dokonać wielu pożytecznych rzeczy, ale tak
się stało nieszczęśliwie, że na etapie planowania
zapomnieli, jakie to były rzeczy i po co mieli je robić.
Więc odpuścili sobie. To znaczy, Cyprian odpuścił a
Cyryl przytaknął z niejakim wahaniem. Lub może
odwrotnie. Albo tak jak jest, ale bez tego wahania.
Dzisiaj trudno orzec z pełną stanowczością. Świadków nie
ma, albo może są, ale nawet nie wiedzą, że byli
świadkami czegokolwiek.
Anegdota, chyba z sierpnia. Idzie sobie Cyryl ulicą,
mija bibliotekę, skrzyżowanie Mickiewicza z Konopnicką.
Zamyślony przechodzi przez ulicę, gdy automobil trąbi.
Nie zwraca uwagi. Nic a nic. Dociera do parku. Alejka,
ławka. Druga ławka, świerk, kosz na śmieci. Trzecia
ławka: stare małżeństwo, on podsypia, ona robótki ma w
rękach i przebiera palcami. Kolejna ławka, która to?
Pies szczeka. Cyryl nic. Wciąż nie zauważa małżeństwa,
drzewa, kosza, psa. Kilka następnych ławek i wreszcie ta
jedna, pomalowana na zielono, tak samo jak reszta. Na
ławeczce dziewczę, pensjonarka. Nóżką kiwa niedbale.
Spogląda, jakby zalotnie. Wbija wzrok w chłopca. Cyryl
potyka się, odzyskuje równowagę. I nadal nie zauważa.
Taka anegdota, trochę bez sensu. Nie wiadomo co potem z
dziewczyną, bo to o nim anegdota była, nie o niej.
Wiadomo za to, co z nim dalej było, ale to nic
ciekawego.
Inna anegdota, tym razem prosto z życia Cypriana.
Cyprian sam ją opisał i rysunki zrobił, takie jakby
ilustracje. Gdzieś miałem te karteczki, znajdę...
Cyryl miał pretensje do Cypriana, głównie o to, że imię
miał podobne. Ludzie ich mylili i źle na tym wychodził.
Bywało, że w parku lub na lodowisku ktoś go przewrócił
albo wyśmiewał się z niego. Własna matka nie dała mu
obiadu gdy jakoby źle się zachowywał w filharmonii. A to
przecież nie on się zachowywał. Trudno to matce było
wytłumaczyć, Cyprian w jej obecności był nienaganny.
...no nic, nie mam pojęcia gdzie jest ta karteczka... |
|
|
ROZMYCIE IWONY. PROBLEMY Z OSTROŚCIĄ NA INSTAGRAMIE.
Problem nijakości i niejakiego rozmycia Iwony, stawał się
bardziej widoczny przy wrzucaniu jej fotografii na instagrama.
Zdjęcia te nie były zbyt dobre, albowiem zrobione zostały
telefonem i nie użyto doń jakiegokolwiek filtra. To drugie było
zresztą większym błędem. Damy dworu, jak również królowa,
używały filtrów, przez co wydawało się wszystkim, iż ich zdjęcia
są profesjonalne. Iwona, która wrzucała swoje przypadkowe
zdjęcia w sposób pełen lekceważenia, bez przekonania, kierowana
niejasnymi i obcymi sobie pobudkami, nie zdobywała zbyt wielu
komentarzy i serduszek. Nie używała również hasztagów, ku
rozpaczy księcia. Jej konto było nijakie jak ona sama. |
|
CYRYL Filipie, co z tobą się dzieje ? Stałeś się drażliwy i
obraźliwy, jakbyś był swoją narzeczoną.
KSIĄŻĘ No, no, nie pozwalaj sobie. Dość. Nie jestem
przyzwyczajony do tego, aby wyśmiewano się ze mnie, z moich
postępków lub z mego uczucia. Powiedz tej hołocie, że jeśli
ktokolwiek poważy się na najlżejszą choćby niewłaściwość, na
cień chociażby niewłaściwości... (Otwierają
się drzwi w głębi i wchodzą przy dźwięku trąb: KRÓL, KRÓLOWA,
SZAMBELAN, IWONA, IZA, dworzanie)
KRÓLOWA Smakowało? Co — smakowało? Prawda? Najadła się dziecina?
(uśmiecha się całując Iwonę) A może jeszcze gruszeczkę?
Gruszeczkę osmażoną w cukrze. W cukrze? Słodko?
IWONA (milczy)
KRÓLOWA Gruszeczka wzmacnia, (śmieje się) Zdrowo! Zdrowo!
KRÓL Zdrowo! Te, te, te. (Milczenie)
KRÓLOWA A może trochę śmietanki? Śmietanka wzmacnia. To zdrowo.
Śmietanki może? Mleczka? Mleczka z cukrem? (Milczenie) Cóż tak?
Nie mamy apetytu? O, to nieładnie. Cóż teraz będziemy robili?
Co? Cóż będziemy robili?
IWONA (milczy)
SZAMBELAN Nic? (śmieje się filantropijnie) Nic?
KRÓL Nic? (śmieje się filantropijnie, nagle zdenerwowany) Nic?
(do Szambelana) Nic?
KRÓLOWA Nic...
SZAMBELAN Nic zupełnie, Najjaśniejszy Panie. W istocie, żeby tak
się wyrazić — nic. (Milczenie) |
|
|
|
SCENKI RODZAJOWE, CZYLI NUMERY OD 20 DO 25
Scenki rodzajowe pozostawiamy Państwa uwadze, nie wtrącając się
zanadto, ani też niczego nie sugerując. Wystarczy że są, to ich
największy problem. Nie chcemy piętrzyć kłopotów i Państwa
dezorientacji. |
|
|
|
KRÓLOWA Takie to nieśmiałe... Takie milutkie, ciche. Trzeba by
tylko może, żeby od czasu do czasu się odezwało, (do Iwony)
Żebyś od czasu do czasu się odezwała, ptaszyno. To nietrudno.
Trzeba czasem coś powiedzieć, dziecinko tego wymaga
przyzwoitość, elementarna przyzwoitość. Nie chcesz chyba być
nieprzyzwoita... Co? No, więc cóż teraz poczniemy? Czym się
zajmiemy? Co?
KRÓL No?
SZAMBELAN Hę?
IWONA (milczy)
KRÓL No co? Nic? Nie można przecież nie wiedzieć! Nie można cały
dzień chodzić po domu i nic — i nic! To nudno. Nudno przecież,
(spogląda po wszystkich w osłupieniu) Nudno! Bójcie się Boga!
SZAMBELAN Nudno!
KRÓLOWA Boże miłosierny!
WALENTY (chodząc) Proszę księcia pana, pan doktor przyszedł i
czeka w galerii.
KSIĄŻĘ (do Iwony) Chodź na badanie. Za pozwoleniem! (KSIĄŻĘ i
IWONA wychodzą) |
|
|
DAMY DWORU:
Luiza Wysocka,
Blanka Nowak,
Julia Jurkowska
|
DAMY
DWORU, SCENY NIEPOWAŻNE. FOTOGRAFIE NUMER 26 ORAZ 27
Pamiętacie Państwo inny spektakl Teatru Fotografii:
Opis
obyczajów, według księdza Kitowicza? No więc damy
dworu są z tamtego spektaklu, a u Gombrowicza znalazły się
przypadkiem. Zgubiły się, zwyczajnie w świecie. Początkowo
trudno w to było uwierzyć, ale daliśmy radę. Nie w takie rzeczy
się wierzyło za młodu, byśmy teraz mieli nie podołać. |
|
|
DAMA DWORU
Beata
Pucia
|
KRÓL (do gości) Witamy jak najuprzejmiej. Proszę, niech państwo
pozwolą.
GOŚCIE Aaa! (kłaniają się) Najjaśniejszy Panie!
KRÓLOWA Prosimy. Prosimy jak najuprzejmiej!
GOŚCIE Najjaśniejsza Pani! (kłaniają się)
KRÓL (do gości) Dalej go! Huzia! Bierz go! Z góry, panowie, z
góry, szambelanie, wyznacz każdemu miejsce stosowne do godności
i niech wyższość gryzie niższość, a niższość niech gryzie
wyższość, to jest raczej niech wyższość czerpie z niższości
słuszną dumę, a zaś niższość z wyższości podnietę i zachętę do
tym owocniejszych wysiłków w szlachetnej emulacji. A moją
przyszłą synową posadź naprzeciw nas, na jej to bowiem cześć
wydajemy niniejsze Garden party.
GOŚCIE Aaa! (kłaniają się)
KRÓLOWA Lecz bez względu na miejsce w hierarchii miejsc, niech
każdy zakwitnie pełnokwieciem swojej istoty pod słońcem naszej
łaski. Niech damy pokażą, co umieją, a panowie niech też pokażą
damom! Z blaskiem, panowie, z szykiem, z elegancją, z polorem i
wykwintem!
KRÓL Tak, tak — huzia... to jest te... Dalej go! Siadajmy!
GOŚCIE Aaa! (kłaniają się)
(Król i Królowa siadają)
SZAMBELAN (do Iwony) Niech pani raczy zasiąść. (Iwona nie rusza
się, lodowato) Niech pani raczy zasiąść... (sadza Iwonę), a
tutaj książę... książę proszę... A tutaj ekscelencja, tu
eminencja, a tu hrabina duariera, a tu nasz znakomity...
nieoszacowany... nasz wyrafinowany... (prowadzi jakiegoś
staruszka, rozpływając się) Ajajaj! (Wszyscy siadają)
|
|
|
KOLACJA
Kolacja należy do punktu kulminacyjnego dramatu Gombrowicza.
Pośród jadła - karasie. Myśli wypełnione skrytobójczym mordem.
Wszystko to w jak najlepszych intencjach, ku chwale królestwa, w
imię dobra obywateli. Jak zawsze, jak zawsze w podobnych
wypadkach.
Puste talerze w tych scenach symbolizują pustkę umysłową
wyższych warstw społecznych. Brak świec w lichtarzu oznacza brak
oświecenia lub bardziej prozaicznie - fazy. Wydaje się, że są to
proste interpretacje, ale nie każdy by na nie wpadł, nieprawdaż?
Chyba, że...
Kolacji poświęcono aż sześć fotografii, proszę zauważyć, że
działo się to na długo przed sukcesem Kuchennych rewolucji. |
|
|
|
KRÓL Jak zaznaczyłem, jest to skromna, lecz elegancka wieczerza
na pohybel, to jest raczej na cześć naszej przyszłej synowej,
którą w dniu dzisiejszym postanowiliśmy obdarzyć tytułem
księżniczki Burgunda in partibus infidelium. Ona więc jest
bohaterką dzisiejszej uczty. Spójrzcie, jak się przyjemnie
uśmiecha.
GOŚCIE Aaa! (dyskretny oklask)
KRÓL (nabierając) Łajdaczka trochę oścista, ale smaczna... Ryba,
chciałem powiedzieć, jak to leży... hm... (nakłada na talerz)
KRÓLOWA (nabierając) Trochę stara, ale w tym sosie dystyngowana,
a dystynkcja, przyznam się, znacznie bardziej mi odpowiada niż
to, co powszechnie określają wstydliwym mianem poezji. Może nie
jestem sentymentalna, ale (z wysoka) nie znoszę wszystkiego, co
choć z daleka zalatuje mi maliną lub kaliną. Wolę starsze panie,
damy w całym znaczeniu tego słowa! GOŚCIE Aaa!
SZAMBELAN (nabierając) Jest to ryba z pozoru skromna, ale w
gruncie, w samej istocie swojej niesłychanie, wprost
nieprawdopodobnie arystokratyczna, dość powiedzieć, że nie ma
kości, ale ości! Cóż to za sos znakomity! Niby śmietana, a
jednak coś lepszego, coś wyższego od śmietany! Jakiż to smak —
ostry, pikantny, błyskotliwy, paradoksalny! Nie wątpię, iż
wszyscy ocenią go należycie, gdyż nigdy jeszcze nie oglądałem
tak wykwintnego zgromadzenia!
GOŚCIE Aaa!
KRÓL (do Iwony) Cóż to — nie smakuje nam? (groźnie) Nie smakuje?
SZAMBELAN (zimno) Pani cierpi na brak apetytu?
GOŚCIE (zgorszeni) O!
IWONA (zaczyna jeść) |
|
|
|
|
KRÓL (ponuro do Iwony) Tylko trzeba uważać, gdy się je, bo można
się udławić! Nieszczęścia chodzą po ludziach. Taki karaś to niby
nic, a w gruncie rzeczy...
SZAMBELAN (do Iwony) Najjaśniejszy Pan raczył zaznaczyć, że
trzeba uważać, gdy się je, bo można się udławić, (ostro) To
niebezpieczne! To trudna ryba.
KRÓL (groźnie) Niebezpieczna, powiadam!
GOŚCIE (zdumieni) Ach! (przestają jeść, cisza)
KRÓLOWA (dystyngowanie) Eh bien, Wonne, vous ne mangez pas, ma
chere?
SZAMBELAN (nakładając monokl) Gardzi pani? Pogardza pani,
karasiami Najjaśniejszego Pana?
KRÓL (groźnie) Co takiego?!
IWONA (zaczyna jeść solo)
KRÓL (wstaje, groźnie wskazując na Iwonę) Udławiła się! Udławiła
się! Ością! Ość jej w gardle!! Ość mówię! N o ! ! ! IWONA (dławi
się)
GOŚCIE (przerażeni, zrywają się) Ratujcie! Wody! W plecy!
KRÓLOWA (przerażona) Ratujcie! |
|
|
ŚMIERĆ W TRZECH ODSŁONACH
Śmierć Iwony była z jednej strony tak nijaka, jak jej smutne
życie. Z drugiej jednak strony - starannie zaplanowana,
pompatyczna i groteskowa. Przyszła z góry. Ze spojrzeniami, z
zadartym nosem. Zleciała niczym niebo na głowy
starotestamentowych Żydów. Przygniotła ją. Stłamsiła,
przestraszyła i ogłupiła. Resztę załatwiła ość. Taka karaskowa.
Utkwiła, zadławiła i po krzyku. Po oddechu. Szast prast. Sama
Iwona ponownie jakby do góry nogami. Odwrócona. Ze wzrokiem
wbitym w każdego z nas. Świdrującym spojrzeniem. Przyganą.
Wyrzutem. |
|
|
|
GOŚCIE Ach, nieszczęsna! Co za wypadek! Katastrofa! Trup!
Umarła! Nie przeszkadzajmy! (wynoszą się, pozostawiając na
widoku ciało)
KSIĄŻĘ Umarła?
SZAMBELAN Ością się udławiła.
KSIĄŻĘ Ach! Ością. Rzeczywiście, zdaje się, że umarła.
(Milczenie)
KRÓLOWA (nerwowo, jakby trochę zawstydzona) Ignacy, trzeba
będzie pomyśleć o żałobie. Nie masz czarnego garnituru.
Przytyłeś, tamte są za ciasne.
KRÓL Nie mam? Jak każę, będę miał.
KRÓLOWA Tak, ale trzeba posłać po krawca.
KRÓL (zdumiony) Po krawca? A racja... (przeciera oczy) Racja,
krawiec Salomon, konfekcja męska... (patrzy na Iwonę) Co?
Umarła? Na serio?
KRÓLOWA (po chwili) Wszyscy pomrzemy!
KRÓL (po chwili) Zróbcie coś. Trzeba coś zrobić z tym. Trzeba
powiedzieć coś. Trzeba jakoś załatwić to milczenie! Filipie...
tego... bądź silny. Trudno — umarła.
KRÓLOWA (gładzi go po głowie) Matka przy tobie jest synu.
KSIĄŻĘ Co wy mówicie?
SZAMBELAN (do służby) Chodźcie no, trzeba wynieść i ułożyć
tymczasem na łóżku. Niech tam który skoczy i przygotuje.
Pietraszka trzeba natychmiast wezwać. Niech tam który skoczy
zaraz do zakładu pogrzebowego Pietraszka, bez Pietraszka nie
damy rady. Natychmiast wezwać Pietraszka, to najważniejsze.
(lokaje zbliżają się do ciała) Zaraz, ja klęknę, (klęka)
KRÓL A, racja... (klęka) Ma rację. Trzeba uklęknąć. (Wszyscy
klękają prócz Księcia) To właśnie trzeba było zrobić od razu.
KSIĄŻĘ Przepraszam. Jak to?
SZAMBELAN Co? (Książę milknie) Proszę uklęknąć.
KRÓLOWA Klęknij, Filipie. Trzeba uklęknąć, synu. Tak trzeba.
KRÓL Prędzej! Nie możesz sam jeden stać, kiedy wszyscy klęczymy.
(Książę klęka) |
|
|
INOCENTY
Marcin
Jurkowski,
WALENTY
Maciej Kotulski,
ŻEBRAK
o.
Bartymeusz Kędzior
|
TRZECH PANÓW BEZ ŁÓDKI I PSA
Pan elegancki, mundurowy i obwieś. Pierwszy ironiczny, drugi
postawny trzeci sympatyczny. Pierwszy inteligentny, drugi
wyniosły trzeci zaś urwipołć. Razem potrafiliby ukraść księżyc,
ale tego rzecz jasna nie zrobią. Dlaczego? No jakże? Chyba nie
musimy tego wyjaśniać... No dobrze, Inocenty i Walenty mogliby,
ale żebrak, z nimi? To dziw, że znalazł się na ich wspólnej
fotografii. Nie było to ich marzeniem ani zamiarem. Nie chcą
mieć z nim nic wspólnego. Nie wsiądą razem do łódki i nie
popłyną w nieznane. Nie polecą w kosmos. Nie z nim, z tym
ladaco. Trochę szkoda. |
|
|
KONDUKT ŻAŁOBNY
Na zakończenie żałobny kondukt. Niebezpieczeństwo zażegnane,
tajemnice nieodkryte, kompromitacja zdławiona w samym
epicentrum. Świat wrócił na tory, odbudował się, zjednoczył w
zbrodni. Poczucie ulgi i wewnętrznego spokoju. Mała dziewczynka
bez chustki. Król z odsłoniętą twarzą.
Oraz świat na głowie, zamiast jej. Zamiast Iwony. Spokojna twarz
z rozszerzonymi
źrenicami oczu. Rzeczywistość wykoślawiona i odwrotna. Coś, co
było podejrzeniem, materializuje się. Na koniec...
Robert Konowalik |
|
|
|