INOCENTY Ambicja zniewala mnie do wyjaśnienia, że ona
też mnie kocha, ale prawdopodobnie wstydzi się przyznać
wobec księcia, gdyż rzeczywiście jako obiekt nie
przynoszę jej zaszczytu. (do Iwony) Po co udawać —
wszakże nieraz mówiłaś mi, że mnie kochasz.
IWONA (milczy)
INOCENTY (rozdrażniony) No, nie zadzieraj tak nosa!
Jeżeli o to chodzi, akurat tyleż mnie pociągasz, co ja
ciebie, a może nawet mniej.
KSIĄŻĘ Słyszycie?
INOCENTY (chłodno) Książę pozwoli, że wytłumaczę. Jeśli
powiedziałem, iż ją kocham, to miałem na myśli — tak, w
braku czegoś
lepszego, z braków, powiedzmy, z braków...
SZAMBELAN Fi donc! A jakże można!
INOCENTY Chodzi o to, że lepsze kobiety, a nawet
przeciętne, są niesłychanie trudne i nieprzychylne, a z
nią można wypocząć, przynajmniej można wypocząć, ja dla
niej nie jestem gorszy niż ona dla mnie, przynajmniej
można wypocząć od tego nieustannego, nieprzerwanego
konkursu... tej parady na tym świecie. Kochamy się, bo
ona tak samo mi się nie podoba jak ja jej, i nie ma
nierówności.
KSIĄŻĘ Podziwiam pańską otwartość!
INOCENTY Ja bym chętnie kłamał, ale dziś to już
niemożliwe, epoka nasza zbyt przenikliwa, wszystkie
listki figowe powiędły. Nic innego nie pozostaje jak
szczerość. Nie ukrywam, że my właściwie kochamy się
tak... na pocieszenie... bo ja mam tyleż powodzenia u
kobiet, co ona u mężczyzn. Ale nie ukrywam też, że
jestem zazdrosny — nie, nie będę ukrywał mojej
zazdrości, ujawnię ją konsekwentnie, mam do tego prawo!
(do Iwony, z niespodziewaną pasją) Zakochałaś się w nim?
W nim? Co? Co?
IWONA (krzyczy) Precz! Precz! Precz! W o n !
INOCENTY Zakochana!
IWONA (gasnąc) Won! |