CZĘŚĆ DRUGA: FOTOGRAFIE
Rozdział siódmy: wstęp do opisu
I. Wzniesienie obrazu. Na pierwszym planie zatroskany duchowny.
Udręka, lekki zarost. Na drugim: senna kobieta z rozkrzyżowanymi
rękami. W dłoniach święty obraz. W tle godło. Osoby dramatu:
kobieta na urlopie, uczennica, matka z dzieckiem, zakonnica,
wojak i bliżej nieokreślone indywiduum za nimi. Ogólny wyraz
artystyczny: oczekiwanie. |
|
|
Jędrzej Kitowicz |
|
Fotografie: Przemek Wiśniewski
Spektakl powstał we współpracy z Teatrem Maska w
Rzeszowie
4 Sztuki OBIEKTYWnie
Premiera: wrzesień 2019
Występują: Jadwiga Domka, Malwina
Kajetańczyk, Ewa Mrówczyńska, Monika Szela,
Natalia Zduń, Kamil Dobrowolski, Tomasz Kuliberda, Maciej
Owczarek
Tekst: Robert Konowalik
Wstęp
Proszę spojrzeć na te
twarze. Twarze ludzi z pociągu, albo z tego
tam…, czym tam zechcą podróżować. Aeroplanem,
pontonem. To są twarze pozujące. Patrzą prosto w
obiektyw aparatu fotograficznego. Patrzą w
oderwaniu od tego, co się dzieje dookoła nich. W
oderwaniu od ich życia, trosk i myśli. Proszę
sobie wyobrazić siebie podczas pobytu na dworcu
czy przystani. Za chwilę odjazd, ale ktoś prosi:
„Czy mogę zrobić zdjęcie? Kilka zdjęć,
najlepiej, kilkanaście. Nie, żeby coś tam, tak
jak stoicie, tak jak siedzicie, mniej więcej
naturalnie”.
Odpowiadasz, że „Naturalnie to nie. Nie da się.
Nie można. Niewykonalne”. Ale ten ktoś macha
ręką ze zniecierpliwieniem. Wie swoje.
„Naturalność, też mi coś. Stworzę ją, jak
wszystko pozostałe. Bo naturalność” – według
niego – „wcale naturalna nie jest”. Wręcz
przeciwnie, trzeba się sporo napocić, aby ją
osiągnąć. Nakombinować.
No i robi wam te zdjęcia, pstryk, pstryku
pstryk. Siadacie, wstajecie, opieracie się,
kładziecie, a ten i ów – zdolniejszy - minę
zrobi. Wszystko bez dziubków ani filtrów z insta.
Takie rzeczy nie przechodzą. Potem się dziwicie:
„To ja? Niemożliwe, żebym tak wyglądał”. To za
sprawą tej stworzonej naturalności, od której
odwykliście, przyzwyczajeni do upiększania
siebie w lustrze, obiektywie, domu i zagrodzie.
Wyobraziliście to sobie? No więc natychmiast o
tym zapomnijcie, bo to wszystko tak nie wygląda.
To wam się tylko takim wydaje. Rzeczywistość
jest zupełnie inna, ale nie wiadomo jaka, kto ją
zna? Chyba tylko ktoś odpowiednio wtajemniczony.
CZĘŚĆ PIERWSZA
Rozdział pierwszy:
rzeczywistość
W rozdziale pierwszym wyjaśnimy sobie pojęcie
rzeczywistości fotograficznej. To znaczy… Nie
tyle wyjaśnimy, bo się nie da zwyczajnie, ale po
prostu sobie o niej opowiemy. Nie, też nie tak.
Raczej, że powiemy, a bardziej raczej -
wspomnimy. Mimochodem. Nie mamy o niej pojęcia,
więc nie da się w inny sposób.
Najprościej będzie zacząć od tego, że jest to
rzeczywistość udawana, i właśnie dlatego wydaje
się prawdziwa. Tym stwierdzeniem nie tylko
zaczniemy, ale i skończymy.
Rozdział drugi: obyczaje
Ksiądz Kitowicz opisał obyczaje, z których
większość przestała być nimi lata temu. Potem
jednak okazało się, że to się tylko tak
wszystkim wydawało, zaś opis pasuje do Polaków
także tu i teraz. Wystarczy kilka modyfikacji,
unowocześnień i ulepszeń, a można się w tym
opisie przeglądać lepiej, niż w największym,
łazienkowym lustrze (takim, które jest
doświetlone jarzeniówką i w odbiciu widać po
prostu wszystko, niestety). Bo Polak pije,
zjada, modli się w nieprzerwany sposób tak samo
i takie same towarzyszą mu przywary. Może i
kilka zalet mu towarzyszy, ale to sobie każdy
sobie o tym pomyśli i również sam dojdzie do
wniosku, że jednak nie.
Tradycji teatralnej nie ma ów opis specjalnie
dużej, sam tekst teatralny z natury wcale nie
jest i gdyby nie trzyczęściowy spektakl pana
Mikołaja Grabowskiego, nikomu nie przyszłoby do
głowy, by w teatrze po ów tekst sięgać.
Obecny spektakl stanowi próbę nowego odczytania
tego tekstu. Dodajmy – bardziej barokową próbę.
Na scenie króluje kilka wyrazistych rekwizytów,
stroje, wielkiej urody malarskość oraz gromada
aktorów rzeszowskiego teatru Maska. I wystarczy.
Rozdział trzeci: rekwizytornia
Z powodu pewnych podejrzeń i insynuacji,
uprzejmie wyjaśniamy, iż żaden z przedstawionych
na fotografiach rekwizytów nie został skradziony
ani wykorzystany w celach, które nie
przyświecały jego wynalazcy. Wszelkie
podobieństwa do innych rekwizytów, widzianych
przez Państwa podczas Innych inscenizacji
zupełnie Innych dramatów, są przypadkowe i wcale
nam nie chodziło o to, byście te rekwizyty z
tamtymi (Innymi) skojarzyli.
Jednocześnie informujemy, iż za wszelkie
skojarzenia, nawet te pozytywne i przyjazne, nie
odpowiadamy. Z zasady.
Rozdział czwarty: izba pamięci
W izbach pamięci usytuowanych w niektórych
szkołach, gromadzi się to wszystko, co
przypomina o przeszłości. Znajdzie się tam kilka
wartościowych przedmiotów, przeważają militaria.
Co inny wyrzuci – izba przyjmie. Nie do końca
tak jest, ale tak to się raczej wszystkim
wydaje. Osoby odwiedzające izby pamięci poczują
się na spektaklu Teatru Fotografii jak u siebie
w domu, z tym, że nie zjedzą kanapki. Osoby,
które w żadnej izbie pamięci do tej pory nie
przebywały, mogą odczuwać chwilowe
rozkojarzenia. I właśnie dla nich przeznaczony
jest ten spektakl: rozkojarzonych z czystym
sercem. Otwartym umysłem. Niemniej obecności na
spektaklu gratulujemy wszystkim bez wyjątków.
Rozdział piąty: dwie zepsute fotografie
Była już mowa o rzeczywistości…
A teraz należy dodać do rzeczywistości osobę
Pana Reportera. Łatwo można go wyłuskać z tłumu.
Dziwacznie ubrany, trzyma w dłoni mikrofon
zamiast sztandaru czy walizki, zaś ogólnie mniej
więcej przeszkadza. Burzy rzeczywistość.
Na zdjęciach pojawił się przypadkiem. To
współpracownik Pana Fotografa, który
niedostatecznie dobrze się pilnował i wlazł w
kadr. Miał być suflerem, został bohaterem.
Jednakowoż Pan Fotograf (nie)umieścił na
wystawie dwie fotografie z udziałem tego
nieuważnego człowieka. Dlaczego? Czy jego
obecność to coś więcej niż tylko przypadek? Czy
może należy on do spójnej wizji artystycznej,
której spójność nam się na razie wymyka?
Moglibyśmy zapytać Pana Fotografa, ale nie
pójdziemy na skróty. Czego nie wiemy, to sobie
wymyślimy, domyślimy ale już nie przemyślimy. Co
nas zastanawia, określimy. Załóżmy przez
chwilkę, że Pan Reporter (no cóż, nazwaliśmy go
w ten sposób z racji trzymanego w dłoni
mikrofonu oraz z powodu pewnego rodzaju
bezczelności, z którą nam się skojarzył) pojawił
się na fotografiach wcale nieprzypadkowo, lub
też przypadkowo, ale ów przypadek się okazał
zbawienny i korzystny. Czy to cokolwiek zmienia?
Nie tylko Pan Reporter burzy rzeczywistość.
Także pisanie o nim burzy Państwa rzeczywistość,
albowiem nie znajdziecie go na żadnej
fotografii. O co zatem chodzi? Pan Fotograf był
na dwóch fotografiach, które ostatecznie nie
weszły w skład wystawy. Dla Państwa pozostanie
Niewiadomą, kimś nieistniejącym, ale my, którzy
próbujemy opisać rzeczywistość, widzimy go wciąż
w pamięci. Nie jest łatwo go z niej wyrugować.
Powycierać ze wspomnień. Dlatego poświęcamy mu
kilka zdań w nadziei, że go sobie Państwo
wyobrazicie. Lub w nadziei na to, że ta jego
wyimaginowana osoba zburzy w Was coś więcej, niż
wizję rzeczywistości. Że Was podburzy, lub
przynajmniej wzburzy.
Rozdział szósty: opis obyczajów księdza Jędrzeja
Kitowicza
W odpowiedzi na Państwa pismo z dnia 8 lipca
2019 roku, które otrzymaliśmy w trzy dni później
za co dziękujemy Poczcie Kwiatowej, która
omyłkowo podjęła się jego dostarczenia,
uprzejmie, a zarazem stanowczo wyjaśniamy po
kolei:
1. W sprawie obyczajów księdza Jędrzeja niewiele
nam wiadomo. Z rozmaitych relacji i dokumentów
wynika, iż miał w zwyczaju pijać poranną kawę.
Na czczo. Dopiero potem zjadał śniadanie: jajko
gotowane i pieczywo z okrasą. Zwykł mawiać: „nie
pożyczaj – zły obyczaj”. Stosował się do tego
jak tylko potrafił, a jak nie potrafił, to
przestawał. Z innych obyczajów wiadomym jest
nam, iż zimą czapki nie nosił, przez co
niedomagał zdrowotnie, ale do końca nie wiemy,
czy jest to prawdziwy obyczaj czy też może
niegroźne dziwactwo z Jego strony.
2. W sprawie innych obyczajów księdza Kitowicza
powołujemy się na przepisy RODO i zasłaniamy
tajemnicą służbową. Są to obyczaje nieco
intymne, prywatne i nie czujemy się w obowiązku
podawania ich do informacji publicznej.
3. W sprawie innych zapytań, odsyłamy do
właściwych nam organów wyższych, których nie
wolno nam wymienić z nazwy.
4. Posiadana przez nas wiedza nie obejmuje swoim
zakresem informacji na temat jakichkolwiek
opisów za wyjątkiem opisów przyrody, wśród
których polecamy te z „Nad Niemnem” Elizy
Orzeszkowej, jako przykłady wzorcowe. |
|
|
|
II. Kobieta w chuście z żołnierzem.
Portret. Żołnierz zaniepokojony. Obawia się. Nie
wychodził do tej pory zbyt dobrze na zdjęciach. Czy się
to zmieni? Jego obawy są uzasadnione, choć bezpodstawne:
wyszedł znakomicie. Kobieta bardziej zagadkowa, ale nie
w typie Mony Lisy. Robi „kaczorka”, ale raczej robi
zupełnie własną, autorską wersję tej miny. Wygląda na
osobę niebezpieczną, chociaż na taką nie wygląda. Żywy
paradoks. |
|
|
III. Akcja! Kobieta budzi się, teraz
wyraźnie widać, że obrazem chce komuś przywalić po łbie.
Fanatyczka. Duchowny śpiewa pieśni pokutne. Kobieta na urlopie
chce wrócić do pracy (to przykre).
Uczennica dziwi się. Reszta bez zmian, za wyjątkiem podejrzanego
indywiduum, który znalazł w tej sytuacji okazję do śmiechu. Jako
osobnik wesoły jest jeszcze bardziej przerażający niż do tej
pory. |
|
|
Rozdział ósmy: modlitwa.
Dwie kolejne sceny przedstawiają osoby w transie
religijnym. Na pierwszym i drugim kobieta rozmawia ze
świętym obrazem, duchowny leży na podłodze. Wrażenie
ogólne: skupienie. |
|
|
Ogólny wyraz artystyczny: ponowne
oczekiwanie, ale bardziej przerażające. |
|
|
Rozdział dziewiąty: bachanalia.
Po modlitwie przychodzi pora na zabawy i swawole.
Korzystają z nich lud, duchowieństwo i szlachta z
arystokracją. Zabawy pomodlitewne przetrwały jako pewien
obyczaj aż do naszych czasów, w postaci skundlonej i
nieefektownej, przejawiając się w rodzinnych, pełnych
wigoru i szaleństwa wyprawach do centrów handlowych. Te
resztki obyczajności obserwujemy w zaniku od chwili
wprowadzenia niedziel niehandlowych. |
|
|
Rozdział dziesiąty: historia
opętanego mnicha.
Tej opowieści nie ma wśród zapisków księdza Kitowicza,
ale przedstawiamy ją, ponieważ jest ciekawsza od opisu
przyrody znalezionego u Orzeszkowej:
Zdradziecki mnich z kielichem pełnym trucizny, grasował
w latach 1676 – 1689 w rejonach pałacu w Dolsku, w
którym bywał w późniejszych latach ksiądz Jędrzej.
Zachowało się o mnichu kilka legend, a to taka, że
ukradł cielaka i zjadł go do spółki z pastuchem Maćkiem,
a to znowu, że otruć chciał kasztelankę, ale się omylił,
gdyż oko miał kaprawe i koniuszego poczęstował, za co go
potem szukali i do lochu chcieli wtrącić. Mnich ów miał
też spiskować z obcokrajowcami, ale o co dokładnie
chodziło, nikt nie wie. W każdym razie języka żadnego
obcego nie znał, więc to chyba takie bajdurzenie tylko.
Niezależnie od wszystkiego, był to człek z pogardą
traktujący chłopstwo i wszelki inwentarz, podpalał
kurniki a i próbował kogoś tam utopić w stawie, bodaj,
czy nie skrybę gminnego. Dwa razy był wieszany na
gałęzi, za pierwszym razie suchej, za drugim biskup
akurat przebywający w pobliżu, zauważył go i odciąć
nakazał. Powiadali, że jak o północy ktoś go spotkał, to
nie przeżył. Albo jak przeżył, to go potem zmora dusiła.
Koniom to czasem warkoczyki na ogonach zaplatał, taki
był niedobry. |
|
|
Rozdział jedenasty: pieśń o
spustoszeniu Podola.
Nieliczne, acz bardzo efektowe wykonanie tej wspaniałej
pieśni przez aktorów rzeszowskiego Teatru Maska. Z
powodu braku zapisu fonograficznego, proponujemy chwilę
zaciekawionego skupienia się na poszczególnych
śpiewakach. O czym myślą w tej chwili? Przyjrzyjcie się
im uważnie, nie są to wprawdzie ich ostatnie chwile, ale
i tak dramatyzmem wygrywa ta fotografia z dowolną edycją
Eurowizji.
Podole (łac. Podolia, ukr. Поділля, Podilla, ros.
Подолье, Podolje, rum. Podolia, tur. Podolya) – kraina
historyczna i geograficzna (Wyżyna Podolska) na
terytorium Ukrainy i Mołdawii, położona nad północnymi
dopływami środkowego Dniestru (Zbrucz, Smotrycz, Uszyca
i in.) i w górnym biegu rzeki Boh. (źródło: Wikipedia)
|
|
|
Rozdział dwunasty: kobieta i duchowny, próba spowiedzi
- Gdybym powiedziała wszystko, co w sercu noszę… ale nie
mogę, niech mnie ksiądz nie prosi, nie mogę, nie chcę!
Są rzeczy, których ksiądz nie zrozumie, choćby chciał.
Macierzyństwo. Co ksiądz może wiedzieć na jego temat?,
miłość, nie ma o niej ksiądz pojęcia. Proszę to zostawić
nam, kobietom, nie wtrącać się, nie próbować zrozumieć,
nie udawać. To są zaklęte rewiry dla księdza, lepiej się
z tym pogodzić i nie ośmieszać się. Rozumie ksiądz, co
mam na myśli?
- Tak siostro. |
|
|
Rozdział trzynasty: gdzie jest
obraz?
Kolejna fotografia opowiada o kilku sprawach równolegle,
ale nas zaintrygowała postać siedząca po prawej stronie
stołu. Oto zakończyły się modlitwy, wesoła zabawa
odeszła w niepamięć wzbudzoną wypitymi trunkami.
Obudziłam się, pozostali albo jeszcze nie zasnęli, albo
przebudzili się wcześniej. Bo, żeby wcale nie pili i snu
nie potrzebowali – nie uwierzę. Coś jest nie w porządku.
Wyczuwam fałsz. Odczuwam brak. Jestem, to znaczy czuję
się, wybrakowana. Nie tak doszczętnie, ale w namacalny,
bolesny sposób. Czegoś mi brakuje. Coś straciłam.
Zapytać się ich? Ale kogo w szczególności? Czy jest
sens? Bo jeśli, dajmy na to: nie odpowiedzą??? Lepsza
już niepewność. Tajemnica. |
|
|
Rozdział czternasty: w czułym
objęciu.
Kobieta z wątpliwościami spotyka mężczyznę bez
właściwości. Mogą i powinni się pokochać. A jeśli nawet
nie, to przytulić, dodać sobie otuchy. |
|
|
Rozdział piętnasty nie posiada
własnego tytułu,
jest to po prostu rozdział bardzo nieokreślony,
przedstawiający poznane już indywiduum, które robi coś,
wykonuje gesty, o coś mu chodzi… No i to wszystko co on
robi, te wszystkie wykonywane przez niego gesty, to coś
niejasne, co mu chodzi po głowie jest takie… to jest
takie porażające i straszne, gdyż niezrozumiałe. Nie
powinno go być na tych fotografiach, takie jest nasze
zdanie. Powinien dostać aparat do ręki i pstrykać sobie
selfie, gdzieś tam w swojej piwnicy pełnej mroku,
wilgoci i słoików z ogórkami małosolnymi.
P.S. Jeśli chodzi o wojaka, też drań nie lepszy. Skumał
się nie z tym, co trzeba. Niby żołnierz, a zdrajca tak
jakby. Nie wiemy, co z nim dalej będzie.
***
Szanowna Redakcjo!
Z pewnego rodzaju zaniepokojeniem zauważyłem, iż nie
odróżniacie kasku strażackiego od wojskowego. Wstyd! Czy
ktoś z Was tam w ogóle skończył szkołę? Wątpię. Jeśli
takie rzeczy będą się powtarzać, przestanę czytywać
Wasze wypociny. Z poważaniem (ograniczonym)
Zatroskany Czytelnik.
***
Drogi Zatroskany Czytelniku!
No po prostu pusty śmiech mnie ogarnia czytając
komentarze takiego „snafcy” tematu jak ty (piszę z małej
litery, bo inaczej nie wypada). Każdy wie, że straż
pożarna oraz wojsko nie używają żadnych kasków tylko
hełmów. Kask to sobie ubierz chłopie na budowie albo daj
dziecku gdy będzie miało ochotę pojeździć na rowerze.
Pozdrawiam, Sarkastyczny Ironista
***
Drodzy Czytelnicy!
Pomyłka, która miała miejsce w zamieszczonym przez nas
tekście wynikła z powodu nadzwyczajnego podobieństwa
hełmu (nie kasku) strażackiego używanego w charakterze
rekwizytu na widocznych tu fotografiach, do modelu
wojskowego hełmu (nie kasku) z 1924 roku, używanego
często w rozmaitych teatrach nie posiadających
dostatecznych funduszy, by sobie kupić jakiś lepszy
(hełm, nie kask). W istocie, trudno te hełmy odróżnić od
siebie. Bijemy się w pierś.
Niemniej chcemy sprostować pewne nieprawdziwe informacje
na jakie natrafiliśmy w liście pierwszym: otóż nie
jesteśmy żadną Redakcją a jedynie autorami notatki
wykonanej na potrzeby wystawy Teatru Fotografii.
Zdumiewającym jest, iż te listy w ogóle do nas dotarły,
za co tradycyjnie dziękujemy Poczcie Kwiatowej.
Za zaistniałą pomyłkę przepraszamy. Poprawiony tekst
winien brzmieć:
P.S. Jeśli chodzi o strażaka, też drań nie lepszy.
Skumał się nie z tym, co trzeba. Niby strażak, a zdrajca
tak jakby. Nie wiemy, co z nim dalej będzie.
Jednocześnie przepraszamy za wszystkie pomyłki w
rozdziale siódmym, upraszając Czytelnika o wyobrażenie
sobie strażaka podczas czytania słów takich jak: wojak
oraz żołnierz. Tekst został już wydrukowany i nic się z
nim nie dało zrobić. |
|
|
Rozdział szesnasty: tło
Tło galerii umieszczonej na stronie internetowej Teatru
Fotografii jest oczywiście czarne, zaś ramki każdego
zdjęcia białe. Oczywiście w wypadku innych form
prezentacji tej kolekcji możliwa jest inna kolorystyka,
do czego zachęcamy. Niemniej przeciwni jesteśmy
pstrokaciźnie i innym takim formom swawolnym, więc
preferujemy kontakt z Autorem zdjęć, który Wam wyjaśni,
dlaczego w grę wchodzą tylko dwa kolory. |
|
|
Rozdział siedemnasty: w pijackim
zwidzie.
Rozdział opowiada o najbardziej polskim spośród
obyczajów, to jest o pijaństwie. Oczywiście dzielimy go
z innymi państwami, narodami i krainami geograficznymi.
Oczywiście inni też piją. Niemniej trudno zaprzeczyć, że
nasze obyczaje z tym związane, nasza kultura,
przywiązanie do tradycji picia, należą do szczególnie
wzniosłych i interesujących.
Te fotografie nie nadają się do opisywania, za to można
je kontemplować, do czego namawiamy. |
|
|
|
Rozdział osiemnasty: portret dam.
Portret uczennicy oraz kobiety na urlopie powstał kilka
miesięcy wcześniej i odkrywa przed nami dosyć ważny fakt
oraz uzmysławia relacje dwóch bohaterek fotografii.
Kobieta na urlopie okazuje się być nauczycielką
matematyki oraz geometrii, zaś uczennica jest naturalnie
uczennicą, ale też uczennicą wzorową. Pamiętacie Państwo
to zdumienie, przerażenie nawet, malujące się na twarzy
młodej dziewczyny na wieść o tym, iż kobieta zamierza
przerwać urlop i wracać do pracy? (rozdział siódmy,
ustęp III)? Czy nie stało się bardziej czytelne (owo
zdumienie)? Wzorowa uczennica zrozumiała w tamtej
chwili, jak złudne są jej wyobrażenia o wczasach nad
Bałtykiem. Jak prędko trzeba będzie z nich zrezygnować,
jeśli tylko nauczycielka powróci do szkoły. Czekała na
te wakacje przez cały rok i w jednej chwili, będzie
musiała z nich zrezygnować. Nie może dopuścić do tego,
by po wcześniejszym powrocie do pracy nauczycielka
zastała pustą salę lekcyjną. Jest bowiem, jak już
wspomnieliśmy, nie tylko uczennicą, ale i uczennicą
wzorową. |
|
|
Rozdział dziewiętnasty: trzy
fotografie w rejtanowskim stylu.
Tadeusz Reytan protestujący przeciwko pierwszemu
rozbiorowi Polski (nie miał wówczas pojęcia, iż
protestuje przeciwko pierwszemu, bo dwa późniejsze
wydarzyły się później), został uwieczniony na słynnym
obrazie Jana Matejki w 1866 roku. Biesiadnicy na
fotografiach protestują przeciwko nadciągającemu
poniedziałkowi. Część z nich oczywiście posiada majątki,
fabryki, pieniądze i nie musi pracować, ale nie wszyscy.
Niektórzy muszą, zaś ich praca jest monotonna i nudna.
Ale nawet przedstawiciele szlachty i magnaterii nie
lubią poniedziałków, gdyż wzywają ich wówczas bliżej
nieznane nam i przez nich samych nigdy nie określone
obowiązki. Wierzą w ich istnienie i nam też każą
wierzyć. Częściowo pogrążeni w malignie, kładą się w
efektowny sposób na stołach, wzbudzając litość swym
cierpieniem. Nie jest im wszystkim łatwo, ale komu niby
jest. Państwu? |
|
|
|
|
Rozdział dwudziesty: sen.
Matka śpi, jej dziecko również. Nawet kobieta na urlopie
(odkryliśmy niedawno, że jest nauczycielką)… Też śpi.
Zmęczyły się wszystkie trzy. Nakarmione dziecko tonie w
objęciach rodzicielki. Dłoń utrzymuje ciężar jej głowy.
To nie była łatwa niedziela, proszę księdza Kitowicza.
Kazał ksiądz robić im te wszystkie rzeczy według
własnego widzimisię i upodobania. Łatwo to opisać, ale
przecież te osoby mają jakieś swoje prywatne życie. Są
aktorami w Rzeszowie, lecz do diabła, nie permanentnie.
Muszą iść do domu, od czasu do czasu, a nie pozować w
nieskończoność. To już nie są żadne tam obyczaje, a
zwyczajne świństwo. |
|
|
Rozdział dwudziesty pierwszy (wersja
pierwotna): żołnierz wyrusza na wojnę.
Z uwagi na zaistniały spór pomiędzy autorem oryginalnego
tekstu, a osobą mającą dokonać przeróbek wynikających z
omyłkowego nazwania strażaka żołnierzem, postanowiliśmy
przedstawić Państwu obie wersje tekstu, w nadziei na to,
że chociaż jedna z nich okaże się tą prawdziwą,
wymyśloną przez Aktorów i Pana Fotografa.
Wojna, to jeden z przenajświętszych obyczajów polskich.
Chodzi się na nią lub na nią jeździ. Zazwyczaj jednak
wojna przychodzi do nas i nie trzeba się zbytnio
trudzić, aby wziąć w niej udział. Nie trzeba się
nachodzić. Przychodzi łatwo, trudniej odchodzi.
Kobieta całuje żołnierza w hełm. Żołnierz zabiera
sztandar. Żywią i bronią. Kłosy. Dwie kosy ustawione na
sztorc. Święty obrazek.
Gdy już jest, ta wojna znaczy się, wielu idzie na nią
lub jedzie. Niewielu wraca. Tak to z tą wojna bywa.
Kobieta robi własną, autorską wersję „kaczorka”. Teraz
widać, dlaczego ta wersja taka własna, dlaczego taka
inna. Pisaliśmy o tej kobiecie, że taka niebezpieczna,
że tak to wygląda, choć nie wygląda. Jak to się można
łatwo pomylić. |
|
|
Rozdział dwudziesty pierwszy (wersja
poprawiona): strażak wyrusza do pożaru.
Pożar, to jeden z przenajświętszych obyczajów polskich.
Podpala się tu i tam, osobliwie stodoły, katedry i lasy.
Do pożaru się nie chodzi, wyłącznie jeździ, tym różni
się od wojny. Czasami się go najpierw podpala, by móc
zgasić. Działo się tak jeszcze przed podpaleniem
Amazonki. Także w czasach księdza Kitowicza. Pożar
przychodzi łatwo, trudniej odchodzi.
Kobieta całuje strażaka w osmalony ogniem hełm. Strażak
zabiera sztandar przeciwpożarowy. Żywią i bronią przed
ogniem. Kłosy spalone słońcem. Dwie strażackie kosy
ustawione na sztorc, upamiętniające świętego Floriana.
Święty obrazek, idźcie i gaście wszyscy.
Gdy już jest, taki pożar znaczy się, wiele Państw
ogłasza po tygodniu, że chce go pomóc zgasić. Inne
deklarują datki na odbudowę dziedzictwa kulturowego.
Potem się coś odradza jak Feniks z popiołów (albo i
nie). Kobieta robi własną, autorską wersję „kaczorka”.
Autor poprzedniej wersji tekstu twierdził, że jest to
kobieta niebezpieczna, no niech skonam. Bardzo się w tym
względzie pomylił, co mnie nie dziwi, bo właśnie
poprawiam te jego pomyłki (czy po raz pierwszy? –
pytanie retoryczne). Kobieta jest zatroskana,
współczująca, zaś kaczorek służy jej do tego, by
przekazać ten smutek i współczucie. |
|
|
Rozdział dwudziesty drugi: na stole.
Stół jest bohaterem trzech następnych fotografii. Przy
stole biesiadujemy, spotykamy się z rodziną, znajomymi,
obchodzimy święta. Robi się przy stole także inne
rzeczy, ale kto wie dokąd te teksty trafią. Lepiej
zmilczeć.
I. Bohaterowie naszej opowieści leżą na stole, jak by to
określić… nieomalże pokotem. Ten i ów podsypia, tamten
gapi się bezmyślnie w obiektyw. Kilka rodzajów wyrazów:
rozanielenia, zadumy, błogości, zmęczenia. Mamy na myśli
wyrazy twarzy. |
|
|
II. Na drugim zdjęciu komuś
przypomniał się wyjątkowo śmieszny dowcip. Na chwilę
zapominają o zmęczeniu. Niektórzy, bo pozostali śpią,
albo nie śpią lecz dowcip nie wydał im się aż tak
śmieszny. Podejrzane indywiduum łapie się za głowę.
Przypomniał sobie o czymś ważnym. Albo zbyt wiele wypił.
Nie dojdziemy do tego. On sam nie dojdzie. Nie wydaje
się jednak aż tak podejrzany. To zwyczajnie normalny,
zatroskany człowiek. Mylimy się po raz kolejny. Dobrze,
że zbliżamy się do końca. |
|
|
III. Portret zmęczonego mężczyzny.
- A pamiętasz chociaż co tu wygadywałeś po pijaku,
łobuzie jeden? Masz szczęście, że na mnie trafiłeś, bo
inna to by ci żyć nie dała. W ogóle nic by ci nie dała.
Ja to co innego, wiesz, tak tylko ci mówię, jakbyś
chciał wiedzieć.
- Pić daj, kobieto. To jedno wystarczy. |
|
|
Rozdział ostatni: portret grupowy
Na ostatniej fotografii wszystko wraca do normy.
Nadszedł poniedziałek. Albo może jest następna sobota i
pora na wdrażanie rozmaitych obyczajów? Myliliśmy się
już tak wiele razy, tym razem nie będziemy.
Żołnierz nie poszedł na wojnę ani też wojna nie przyszła
do niego. Żył jeszcze dwadzieścia sześć lat, zapraszany
to tu to tam z uwagi na swoją bezpośredniość i żywiołowy
charakter.
Strażak nie wyjechał do pożaru. Powiało trochę, ogień
poszedł w stronę strumyka i sprawę załatwił. Żył jeszcze
dwadzieścia sześć lat, ale z uwagi na jego mrukliwość i
paskudny charakter nikt go do siebie nie zapraszał,
przez co czas ten spędził samotnie i zyskał sobie miano
dziwaka.
Kobieta odzyskała swój obraz i w tydzień później została
oskarżona o kradzież dewocjonaliów z miejscowego
kościółka wiejskiego. W szufladzie schowane miała „Matkę
Boską bolesną z kwiatem lilii” oraz ikonę „Chrystusa
Sprawiedliwego”.
Kobieta na urlopie na krótko wróciła do swojej szkoły.
We wrześniu zabrała kilka uczennic na piknik i zniknęła
wraz z nimi wśród skał. Nikt o niej więcej nie słyszał.
Matka z dzieckiem wróciła do męża dopiero we wtorek.
Wybaczył jej nieobecność i przeprosił za własną. Żyli
potem długo i szczęśliwie, a ich córeczka skończyła
gimnazjum, choć z trudem.
Wzorowa uczennica jako jedyna powróciła ze skał. Nie
pamiętała swojej nauczycielki. Zaszła w niej spora
zmiana, często zamyślona siadała przy oknie i zapominała
o całym świecie. Rozmawiała sama ze sobą i potrafiła się
ze sobą nie zgadzać w istotnych kwestiach. Skończyła
szkołę i pozostała w niej jako nauczycielka. Wyszła za
mąż. Jej córka oraz wnuczka również zostały
nauczycielkami. Ta ostatnia – Emma Latter - sprawowała w
szkolę funkcję dyrektorki.
Mężczyzna omyłkowo brany przez nas za mroczne
indywiduum, został aktorem w wędrownej trupie i
specjalizował się w rolach charakterystycznych,
osobliwie Don Kiszota. Występował na terenie całej
Europy, pielęgnując polskie obyczaje tam i ówdzie, czyli
wszędzie.
Zakonnica. Losy tej postaci pozostają nieznane. W 1956
roku odkryty został brulion prawdopodobnie spisany jej
dłonią. Zredagowany na nowo i nieco tylko
uwspółcześniony tekst został wydany jako
„Dziewięćdziesiąt skutecznych porad na temat
macierzyństwa”.
Duchowny. Dożył sędziwego wieku w Krakowie, lecz w wieku
osiemdziesięciu sześciu lat oskarżony był o oszustwo.
Okazało się, że nie posiadał święceń kapłańskich, z
zawodu był stolarzem, zaś habit ubrał kiedyś dla zabawy
i bardzo się do niego przyzwyczaił. Oskarżenie zostało
wycofane, zaś osoba oskarżająca publicznie napiętnowana
i wtrącona do więzienia z kilku powodów, o których nikt
już dziś nie pamięta. |
|
|
|
|
|