POKOJÓWKI
Jean Genet
"...Niedowierzanie
i wściekłość są również nieobce bohaterkom „Pokojówek”,
dramatu Geneta, którego inscenizacja dla odmiany rezygnuje z
kolorystycznych wybryków. Wszystko w tym spektaklu Teatru
Fotografii jest czarno - białe, z wyjątkiem charakterów i
pasji. Te ostatnie bowiem kipią na scenie, ukryte w
szarościach, kontrastach i refleksach świetlnych.
Bohaterkami spektaklu są dwie siostry ze stanikami na
sukienkach. Proszę się jednak nie obawiać, perwersja dotyczy
tutaj sfery psychicznej, nie cielesnej. Mimo dwuznacznej
garderoby, rzecz jest nie o wyzutej z moralności
seksualności, tylko o zastąpieniu prawdziwego życia, życiem
powtórzonym. Ograniczenie świata do kopiowania znanych sobie
tylko relacji, form, gestów i dialogów, jest oznaką
niedowładu Solange i jej siostry Claire. Ich świat, to
zaledwie przedrzeźnianie, w dodatku zaściankowe, skupione na
relacji z chlebodawcami, którymi w tym przypadku są -
nieobecni w przedstawieniu - Pan i Pani. Nieobecni, być może
zmyśleni, dyktują porządek świata, w którym obracają się
siostry. Jest to świat jednostronnej uległości, zdeformowany
przez lustrzane odbicia w szklanych spodkach i filiżankach,
świat odwrotny. W nim znajdujemy przeróżne grymasy,
uśmieszki, zmarszczone czoła, wyszczerzone zęby lub wydęte
usta. Z takiej właśnie materii reżyser komponuje kolejne
zwroty akcji, zagęszcza atmosferę i ustawia grę aktorską.
Ten czarno - biały świat luster i zniekształceń, filtruje
zdarzenia, które wydarzają się w rzeczywistości. Wyolbrzymia
niektóre ze zdarzeń inne zaś ignoruje z właściwą sobie
beztroską, by w końcu doprowadzić do tragedii tam, gdzie nie
powinno się jej spodziewać. Wielka to rzadkość, stworzyć na
scenie rzeczywistość tak wynaturzoną, momentami rozpływającą
się i tracącą styczność z realizmem jaki znamy. W
przedziwnej szklanej tragifarsie widzianej przez dno
talerzyka lub stojącego przy ścianie lustra, widzimy odbite
życie. Ograniczone do świata pewnego mieszkania.
Przejaskrawione i duszne od emocji. Prawdziwe, w swej
absolutnej nieprawdziwości..."
eRKa, Festiwal Teatru FOTOgrafii w Olsztynie
marzec 2014
To jest zbyt dobre. Boję się.
Tam
był pożar. Jestem przekonana. Podczas całego spektaklu
płonęły kulisy. To nie był zwykły pożar. Nie taki, co
przyspiesza akcję i podgrzewa krew. Pożar, który wyprowadzał
widza z równowagi. Pożar, który rozkazywał uciekać, ale nikt
tak naprawdę nie miał zamiaru ruszyć się z miejsca.
Bycie pokojówką jest grą samą w sobie. Służba zakłada
dostosowanie. Stworzenie dla siebie alternatywnego ja, przed
którym stawiane jest wyzwanie bycia na zawołanie,
wykonywanie czynności codziennych w sposób, jaki jest
wymagany, uśmiechania się, potakiwanie, wychwalania
pracodawców wtedy, kiedy jest to wymagane. Niekoniecznie
explicte. Trzeba nie lada, wiedzy, bądź intuicji społecznej,
aby być dobrym sługą.
Kim jest pokojówka, kiedy przestaje być potrzebna w danym
momencie? Co się z nią dzieje, kiedy przychodzi wieczór i
może się oddalić. Czasu, w którym może być „sobą” jest
niewiele. Tego czasu jest znacznie mniej, niż czasu
„osobowości pokojówki”.
Trudno się zatem dziwić, że Claire i Solange kontynuują grę
nawet, kiedy są same. Inaczej nie można. To jest ich świat.
Świat osobowości niedopasowanych, zgubionych. Osobowości
zwielokrotnionych, zagnieżdżających się w losowych ciałach.
Kukułowicz i Mierzejewska-Mikosza zrobiły pokaz gry
najwyższej klasy. Cudownie igrały z widzem. Żonglowały
postaciami, charakterami. Odbijały piłeczkę jak w najlepszej
partii tenisa. Oszukiwały. Prowokowały do śledzenia tropów,
które za chwilę znikały w gąszczu. Widz miewał ochotę się
już poddać, zaprzestać rozwiązywania tej łamigłówki, ale one
nie pozwalały, prezentowały kolejny ślad, jakby zastawiały
pułapki.
Wiemy jak to się kończy. I tym razem skończyło się tak samo,
ale wiodło prze całkiem nowy las tajemnic.
Frau Schmetterling - luty 2013 |