|
|
|
POKOJÓWKI (1947), jednoaktowa sztuka Jeana
Geneta, koncentrująca się wokół problemu
tożsamości człowieka oraz trudności, jakie stają
na drodze do bycia sobą. Dwie siostry, pokojówki
Claire
i Solange, pod nieobecność Pani, niezdolne do
samodzielnego funkcjonowania, naśladują układy,
w których tkwią na co dzień. Claire wciela się w
postać chlebodawczyni, Solange przypada rola
służącej. Toczące się między bohaterkami dialogi
wyrażają uczucia, jakie budzi w nich Pani –
nienawiść połączona z fascynacją. Jednocześnie
wychodzi na jaw rywalizacja między siostrami, z
których jedna kocha się w młodym mleczarzu,
druga śle na policję donosy obciążające pana
domu. Dzwonek budzika, oznajmiającego powrót
Pani, przerywa kłótnię sióstr, w czasie której
Solange niemal posuwa się do rękoczynów. Na
wieść o wyjściu Pana na wolność Claire,
przerażona wizją śledztwa w sprawie donosów,
dosypuje do herbaty Pani gardenal. Ta jednak
spiesząc się na spotkanie z mężem, pozostawia
napój nietknięty. Truciznę wypija Solange, która
w na nowo podjętej grze tak przekonująco odgrywa
scenę zabójstwa Pani, że siostra zmusza ją do
sięgnięcia po filiżankę. Określane mianem
“teatru
w teatrze”, “gry luster” bądź “realizmu”, sztuki
Geneta -dały początek poszukiwaniom
współczesnego teatru. |
|
|
|
|
Jean
Genet
(1910–1986) – francuski pisarz
i dramaturg
Jego twórczość
dotyczyła wykluczenia ze społeczeństwa, problemu
wyobcowania i braku porozumienia.
W warstwie narracyjnej odnajduje się opisy m.in.
służby domowej, prostytutek, wyrzutków
społecznych, złodziei. Geneta-pisarza i Geneta
polityka-moralistę interesowały zagadnienia
emigrantów materialnych (kwestia obozów
uchodźczych
Palestyńczyków) i
emigrantów we własnym kraju (homoseksualiści,
Czarne Pantery w USA). Niektórzy krytycy
literaccy uważają, że nie powodowały nim
zainteresowania społeczne, lecz potrzeba
wyrażenia wściekłości, uczucia poniżenia
i odrzucenia. W
opublikowanej w 1997 monografii „Le dernier
Genet” (Ostatni Genet) Hadrien Laroche porównuje
go do obu: współczesnego mu filozofa Michel
Foucaulta
i myśliciela Reformacji Erazma
z Rotterdamu. |
|
|
|
|
|
Tym, który najbardziej by się nam dziś przydał,
jest Jean Genet, burzący wszelkie porządki,
wiecznie nienasycony, genialny prowokator
i obrońca poniżonych.
Tahar Ben Jelloun |
|
|
|
|
CLAIRE:
(stoi w koszulce tyłem do toaletki. Jej
ton i gest – wyciągnięte ręce – wyrażają
rozdrażnienie i tragizm)
A te rękawice! Te wieczne rękawice!
Mówiłam ci tyle razy, że masz je
zostawić w kuchni. Ale ty liczysz, że
uwiedziesz nimi mleczarza. Nie, nie
kłam, próżne wykręty. Powieś je nad
zlewem! Kiedy ty zrozumiesz, że pokoju
pani nie wolno plugawić? Wszystko,
wszystko, co pochodzi z kuchni, to
plwocina. Wynoś się – i zabieraj swoje
brudy! Przestań! |
|
|
|
|
|
SOLANGE:
Nienawidzę! Gardzę panią! Przestała mnie
pani onieśmielać. Niech pani przywoła
wspomnienie kochanka, może on panią
obroni. Nienawidzę! Nienawidzę pani
piersi pełnej wonnych westchnień! Pani
piersi… z kości słoniowej! Pani złotych
ud… Pani stóp… bursztynowych! (pluje
na czerwoną suknię) Nienawidzę!
CLAIRE:(z
trudem łapiąc oddech)
Och! Och!... ale…
SOLANGE:(idąc
ku niej, groźnie)
Tak jest, Jaśnie Pani, piękna pani. Pani
myśli, że wszystko jej wolno, aż do
końca? Że może zagarnąć urodę nieba, a
mnie wyzuć ze wszystkiego? Dobierać
najlepszych perfum, pudrów, szminek,
jedwabi, koronek, a mnie wszystkiego
pozbawić? I odebrać mi mleczarza! Jego
młodość, świeżość oszołomiły panią?
Przyznaj się, pani! Solange ma Jaśnie
Panią w dupie! |
|
|
|
|
|
CLAIRE:
Jestem u kresu sił. Światło mnie razi.
Czy ty nie myślisz, że ci ludzie
z naprzeciwka…
SOLANGE:
Co oni nas obchodzą? Chyba nie chcesz,
żebyśmy… żebyśmy robiły to po ciemku?
Zamknij oczy. Zamknij oczy, Claire.
Odpocznij.
CLAIRE:(wkłada
skromną czarną sukienkę)
Mówię, że jestem zmęczona, bo tak
wszyscy mówią. Ale wara ci użalać się
nade mną. Solange, nie próbuj nade mną
zapanować.
SOLANGE:
Chciałabym, żebyś odpoczęła. Najbardziej
mi pomagasz odpoczywając.
CLAIRE:
Rozumiem, nie musisz tłumaczyć. |
|
|
|
|
|
CLAIRE:
Mówię, moje ziółka!
SOLANGE:
Kiedy, proszę Jaśnie Pani…
CLAIRE:
Dobrze, dalej, dalej…
SOLANGE:
Kiedy, proszę Jaśnie Pani, wystygły.
CLAIRE:
Mimo to wypiję. Podaj.
Solange przynosi tacę.
Nalałaś do filiżanki z najdroższego
serwisu, najcenniejszego…
Bierze filiżankę i pije. Solange,
odwrócona twarzą do publiczności, stoi
nieruchomo ze skrzyżowanymi rękoma, jak
gdyby w kajdankach.
KONIEC. |
|
|
|
|
|