|
Przez większą część spektaklu widzimy wystające ponad oparcia przednich foteli czubki głów dwojga aktorów. Korzystamy z lusterka wiszącego nad szybą by spojrzeć w ich twarze. Czasem, podczas cofania, gdy aktorzy odwracają się na moment by nie wjechać do rowu, przez chwilę możemy spojrzeć w ich oczy i docenić charakteryzację. Cała reszta, to sprawa imaginacji i niedopowiedzenia. May i Tony są w drodze. My, to znaczy ja oraz jowialny pan z brodą siedzący pośrodku, obok nieco wystraszonej córki, podróżujemy w sposób bezwiedny. Rozmowy dotyczą wszystkiego, spraw prozaicznych, niezjedzonego śniadania, ale również zdrady, kłamstwa i muzyki. May jest piosenkarką, ale dla nas nie zaśpiewa. Gdy jest zdenerwuje, bawi się samochodowym radiem. Aktorka prowadzi raczej kiepsko, ręce trzyma kurczowo na kierownicy, raczej nie ma zbyt dużego doświadczenia. Czasem pochyla się tak bardzo, iż wydaje się, iż zechce wyjść przednim oknem na zewnątrz. Blanka Aleksandra Nasiłowska jest z cała pewnością lepszą aktorką niż kierowcą. Dodaje sobie odwagi zachowując się momentami nonszalancko. W chwilach kłótni zdarza jej się jednak puścić kierownicę. Za to jej partner, nieco starszy, skrupulatny pan (w roli Tony’ego wystąpił Grzegorz Kwieciński), wydaje się osobą rzeczową i opanowaną. Jak to jednak w teatrze bywa - nie ma nic bardziej mylnego niż początkowe, pierwsze wrażenia. W połowie spektaklu okazuje się, że ten zdroworozsądkowy człowiek zapomniał zatankować paliwo. Najtrudniejszy moment spektaklu. Stajemy w szczerym polu i próbujemy skontaktować się z suflerem zamkniętym w bagażniku. Trudno go jednak dobudzić, więc widzowie losują między sobą, kto ma iść z kanistrem po paliwo, na które składamy się wszyscy, bez wyjątku. Dzięki temu koszty tego niezbyt drogiego spektaklu zostają pomniejszone do niezbędnego minimum. Wypada na Zosię, córkę jowialnego pasażera, która nieco nadąsana i w dalszym ciągu - nie wiedzieć czemu - wystraszona, rusza przed siebie. Spektakl jednak trwa dalej. Poznajemy nowe szczegóły skomplikowanych relacji May i Tony’ego. On ją zdradził, ona czuje się oszukana i lekceważona. Jowialny pan wie coś na ten temat, to dlatego ogląda spektakle i chadza do restauracji nieodmiennie i wyłącznie z córką, po burzliwym rozwodzie i niekorzystnym podziale majątku. Ja zaś temat znam ze słyszenia i doświadczeń znajomych, więc przysłuchuję się z zainteresowaniem. Rozmowy mieszają się, świat realny zostaje spętany z fabułą sztuki. Każdy z nas zaczyna odgrywać swoją rolę, ale rzecz jasna, tylko osoby z przodu mają na temat grania jakiekolwiek pojęcie. Cała reszta, czyli widzowie na tylnej kanapie, możemy tylko nieśmiało próbować i zazdrościć w duchu. Po godzinie nadchodzi Zosia i możemy kontynuować podróż. Trzeba powiedzieć, że poziom aktorski spektaklu uzależniony jest od biegu, na jakim jedziemy. Najciekawsze i najbardziej dojrzałe fragmenty pojawiają się na czwartym biegu, poza miastem, kiedy aktorzy są rozluźnieni i nic nie przeszkadza im w interpretacji. Dzieje się tak ze szkodą dla scen rozgrywanych podczas stania w korku. Słowa są rwane, przyduszone i nie do końca czytelne. Aktorzy próbują wybronić się dociskając pedał gazu, co niestety grozi zatrzymaniem przez policję i wypisaniem mandatu. Inscenizacja jednak jest dostosowana do tych trudnych warunków. W mieście akcja skoncentrowana jest na wątku odkrycia zdrady, zdania więc są chropowate, mówione przez łzy, sklecane z wielkim trudem, co znakomicie współgra z treścią dyskursu i warunkami jazdy. Tutaj przydaje się aktorce słabe doświadczenie w charakterze kierowcy, a treść zyskuje nowy wymiar. Wielka w tym zasługa reżysera, który trafnie dobrał trasę podróży. Wyrażam sobie, iż spektakl grany nocą, przy słabej widoczności, zyskałby na dramaturgii jeszcze bardziej, niemniej nie ma powodów do narzekań. Aktorzy są skupieni kiedy skupienia potrzeba. W innych przypadkach rozluźnienie łączone jest ze wzrastającą prędkością i przy otwartych oknach świszczący podmuch dodaje inscenizacji walorów dźwiękowych. Muzyka jest oszczędna i ograniczona do tego, co usłyszymy w radioodbiorniku. Bywa przypadkowa, przeplatana reklamami i serwisami informacyjnymi. Przeważa obojętny dla ucha pop. Za to scenografia bywa bajeczna. Poczynając od motywów industrialnych (wsiadamy do samochodu na parkingu przy koksowni), przez eklektyczną zabudowę miasta (mijamy dawny społemowski pawilon handlowy, ale i zupełnie nowy, efektowny budynek ZUSu, aż do urokliwych, wiejskich krajobrazów, pól i przerzedzonych przez letnią wichurę lasów. Skazani na niecodzienną bliskość, doświadczamy intymności, której się nie spodziewamy. Relacje zachodzące pomiędzy dwojgiem aktorów dotykają nas w sposób bezpośredni. Chcielibyśmy w wielu momentach objąć płaczącą kobietę za kółkiem, ale warunki zakupu biletu nie pozwalają na to. Tym większa nasza niemoc, związana z namacalnym, dotkliwym współuczestnictwie w dramacie. Dzielimy z obsadą ich chwile szczęścia, pojednania i wspólne wspomnienia. Tkwimy w samym epicentrum traumy, która się raz za razem pojawia. Niełatwy to spektakl, wymagający sporej wytrzymałości psychicznej. A przecież trud się opłaca, zaś opis niedługiej podróży poniesiemy ze sobą w sercu każdy z nas na swój osobisty, dogłębnie przeżyty sposób. Tak ja, jak i nadąsana chwilami Zosia. I również jowialny pan, jej tata- jak się przy rozstaniu dowiedziałem z podarowanej mi wizytówki- Krzysiu.eRKa, „Nocnik Teatralny” luty 2014 |
||||||||||
|
|||||||||||
|
kontakt :
Przemek Wiśniewski ::
kreatury@interia.pl :: tel. 789 128 114 |