JONASZ
Marin Sorescu
"...Starotestamentowy
tekst przyzwyczaił nas do trwania w przekonaniu, iż Jonasz
nie istnieje bez ryby, za to ryba może się obyć bez Jonasza,
chyba, że zostanie złowiona i spożyta. Marin Sorescu nie
idzie pod prąd utartym przekonaniom, lecz wzbogaca je,
dodając od siebie rzeczy, których się po Jonaszu nikt nie
spodziewał, zaś reżyser spektaklu nie chce pozostawać w tyle
i uatrakcyjnia inscenizację jak tylko potrafi, dodając od
siebie elementy nieczęsto stosowane w teatrze. Jego
zainteresowania są z natury filmowe, najbardziej zaś czerpią
z filmu animowanego, lub przynajmniej z komiksu. Stąd też na
scenie, oprócz aktora Wiśniewskiego, znajdujemy mnóstwo
papierowych dodatków. Dzięki nim, Jonasz jest we wnętrzu
ryby i poza nią, komunikuje się z Bogiem na wzór
monty-pythonowski, zaś będąc zanurzony w wodzie - pozostaje
suchy. Trochę blednie przy tych dokładkach gra aktorska, co
jest maskowane złożonością układów niesfornej fryzury,
nadającej aktorowi w kilku scenach demonicznego charakteru.
Na ogół jednak, ogrywana jest poczciwość i wesołość Jonasza,
któremu - Bogiem a prawdą - do śmiechu nie jest. Z tej
poczciwości wyłania się niepostrzeżenie rodzaj schizofrenii,
Wiśniewski tu i ówdzie przekomarza się sam ze sobą,
dyskutuje i odpowiada na niewygodne pytania. Przy tym jednak
momentami sam dla siebie staje się partnerem zbyt
wymagającym i jedna jego część osobowości wydaje się
szczerze zdumiona tym, co usłyszy od drugiej. W tych
niezwykłych momentach nie potrzebuje nawet dodatkowego
wspomagania ze strony papierowych ludzików i dekoracji. Jest
w tym zdumieniu szczery i zadziwiony tak mocno, jak tylko
może być ktoś, oglądający rzeczywistość z wnętrza ryby..."
eRKa, Festiwal Teatru FOTOgrafii w Olsztynie
marzec 2014
Jonasz
Jonasz,
zarówno ten biblijny jak i wymyślony przez Marina Sorescu to
prosty człowiek. Sorescu postawił zatem przed reżyserem, a
przede wszystkim aktorem odgrywającym rolę Jonasza trudne
zadanie. Napisał niesamowity scenariusz dla wybornego
aktora, który ma do rozegrania przepiękną psychologiczną
rozgrywkę z samym sobą. Jednak najtrudniejsza nie jest ta
wyrafinowana rozgrywka, ale to, żeby ukryć jej finezyjność.
Żeby nie było można zobaczyć, iż ten prosty Jonasz zdaje
sobie sprawę, że coś jest nie tak.
W Jonaszu reżyserii Tatiany Arpy rękawicę rzuconą przez
Sorescu podjął Przemek Wiśniewski. Choć Wiśniewski jest
doświadczonym aktorem i zagrał wyśmienicie niejedną rolę, to
tym razem ogarnęła go niekontrolowana brawura. Błędy
popełnione przez niego wybacza się młodzikom,
pierwszoroczniakom ale nie tym, którzy zjedli sobie zęby na
graniu i nauczaniu grania. Wiśniewski to po prostu zepsuł.
Jak małe dziecko jednym susem wskakujące na zamek z piasku,
który był budowany przez miesiąc. Może to miała być lekcja
dla kogoś. Może się z kimś założył, że rozłożyć tę sztukę.
Może to był tylko zły dzień.
Jednak mimo, iż jest to sztuka jednego aktora i oglądając ją
jest się skazanym na Wiśniewskiego od pierwszej do ostatniej
minuty, to jest coś, co na czym można się skupić i na chwilę
go zignorować. Scenografia przygotowana prze Elwirę
Iwaszczyszyn to majstersztyk. Jeżeli zdarza Ci się chodzić
do teatru nie tylko dla sztuki aktorskiej, to polecam ten
spektakl z całego serca. Iwaszczyszyn zaangażowała w
stworzenie tej scenografii nieskończone pokłady wyobraźni i
kilka współczesnych technik, które pozwalają pokazać
znacznie więcej niż kartonowe wycinanki. Autorka posłużyła
się, fascynującą mnie, techniką projekcji trójwymiarowej,
dzięki której świat stworzony na scenie był niesamowicie
plastyczny i magiczny. Dzięki jej pracy można się było
poczuć jak na światowej klasy spektaklu autorstwa choćby
Frieder’a Weiss’a. Może odtwórcy roli Jonasza tak bardzo
spodobała się scenograficzna idea, że nie był w stanie
skupić się na własnej grze.
Frau Schmetterling - maj 2013 |