|
|
|
Marin Sorescu
(ur. 1936 - zm. 1996)
Rumuński poeta, dramaturg, powieściopisarz,
eseista.
Po
upadku komunizmu zaangażował się
w działalność polityczną,
w rządzie
Nicolae
Văcăroiu pełnił funkcję ministra
kultury (1993 - 1995).
Sorescu zadebiutował
w 1957 r. na łamach pisma
Viaţa studenţească. W 1964
r. opublikował pierwszy tomik
wierszy, zatytułowany Sigur
printre poeţi.
Tłumaczył na język rumuński
wiersze Borysa Pasternaka.
|
|
|
|
Jonasz, jak każdy samotnik, mówi głośno do
siebie, zadaje sobie pytania i odpowiada na nie,
zachowując się przez cały czas tak, jakby na
scenie znajdowały się dwie osoby. "Rozdwaja się"
lub zamyka w sobie zależnie od potrzeb swego
życia wewnętrznego. Tę złożoność charakteru
trzeba zagrać subtelnie, bez ostentacji.
Gdyby rola była trudna dla jednego aktora, w
dwóch ostatnich obrazach może wystąpić drugi
aktor. |
|
|
|
Scena podzielona jest na dwie części. Połowa jej
przedstawia paszczę Ryby. Druga połowa - wodę,
kręgi narysowane kredą. Jonasz beztrosko stoi w
rybiej paszczy zarzuciwszy sieci poza kredowe
kręgi. Za jego plecami otwiera się ciemna
czeluść rybiej paszczy. Obok Jonasza małe
akwarium, w którym uwijają się wesoło drobne
rybki. |
|
|
|
- Tylko, że ja muszę krzyknąć. Zawołać Jonasza.
- Jonaszu!
- Cisza.
- Żebym cię tu nie spotkał, słyszysz? Nie łaź za
mną, Jonaszu!
- Właściwie to ja jestem Jonaszem. Pssst! Żeby
się ryby nie zwiedziały. Wołam po to, żeby je w
błąd wprowadzić. Bo Jonasz nie ma za grosz
szczęścia.
- Niech ryby myślą, że on łowi Bóg wie gdzie. W
innych stronach.
- Sądzę, że powinien łowić w innym morzu. A nuż
byłoby tam...
- Ale czy można zmienić morze?
- Skądże znowu!
- Jonaszu, nie zbliżaj się tutaj, bo mi
przyniesiesz pecha! |
|
|
|
- Gdybym miał odpowiednie środki, postawiłbym
drewnianą ławkę na środku morza. Wspaniale
wykonaną z polerowanego dębu. Żeby podczas burzy
znajdowały na niej wytchnienie co tchórzliwsze
mewy. I żeby wiatr mógł na niej czasem spocząć,
bo to przecież męczące tak wciąż popychać fale i
pobudzać je do szaleństwa. Mówiłyby o mnie:
"Tyle przynajmniej zrobił w życiu dobrego, że
postawił tę ławkę i otoczył ją morzem". Długo
nad tym myślałem i chętnie bym to zrobił. Byłoby
to jak schronienie w głębi duszy, można by tam
siedzieć z twarzą w dłoniach. |
|
|
|
- Myślę, że ta ryba długo czatowała na tamtą
nieboszczkę. (odtwarza w myślach bieg
wypadków) Jakbym to widział. Tamta mnie
połknęła i z brzuchem mną wypełnionym płynęła
hen przed siebie, żeby mnie strawić. Żebym się w
niej uleżał.
- Płynęła sobie po morzu syta, trochę
roztargniona, kręcąc niefrasobliwie ogonem.
- Na pewno kręciła ogonem. Bo one zawsze tak
robią, kiedy są szczęśliwe.
- Tymczasem inna ryba, czyhająca na tamtą od
dawna...
- Od jak dawna?
- Czy ja wiem, jak to bywa wśród ryb? Ludzie na
przykład i przez całe życie mogą chować urazę w
sercu. |
|
|
|
-
Jonasz!
- Jonaszu!
- Przypomniałem sobie. To ja jestem Jonaszem.
- A teraz, po namyśle, mogę stwierdzić, że to ja
miałem słuszność. Dobrze zacząłem. To on zmylił
drogę. Trzeba było iść w przeciwnym kierunku.
- Jonaszu! Jonaszu! Zawróć! Wszystko jest
inaczej! Lecz ja nie przestanę! Znów się wybiorę
w drogę. Tym razem wezmę cię ze sobą. Mniejsza o
to, czy masz szczęście, czy nie. Ciężko być
samemu.
- (wyjmuje nóż) Gotowe, Jonaszu?
(rozpruwa sobie brzuch) Wyjdziemy kiedyś na
światło!
Kurtyna |
|
|
|
"Nie silcie się na to, by wyrazić w sztuce
wszystko; najlepiej przysłużycie się widzowi,
korzystając z prawa wyboru."
J.B.Priestley |
|
|
|