CIOTKA W
TARAPATACH Julio Cortazar
"...Ze
wstydem muszę wyznać, iż z powodu wzburzenia po-witkacowego
nie byłem w stanie pójść na kolejny spektakl. Jeśli pozwalam
sobie na wypowiedź na jego temat, to zaledwie dzięki
obejrzanym zdjęciom. Spektakl „Ciotka w tarapatach” to
adaptacja tekstu Cortazara, którego akurat nie znam, więc
skorzystam z improwizacji. Na zdjęciach widzę panią Justynę
Streichsbier w przeróżnych pozach oraz strojach. Najpierw
jest seria fotografii budowlanej. Kobieta z płytą, ubrana w
prostą, jasną sukienkę, obuta zaś na niebiesko. Płyta
zasłania kobietę, jest przez nią przenoszona lub nawet
przytulana. Kobieta w pewien sposób kocha tę płytę, opiekuje
się nią z nabożeństwem i odrobiną zadumy. Czy jest owa płyta
utraconą miłością, zdarzeniem odległym, pielęgnacją
wspomnień? Oto ja i moja płyta. Chowam się za nią, przytulam
do policzka. Płyta jest chropowata i w moim ulubionym
kolorze. Potem są fotografie rybackie oraz okienne, zaś
aktorka ma na sobie kurtkę. Jest bliżej nas i delikatnie się
uśmiecha. Dlaczego? Dlaczego odrzuciła płytę i nieudolnie
chowa się za siatką, za którą schować się nie ma szans? Nie
wiem. Przedziwne to. To była całkiem dobra płyta, w
doskonałym gatunku. Nieroztropnie jest pozostawiać ją dla
jakiejś sieci rybackiej. Rybak się ze mną nie zgodzi, zgoda,
ale każda kobieta musi przyznać rację. Potem kobieta ubiera
na chwilę kapelusik, jest pogodna. Posiadanie siatki okazało
się chwilowym kaprysem. Nagle dochodzi do tytułowych
tarapatów. Kobieta (dzięki tytułowi wiem, iż jest czyjąś
ciotką), na nowo w sukience stoi przerażona w kącie.
Zagubiła się, lub też odkryła brak płyty w jej życiu. Czym
jestem, bez płyty, kapelusika lub chociażby rybackiej sieci?
Czy w ogóle jestem? Panika i odosobnienie. Czy ktoś
nadchodzi, ktoś bardziej przerażający niż ja sama? Zdjęcia
nie odpowiadają na moje pytania. Zaraz potem jest zaduma,
kobieta kuca i spogląda na nas z widocznym smutkiem. Nadal
jest sama, nadal w tarapatach, ale przyzwyczaiła się do
nieuchronności kłopotów. Wreszcie ciotka bierze się za
siebie: nakłada maseczkę przeciwpyłową, robocze spodnie i
wije się wśród żelastwa. Etos pracy, fotografie z Wielkiej
Budowy to chwilowa zmyłka, mająca wyrobić poczucie
odchodzących tarapatów. W rzeczywistości nic się nie
zmieniło w życiu ciotki, a jej gwałtowna zmiana usposobienia
maskowała pustkę i rezygnację, z którymi na następnych
zdjęciach zakłada sobie łańcuch na szyję. Znakomite zdjęcia,
mam nadzieję, iż spektakl był równie udany..."
eRKa, Festiwal Teatru FOTOgrafii w Olsztynie
marzec 2014
Styropian
Obejrzałem ten monodram z przyjemnością. Ciekawa forma,
przystająca do opowiadań Cortazara. Dobrze zagospodarowana
przestrzeń (opuszczona gazownia), kostiumy pobudzające
wyobraźnię i zmysłowa aktorka Justyna S. (przyznam, nazwiska
nie zapamiętałem), momentami wyśmienita muzyka wydobywająca
się z otworów po zaworach gazowych (świetny zabieg, którego
nie powstydziłaby się żadna stołeczna scena). Można
powiedzieć - klimat w nastroju dzieł zebranych autora "Gry w
klasy".
Niby wszystko do siebie pasuje, współgra, a we mnie rodzi
się, jest, trwa - pustka. Dlaczego? Może powinienem jeszcze
raz obejrzeć ten spektakl, żeby lepiej go poczuć, zrozumieć,
przeżyć. A może powinienem wybrać się z kimś w rodzaju
przewodnika, który też zostanie szczęśliwie obdarowany
fragmentem styropianu, na którym przyszło siedzieć widowni i
która później została go pozbawiona, a ów styropian stał się
rekwizytem w spektaklu. W zasadzie to tym styropianem
obdarzyłem się sam, ponieważ byłem w nowiuteńkich, jasnych
spodenkach i nie wyobrażałem sobie dalszego uczestnictwa w
projekcie, siedząc na nie doszorowanych schodach. Prawdę
mówiąc, z tego mojego nie oddania styropianu zrobiła się
krótka przerwa i kilka osób, wykorzystując zamieszanie,
opuściło salę widowiskową zaadaptowanej gazowni, a inni
zaczęli zadawać perfidne pytania w stylu: "Po co to
wszystko?".
I trzeba przyznać, że aktorka Justyna S. (o niezrozumiale
brzmiącym nazwisku) w tej skomplikowanej sytuacji okazała
się być nieprzeciętną improwizatorką. Na początku
zaniemówiła, co trwało dłuższą niż długa chwilę, w dalszej
kolejności zamknęła oczy, później usta, przykucnęła, łkała,
śliniła się, schowała się za styropianem-siedzeniem, aby po
chwili się odrodzić i odpowiedzieć tekstem Cortazara:
"Popatrz, ale leje. Leje bez przerwy, tam na dworze gęsto i
szaro, tu przy balkonie kroplami ścinającymi się, twardymi,
które robią plaf i rozbijają się z odgłosem klapsa, jedna po
drugiej, jedna po drugiej, ohyda. Teraz zjawia się u góry, w
ramie okiennej, kropelka, chwilę drży na tle nieba, które
rozszczepia ją na tysiąc wygaszonych błysków, rośnie,
chwieje się, już ma spaść i nie spada, jeszcze nie spada.
Wczepia się wszystkimi pazurami, nie chce się oderwać, i
widać, że trzyma się zębami, podczas gdy brzuch jej rośnie,
całe kroplisko zwisające majestatycznie i nagle już, już,
plaf, nie ma, nic, trochę wilgoci na marmurze.
Ale są i takie, co popełniają samobójstwo, poddają się od
razu, kiełkują w ramie okna i natychmiast rzucają się w
przepaść, mam wrażenie, że widzę wibrację ich skoku, ich
nóżki odczepiające się i krzyk, który je upaja w tej nicości
spadania i unicestwiania się. Smutne krople, okrągłe,
niewinne krople. Do widzenia, krople, do widzenia."
Po tych słowach za oknami obudziła się burza i staliśmy się
(my-widownia) zakładnikami sztuki. Tak więc obejrzałem
monodram do końca, choć dach przeciekał, a nad głową
trzymałem fragment styropianu.
Zwyczajowo po burzy następuje cisza, która udzieliła się
widowni, w spokoju opuszczającej teatr, zresztą oklaski
wyjątkowo by tu nie pasowały.
Spektakl Teatru FOTOgrafii "Ciotka w tarapatach" Julio
Cortazar polecam.
Pavel Ikon - "TeatrealiA 2"
Warszawa - styczeń 2014
|