|
|
|
Julio Cortázar
(ur. 26 sierpnia 1914 w
Brukseli,
zm. 12 lutego 1984 w Paryżu) -
argentyński pisarz, autor
powieści
i zbiorów opowiadań.
Jego rodzice byli
Argentyńczykami, w Argentynie
otrzymał wykształcenie, mieszkał
tam i pracował jako nauczyciel
oraz tłumacz. W jego prozie
uwagę zwraca kunsztowny język,
przeplatanie się świata
rzeczywistego i fantastycznego,
który pojawia się nagle i często
w związku z uczuciami bohatera,
grami, które sam ze sobą
uprawia, wykrzywioną
pseudonaturalistyczną
konstrukcją świata. Pisał także
opowiadania będące zabawami z
pogranicza filologii i
wyobraźni, zawierające
neologizmy (np. nazwy tańców:
tregua, espera, katala w
opowieściach o kronopiach i
famach) i raptowne
przekształcenia utartych
językowych fraz, urywania zdań w
nieoczekiwanych momentach, lub
zawiłe, złożone wypowiedzi,
które rzadko pozostają
jednoznaczne.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
"Popatrz, ale leje. Leje bez przerwy, tam na
dworze gęsto i szaro, tu przy balkonie kroplami
ścinającymi się, twardymi, które robią plaf i
rozbijają się z odgłosem klapsa, jedna po
drugiej, jedna po drugiej, ohyda. Teraz zjawia
się u góry, w ramie okiennej, kropelka, chwilę
drży na tle nieba, które rozszczepia ją na
tysiąc wygaszonych błysków, rośnie, chwieje się,
już ma spaść i nie spada, jeszcze nie spada.
Wczepia się wszystkimi pazurami, nie chce się
oderwać, i widać, że trzyma się zębami, podczas
gdy brzuch jej rośnie, całe kroplisko zwisające
majestatycznie i nagle już, już, plaf, nie ma,
nic, trochę wilgoci na marmurze..." |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
"Tam w głębi tkwi śmierć, lecz nie bój się. Weź
zegarek w jedną rękę, palcami drugiej uchwyć
prztyczek do nakręcania i powoli nim obracaj. I
oto otwiera się inny wymiar, drzewa rozwijają
liście, łodzie stają do regat, czas niby
wachlarz samorzutnie się rozkłada, z niego
kiełkuje powietrze, powiewy ziemi, cień kobiety,
zapach chleba..." |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
"...Dzień później mój najstarszy brat wezwał
mnie nocą do kuchni i pokazał mi karalucha
leżącego na wznak na ziemi nie opodal zlewu. Bez
słowa asystowaliśmy jego daremnej i długiej
walce, aby się odwrócić, podczas gdy inne
karaluchy, zwalczywszy onieśmielenie światłem,
maszerowały po podłodze ocierając się o tego,
który leżał jak neptek. Poszliśmy do łóżek
wyraźnie melancholijni i z tej lub innej
przyczyny nie wróciliśmy do wypytywania ciotki,
ograniczając się do przynoszenia ulgi w jej
lęku, odprowadzania jej i przyprowadzania,
brania pod rękę i kupowania wielkich ilości
pantofli o nie ślizgających się podeszwach oraz
innych przedmiotów ułatwiających zachowanie
równowagi. Życie potoczyło się dalej, nie gorsze
od życia innych" |
|
|
|
|
|