I m a n t s  Z i e d o n i s

EPIFANIE
część 1 (część 2)

Obsada: Agata Butwiłowska i Honorata Mierzejewska-Mikosza

Reżyseria:
Mynd Ficus
Scenografia: Dominik Szewski
Muzyka: Zespół Ich Własny

Premiera: wrzesień 2014
Imants Ziedonis
(ur.1933r. - zm.2013r.)
Łotewski poeta i pisarz.
Urodził się w miejscowości Sloka, niedaleko słynnego nadmorskiego kurortu Jurmala.
Absolwent Uniwersytetu Łotewskiego (Latvijas Universitāte) w Rydze (filologia).
Zanim na poważnie zajął się poezją pracował m.in. jako bibliotekarz, drogowiec i nauczyciel w szkole.
Wydał sporą ilość zbiorów poezji. Napisał także 6 książek dla dzieci i około 10 powieści dla pełnoletnich czytelników.
Tworzył wyłącznie w języku łotewskim.
W 1995 roku został odznaczony Orderem Trzech Gwiazd (Triju Zvaigžņu ordenis) - najwyższym odznaczeniem łotewskim.
Ziedonis znany był także z niezwykle bujnej czupryny.
EPIFANIE
"...Spójrzmy na świat oczyma Imantsa Ziedonisa, a odkryjemy urodę rzeczy, których nawet nawet nie dostrzegaliśmy dotychczas. Przechodziliśmy koło nich obojętnie przez wiele dni i lat, aż nagle wskazał je nam poeta w jednym małym błysku, małym okamgnieniu, w jednej "epifanii" (epiphaneia - po grecku błysk, odkrycie, olśnienie) i stajemy zdumieni - ależ tak, przecież zawsze przeczuwaliśmy, że tak właśnie jest, ale w codziennym pośpiechu, gnani tysiącami pilnych spraw, nie mieliśmy czasu, żeby zatrzymać się, spojrzeć i - zobaczyć..."
"...Plotkarze to bezczelni drapieżnicy. Pożerają słabszych. Nie dość że poobgryzają człowiekowi uszy, to jeszcze wkręcają się głębiej, do wewnętrznego ucha, do mózgu, drążą go, jak robaki jabłko. Poznałam kiedyś człowieka, dorosłego człowieka, zastraszonego, nie umiejącego mówić. Życie jego upłynęło wśród gadułów i plotkarzy, którzy nie dawali mu dojść do słowa. Przez całe swoje życie kiwał tylko głową twierdząco: "Tak-tak-tak-oczywiście-a jakże", słuchał i uśmiechał się po japońsku. Ich trajkotanie wwierciło mu się do mózgu i zniszczyło ośrodek mowy.
Gaduły połykają dzieci. Od tego się zaczyna..."
"...Jest bardzo wcześnie. Słońce jeszcze nie otworzyło oczu.
Matka nie zaczęła kołysać mojej kołyski. Ojciec jeszcze nie wyszedł do stajni oporządzać konie. Śpią buty za drzwiami, śpią progi i ścieżki.
W szczelinach podłogi śpi wczorajszy dzień. Jedno
westchnienie usnęło w ręczniku, jedno przekleństwo tli się
w popiele pod kuchenną płytą.
Tymczasem wieczorny sen przeistacza się w poranny i budzi się czapka leżąca na stole. Czapki budzą się z kurami. Jest wciąż bardzo wcześnie. Czuję, jak mnie pozdrawiają czapki na wieszaku. A więc pora na mnie..."
"...Nikt się nie sprzecza z samym sobą.
Ludzie sprzeczają się jeden z drugim. Rzeka zmaga się z brzegiem, z kamieniami. Jastrząb potyka się z wiatrem. Jeden język z drugim językiem. Oko z okiem, ząb z zębem. Lecz nigdy żaden ząb, żadne oko nie zwrócą się przeciwko sobie samym.
A przecież ten, kto sam ze sobą nie walczył, czyż odważ się walczyć z innymi?
Taki nie będzie walczył. Będzie gryzł.
Rzeka będzie gryźć brzegi, kornik stół, pies kość, a człowiek człowieka..."


"...gorejące świeczki. Moje ręce
utkwiły w doniczce
i pokryły się kolcami jak
dwa kaktusy, a pięści
nabrzmiały jak dwa czerwone
pąki rozsadzone od
wewnątrz z olbrzymią siłą.
Moje lewe ucho oderwało się
i jak rozwścieczony
ślimak wpadło
prosto do ust mojej sąsiadki,
a ona w przestrachu je
połknęła. Język mój
wplątał się w taśmę
magnetofonową i zaczął
przeraźliwie krzyczeć. Wtedy
ona wzięła moją
głowę i włożyła ją do lodówki..."

 


"...Z ramami sprawy mają się tak. Jedni mieszkają w nich przez całe życie i nigdy poza ich obręb nie wychodzą. Z drugimi bywa rozmaicie: trochę pomieszkają, wyprowadzą się, znowu wracają. I są jeszcze trzeci, którzy nie mieszkają w nich w ogóle. Przychodzą jedynie, żeby w nich umrzeć. Ściśle mówiąc, nie umierają w nich, tylko po śmierci zostają w nich umieszczeni..."