|
|
|
|
|
|
Donald Barthelme(ur.
7 kwietnia 1931 w
Filadelfii, zm. 23 lipca
1989 w Houston), amerykański
pisarz, autor powieści i
krótkich opowiadań.
Debiutował na początku lat
60. Wcześniej pracował jako
reporter i redaktor w
różnych czasopismach, w
latach 1961 - 1962 był
dyrektorem muzeum w Houston,
publikował krótkie teksty na
łamach New Yorkera.
Pierwszy zbiór jego
opowiadań, zatytułowany
Come Back, Dr. Caligari,
ukazał się w 1964.
W swoich opowiadań Barthelme,
zaliczany do grona
literackich postmodernistów,
w surrealistyczny i
nierzadko groteskowy sposób,
ukazywał otaczającą go
rzeczywistość. Parodiował
stereotypy myślowe
amerykańskiego społeczeństwa
i eksperymentował na
językowych kliszach kultury
masowej, swobodnie mieszając
wątki oraz opierając swe
utwory na systemie
absurdalnych skojarzeń. W
ten sposób wyrażał
przekonanie o
fragmentarycznym charakterze
realnego świata.
Jego powieści cieszyły się
mniejszym powodzeniem i
uznaniem krytyków.
Najciekawsze z nich to
Królewna Śnieżka,
nawiązująca do znanej baśni
oraz Król, będący
uwspółcześnioną (akcja
książki rozgrywa się podczas
II
wojny światowej),
pastiszową wersją legendy o
Królu
Arturze
i
Rycerzach Okrągłego Stołu.
|
|
|
|
|
Porwana pyta, czy zrobię jej zdjęcie.
Zużywam cztery rolki filmu i zadowolony idę do
ciemni.
Przynoszę zdjęcia stykowe, oglądamy je razem.
Zakreśla mazakiem sześć - zdjęcia, na których
jest zamyślona. Nie zakreśla zdjęć, na których
się uśmiecha, chociaż kilka jest bardzo dobrych.
Kiedy przynoszę odbitki mówi, że są za małe.
- Za małe?
- Możesz zrobić powiększenia?
- Jakiej wielkości?
- Jakie mogą być największe?
- Największy papier ma sześćdziesiąt na
dziewięćdziesiąt.
- Świetnie!
Rozwiesza olbrzymie fotogramy w swoim pokoju,
przypina pluskiewkami.
- Zrób jeszcze.
- Po co?
- Chcę je powiesić w innych pokojach też.
- Te zamyślone?
- Które chcesz.
Wkrótce dom zapełnia się portretami, jej twarz
spogląda zewsząd. |
|
|
|
|
|
|
M. telefonuje, żeby mi powiedzieć, że on
też porwał kobietę.
- Jaką?
- Białorusinkę. Z Białorusi.
- Mówi po angielsku?
- Wspaniale. Podobno w swoim kraju jest
nauczycielką angielskiego.
- Wysoka?
- Tego samego wzrostu co twoja. Może
trochę wyższa.
- Co robi?
- W tej chwili?
- Tak.
- Pucuje pierścionki. Dałem jej kupę
pierścionków. Aż pięć.
- Ucieszyła się?
- Chyba tak. Pucuje jak szalona. Jak
sądzisz, czy to znaczy, że jest
schludna?
- Z czasem się przekonasz. Moja wciąż
rzuca piłką.
- Co?
- Dałem jej piłkę. Jest bardzo
wysportowana. Trenuje rzuty do kosza na
śmieci.
- Piłka się nie pobrudzi?
- To nie jest zwykły kosz na śmieci.
Kupiłem jej specjalny.
- Dobrze rzuca?
- Wszystko robi dobrze.
|
|
|
|
Chce iść do kościoła!
- Cooo?
- Dziś jest niedziela.
- Od dwudziestu lat nie byłem w
kościele.
- Chcę iść do kościoła.
- Do jakiego?
- Do katolickiego.
- Jesteś katoliczką?
- Kiedyś byłam.
Siedząc obok siebie w ławce,
jesteśmy w oczach całego świata
parą małżonków.
Wstajemy, siadamy i śpiewamy
wraz i innymi według porządku
nabożeństwa.
Stary, mizerny ksiądz, z orlim
nosem i siwymi, krótko
przystrzyżonymi włosami, ubrany
w czarną sutannę i cienką,
białą, koronkową komżę, stoi
przy ołtarzu.
- Ofiara - mówi ksiądz.
Słuchamy znakomitego kazania na
temat Ofiary.
Po nabożeństwie wracamy
samochodem do domu, gdzie znów
ją wiążę.
|
|
|
|
|
Czy śpimy ze sobą? Tak.
Co się da o tym powiedzieć?
To najmniej dziwna strona
naszego tymczasowego współżycia.
Powszednia jak chleb.
Ona mi mówi, co i jak. Czasem
działam pod wpływem natchnienia
i w takich chwilach nie potrzeba
mi wskazówek. Pewnego razu
zrobiłem krzyż taśmą przylepną
na podłodze w miejscu, w którym
się kochaliśmy. Roześmiała się,
kiedy zobaczyła ten znak. Czyli
potrafię ją czasem rozśmieszyć.
Co ona myśli? Tego oczywiście
nie wiem. Może uważa to wszystko
za okres w nawiasach, jeśli
chodzi o jej "normalne" życie,
jak pobyt w szpitalu albo pobyt
w Holiday Inn przysięgłych
odseparowanych na czas procesu o
morderstwo. Porwałem ją, przez
co naturalnie jestem złoczyńcą,
dzięki czemu ona może patrzeć na
mnie dobrotliwie.
To wspaniała kobieta i wie, ze
jest wspaniałą - jest więc
odrobinę próżna.
|
|
|
|
|
|
M. dzwoni bardzo zdenerwowany.
- Moja jest chora - mówi.
- Na co?
- Nie wiem. Jest apatyczna. Nie je.
Nie pucuje. nie gra na flecie.
Zdobycz M. to kobieta niegłupia,
wytworna i obdarzona nietuzinkową
urodą.
- Usycha z tęsknoty - wypowiadam
przypuszczalnie.
- Właśnie.
- To niedobrze.
- Bardzo niedobrze.
- Porozmawiaj z nią. Powiedz jej:
dusza ma jest zatopiona,
uwznioślona, uwięziona przez moją
władczynię.
- Z czego to jest?
- To cytat. Działa niezawodnie.
- Spróbuję. Zatopiona, uwięziona,
uwznioślona.
- Nie tak. Uwznioślona, uwięziona.
Chociaż twoja wersja brzmi lepiej.
Uwznioślona na końcu.
- Dobra. Tak jej powiem. Dzięki.
Kocham ją bardziej, niż ty kochasz
swoją.
- Nieprawda.
- Prawda.
Odgryzam sobie kciuk i każę M.
zrobić to samo.
|
|
|
|
|
Listonosz poruszający się w żółwim
tempie przynosi odpowiedź na jej
list.
Obserwuję ją, gdy otwiera kopertę.
- A to drań - mówi.
- Co pisze?
- Niewiarygodny drań.
- Co takiego?
- Daje mu sposobność, żeby na białym
koniu przyjechał mnie ratować,
wielka chwila, jaka zdarza się może
raz w życiu, a on bajdurzy o tym,
jak świetnie mu jest z małą. Że mała
teraz nigdy prawie nie płacze. I
jaki spokój panuje w domu.
- Drań - mówię zadowolony. - Zła
jesteś?
- Pewnie.
- Co teraz zrobisz?
- Zaprowadź mnie do mojego pokoju i
zwiąż. Chcę go nienawidzić w
samotności.
|
|
|
|
|
|
Dziś rano, przy śniadaniu, porwana
wpada w szał.
Jestem do niczego, picuś-glancuś,
niewolnik telewizora, pleciuga,
nędzna kreatura, potworny tchórz,
który żeruje na... i tak dalej, a
nie jest w dostatecznym stopniu
mężczyzną, żeby... i tak dalej, i
tak dalej. W dodatku za dużo pije.
Wszystko to święta prawda. Mnie
samemu często przychodzą do głowy
takie myśli, zwłaszcza - nie
wiedzieć czemu - po przebudzeniu.
Dokładam sobie jeszcze trochę
boczku.
- I wałkoń - dorzuca z uciechą. -
Taki, co to...
Łapię ją w wizjer aparatu i robię
nową serię zdjęć: "Zagniewana".
Kłopot z porwaniem kobiety polega na
tym, że niepodobieństwem jest zrobić
potem coś, co by mogło bardziej
zaimponować od pierwszego posunięcia
albo przynajmniej mu dorównać.
|
|
|
|
|
- Chce mi zabrać dziecko - mówi. -
Chce zatrzymać dziecko przy sobie.
Porwał mi córkę.
- Kiedy wrócisz, córka będzie na
miejscu, wierz mi.
- Kiedy to będzie?
- Od ciebie tylko zależy. Sama
musisz zdecydować.
- Hm.
Dlaczego nie mogę ożenić się z jakąś
kobietą i żyć z nią mniej lub
bardziej nieszczęśliwie aż do
śmierci? Już tego próbowałem.
- Zrób mi jeszcze jedno zdjęcie.
- Dość już zrobiłem zdjęć. Więcej
robić nie chcę.
- To odejdę we wtorek.
- We wtorek. Zgoda. Czyli jutro.
- Tak.
- Hm.
Chwyta piłkę i udaje, że chce ją
wyrzucić przez okno.
- Czy porywa się czasem znów kogoś,
kogo się już przedtem raz porwało?
- Nikt o takim wypadku nie słyszał.
- Dlaczego?
- Nie zdarza się, i tyle.
- Jutro. Mój ty świecie.
Idę do kuchni i zaczynam zmywać
naczynia - wiem z doświadczenia, że
im więcej człowiek odwali czarnej
roboty, tym łaskawszym okiem na
niego patrzą.
|
|
|
|
Mija tydzień, a ona wciąż jest ze mną. Odchodzi ode mnie stopniowo.
Gdybym jej wyrwał włosy, nie podobałaby się nikomu poza mną. Ale ona nie chce, żebym jej wyrwał włosy.
Wkładam specjalnie dla niej coraz to inne koszule: czerwoną, pomarańczową, srebrzystą. Przez całą noc trzymamy się za ręce.
KONIEC
|
|
|
|
|
|