|
L e s z e k K o ł a k o w s
k i |
APOLOGIA ORFEUSZA, ŚPIEWAKA I BŁAZNA,
RODEM Z TRACJI,
SYNA KRÓLEWSKIEGO |
|
|
Monodram w wykonaniu
Konrada Stali
Reżyseria: Stanislav Jezyk |
Scenografia: Anna Gołąb |
Muzyka: Zespół
Premiera: styczeń 2015 |
|
|
|
|
|
LESZEK KOŁAKOWSKI
Urodził się w 1927, w Radomiu, jeden z
najwybitniejszych filozofów polskich, od
1968 roku - po pozbawieniu go katedry na
Uniwersytecie Warszawskim - mieszkający
na emigracji, ostatnio w Oksfordzie,
gdzie był członkiem All Souls College.
Zmarł 17 lipca 2009 roku.
Głównym przedmiotem jego zainteresowań
filozoficznych była historia
filozofii, zwłaszcza od XVIII wieku, w
tym doktryny liberalizmu, a także
filozofia kultury oraz religii. Oprócz
tekstów filozoficznych spod pióra
Kołakowskiego wyszły również utwory o
charakterze literackim, choć również
poruszające tematykę bliską
Kołakowskiemu-filozofowi, dlatego
szukając dla nich określenia gatunkowego
należałoby mówić w tym przypadku o
przypowiastkach filozoficznych (13
bajek z królestwa Lailonii,
Rozmowy z diabłem). W
przypowiastkach i bajkach Kołakowski w
przystępnej i atrakcyjnej literacko
formie analizuje zagadnienia i paradoksy
filozoficzne lub też przedstawia
dyskusje pomiędzy różnymi szkołami i
doktrynami. Głównymi cechami tych
historyjek jest inteligentny, kpiarski
humor oraz mistrzowskie operowanie
konwencją literacką i stylizacją,
zwłaszcza w opowieściach biblijnych.
Książki Kołakowskiego przez wiele lat
ukazywały się w Polsce w nielegalnym
obiegu, odgrywając ważną rolę w
kształtowaniu polskiej inteligencji
opozycyjnej - szczególne znaczenie miał
esej Kapłan i błazen,
analizujący postawy inteligencji właśnie
wobec władzy. Pierwszym tekstem
Kołakowskiego skonfiskowanym przez
cenzurę, a zarazem pierwszym, który
zaczął funkcjonować poza oficjalnym
systemem, był napisany w 1956 roku dla
"Po Prostu" manifest "Czym jest
socjalizm".
|
|
|
|
|
|
"...Spójrzcie na mnie. Czy wyglądam na
człowieka, który wrócił ze świata
podziemnego? Spójrzcie uważnie,
przyjrzyjcie się, może zauważycie jakiś
niewielki ślad, jakąś drobną zmianę na
twarzy, albo na dłoniach, jakiś
nieznaczny szczegół odmieniony, jakąś
rysę albo skazę, albo plamkę popielatą,
albo bliznę niedużą... Widzicie? Nie,
nie widzicie. Nie widzicie nic, bo też
nie ma nic do obejrzenia. Koniec, nie ma
i już. Nic się nie zmieniło, wszystko
jest tak samo. Te buty stąpały po
schodach piekła, te oczy patrzyły w
twarz boga podziemi, te ręce dotykały
ścian wiecznego grobu. I nic? Nic. Buty
zdarły się trochę, jak zwykle przy
chodzeniu, oczy mam dobre i bystre, jak
zawsze, ręce zgrabne, zdatne do gry na
cytrze i innych rzeczy, jak dawniej.
Wszystko jak dawniej..."
|
|
|
|
|
|
"...Przy drodze rósł niepotrzebnej
Niepotrzebny tymianku kwiat.
Po ten kwiatuszek szedłem
Trzydzieści i dziewięć lat.
Szczęśliwy byłem bez granic
Trzydzieści i dziewięć lat,
Potem oddałem go za nic
Albo rzuciłem na wiatr.
Nic, że kości zdążyły zardzewieć,
Że skronie włos pokrył siwy,
Przez lat trzydzieści i dziewięć
Byłem jak bóg szczęśliwy.
Ładne, prawda? Ale to nic, to tak na
próbę, żeby wam pokazać, że cytra dobra,
że nie straciła ani trochę swojej
dźwięcznej siły, jasności swojego
brzmienia, widzicie teraz, kto mówił, że
mam palce zgrabiałe od mrozu? ..."
|
|
|
|
|
|
Języczku wężowy,
Mowco księżycowy,
Niestety, niestety,
Lubisz ty kobiety.
Taką piosenkę ułożyłem. Ładna,
prawda? Może macie mi za złe
znajomość z wężem, ale
powiedzcie, powiedzcie szczerze,
chcecie być nieśmiertelni?
Chcecie, co tu gadać, chcecie
wszyscy, więc dlaczego mi
wymyślacie, dlaczego mnie
męczycie z tym wężem, co? Dobra
znajomość i już. Przecież nie
mogłem wiedzieć, że to bydlę ją
ugryzie...
No tak, no dobrze, więc niech
będzie, więc niech będzie,
owszem, no tak było, nie ma się
czego zapierać, było tak,
zdradziła mnie z wężem... No
więc, nie mogłem tego
przewidzieć!! Zacinał deszcz,
drobny i zimny, w błocie
grzęzłem, byłem zmoczony jak
pies, kiedy mnie zdradziła z
wężem. Poszła z nim do ziemi,
pod ziemię, a więc do podziemi,
zabrał ją uwodziciel, gad
plugawy. A ja byłem jak pies
zmoczony. No czego się
śmiejecie, o co chodzi, żem
grajek, błazen, że byłem
zmoczony? Jestem synem
królewskim, z Tracji! Proszę o
powagę..."
|
|
|
|
|
|
"...Skąd tu tak wieje? Dawniej
nigdy nie wiało. Może naprawdę
się zestarzałem, może mi ten
reumatyzm wlazł do kości, ale
mniejsza o to, zresztą to
niemożliwe, patrzcie,
przyjrzyjcie się, to są kostki u
nóg, stawy ruszają się świetnie,
a kolana? Patrzcie, co? Pierwsza
klasa, nie ma mowy o chorobie. A
te golenie, gładkie, świetne, to
nogi biegacza, a uda, biodra?
Patrzcie, wszystko giętkie,
prężne jak cięciwy łuku, aż
przyjemność spojrzeć, to są
biodra mężczyzny, stworzone do
miłości. A tu, pierś? Jak
kamień, jak się zapomnieć, to
można żebra połamać komuś,
kobiecie, oczywiście, mówię. A
ramiona, mięśnie? Patrzcie, jak
liny okrętowe. A tu, dalej
szyja, szczęki, zęby jak u
wilczycy, czaszka z metalu, oczy
orła, włosy ledwo muśnięte
siwizną, jeszcze nic, a palce?
Palce są do cytry i do miłości,
i do znaków sekretnych, więcej
już nie mają zastosowań, ale
bagatela! Co za zastosowania! Te
trzy rodzaje użytków to już
prawie wszystko, co na świecie
istnieje, to znaczy wszystko, co
jest coś warte, myślę, dla
mężczyzny. Ach, tu?... Przeguby
u rąk? Były zasłonięte, tak. Te
znaki, te ślady? Blizny, nie,
jeszcze nie blizny, jeszcze
prawie otwarte. To było wczoraj,
No wiecie, brzytwa. Trudno,
musiałem. Krew poszła prawie
cała. Ktoś tam ratował, ale było
za późno, trudno. Zresztą ja nie
taki, żebym się wygłupiał i dał
się odratować. Koniec. No więc
czemu się dziwicie? Wczoraj, już
wczoraj.
Moi drodzy, kochani,
przyjaciele, nie mówcie nic,
widzicie, że płaczę, ulitujcie
się, wejdźcie w moje położenie,
nie mówcie nic złego, ja was
kocham, użalcie się nade mną,
taki sam jestem. To było
wczoraj. Musiałem.
Musiałem. Sprawa honorowa.
Sytuacja się zrobiła bez
wyjścia. A ja jestem syn
królewski... syn królewski...
syn kurewski... syn królewski...
syn kurewski... syn
królewski..."
|
|
|
|
|
|