|
Jakie są twoje pierwsze spostrzeżenia?
Moje?
Twoje.
Ale że niby jak,
prywatne?
Takie na
pierwszy rzut oka.
Nie wiem czy
powinienem.
Powinieneś.
Mam prawo?
Masz.
Wolałbym
poczekać na niego. On się zna na takich sprawach, wie co
powiedzieć, jak go znienacka zapytasz.
Jego opinia
będzie wiążąca, ale w tej chwili jesteś tylko ty i to
ciebie pytam.
Nie odpowiem ci
tak dobrze jak on.
Nie musisz.
Odpowiesz źle i to mi wystarczy.
Do diabła.
Potrafisz przyszpilić człowieka do muru. Zobaczmy, co tu
się dzieje.
Śmiało, nie
popędzam cię.
Tak.
Więc?
Popędzasz.
Przepraszam.
Za każdym razem
mnie ponaglasz, chociaż mówisz, że tego nie robisz.
Przeprosiłem. To
bezwiedne. Masz w sobie coś takiego…
Co takiego?
Nie wiem. Coś,
co zmusza do niecierpliwości.
Nazwij to.
Później.
Chcę teraz.
Wieczorem.
Gdy wrócimy?
Gdy wrócimy.
Mam nadzieje, że
dotrze tu do tego czasu.
Ty masz
nadzieję, ja mam nadzieję, my mamy nadzieję.
Moja jest coraz
mniejsza.
Jak będzie z
tymi fotografiami, wypowiesz się, czy będziesz czekał do
zachodu słońca?
Spokojnie. To
nie jest takie…
Oczywiste?
Łatwe. Jemu
przychodzą takie rzeczy znacznie prościej. Rzuci okiem i
już wie co powiedzieć.
Skąd wiesz?
Spotkałeś go kiedyś?
Nie.
Więc dlaczego
tak mówisz?
Jest… Chcę
powiedzieć, że należy do takich ludzi. Tego typu.
Skoro go nie
znasz.
Mogę go nie
znać, mogę go nigdy nie widzieć, ale przecież jest osobą
publiczną. Wie się o nim pewne rzeczy, bez poznawania.
Niech ci będzie.
On…
Nie interesuje
mnie w tej chwili. Chcę wiedzieć, co ty masz do
powiedzenia.
Dobrze, nie
denerwuj się. Powiem ci, a potem on przyjdzie, powie coś
innego i będziecie się obaj naśmiewać z tego, co
powiedziałem.
Nie będziemy.
Nie możesz tego
wiedzieć.
Ja nie będę. To
mogę wiedzieć.
Skoro tak
mówisz.
Mówię tak.
W takim razie
pierwsza rzecz, jaka mi przychodzi do głowy… ale nie
śmiejesz się ze mnie?
Jeszcze nie.
Czyli potem…
To żart. Nie
śmieję się teraz i w przyszłości również nie będę.
W takim razie…
Te zdjęcia…
Fotografie!
Te fotografie na
tych zdjęciach, one są… czarne. Chcę przez to
powiedzieć, że czarne z domieszką bieli, ale tak mi się
powiedziało.
Takie rzeczy
widać na pierwszy rzut oka?
Chciałeś opinii
wystawionej na podstawie pierwszego wrażenia.
Dobrze, coś
więcej? |
|
Facet dźwiga kamień.
Już lepiej. Skąd wiesz, że dźwiga?
Widać że jest ciężki jak cholera. Przygarbił
się.
Ale na twarzy co się maluje?
Na twarzy maluje się… nie rozumiem.
Jaką ma twarz, co można z niej wyczytać?
Że jest mu ciężko.
Ma trudne życie i brakuje mu radości?
Nie. Nosi kamień. Ciężki.
No dobrze, nic z tego nie będzie.
Uprzedzałem.
Spróbuj z następną. |
|
|
Samuel Beckett |
|
Tekst: Robert Konowalik |
Fotografie: Przemek Wiśniewski
Spektakl powstał we współpracy z Teatrem Maska w
Rzeszowie
4 Sztuki OBIEKTYWnie
Premiera: 2019
Obsada: Pozzo - Kamil Dobrowolski,
Estragon - Henryk Hryniewicki, Lucky - Tomasz Kuliberda,
Vladimir - Maciej
Owczarek oraz Mateusz Szela - Chłopiec |
|
|
|
Dwóch facetów. I gałąź.
Nie mów, co widzisz, bo widzę to samo. Mów,
co czujesz.
Tak więc, ten pierwszy facet już nie ma
kamienia i wydaje się trochę bardziej zadowolony.
Tak myślisz? Dlaczego?
Bo nie ma kamienia, lżej mu. Ale wesoły
również nie jest, co to, to nie. Wraz z drugim, też raczej
smutnawym, trzymają gałąź. Każdy z nich chce ją dla siebie i nie
odpuści. To tak jak my. Nie lubimy się dzielić, prawda?
My to co innego.
Czy ja wiem?
Wystarczy, że ja wiem.
Dobrze, co dalej? |
|
|
Na trzecim zdję… na trzeciej fotografii
widzimy uśmiechniętego chłopca. Nie było go do tej pory.
Wydaje się być uśmiechnięty?
Bardziej niż tamci dwaj. Z drugiej strony,
ten facet za chłopcem to już się jawnie śmieje. To złoczyńca.
Skąd ten pomysł?
Namawia chłopaka.
Do czego?
Chce, by chłopak zajumał gałąź i mu oddał.
Jest aż tak zły by to zrobić? Posunąłby się
do tego?
Z oczu mu źle patrzy, to przecież widać.
Posiada dar przekonywania. |
|
|
Proszę. Na następnym ujęciu chłopak jest już
zbałamucony i gotowy do kradzieży... Przekonany, znaczy. I ten
facet mruży oczy, marzył o tej gałęzi od lat, a dzięki chłopcu
ją nareszcie zdobędzie. To spryciarz. Zupełnie jak ty.
Co za głupie porównania.
Jesteś sprytny i gdy udaje ci się mnie do
czegoś głupiego namówić, mrużysz w podobny sposób oczy.
Brednie. Zaczyna mnie to męczyć. Na którą
się zapowiadał?
Na niektórą. On się nigdy nie zapowiadał.
Tak, to doprawdy dziwne. Skąd mamy wiedzieć,
o której będzie, skoro nie podał nam orientacyjnej godziny.
Skąd mamy wiedzieć, że w ogóle przyjdzie.
Może się wcale do nas nie wybiera.
Nie bluźnij. Zdjęcia…
Powiedziałeś: zdjęcia.
Wielkie rzeczy, przez przypadek.
Powiedziałeś. Zupełnie jak ja, tylko że…
Daruj sobie. Chciałem tylko powiedzieć, że
fotografie trzeba opisać. Przed publikacją.
To jest gwarancją tego, że przyjdzie?
Powinno być. Tylko on opisze je
najdokładniej.
Od początku tak twierdziłem.
Niemniej… Mów dalej. |
|
|
Skoro on to robi najlepiej i skoro
tak czy owak czekamy na niego, zupełnie tak samo jak
wczoraj, jak dzień i tydzień wcześniej, po co mam się
wysilać?
Przyszło ci do głowy, że może nie
przyjść?
Ale, że tak wcale?
Wcale.
Nie.
Mnie też nie.
Nie przyjmuję tego do wiadomości.
Z drugiej strony, może się spóźnić.
Spóźnić?
Nie przyjść o właściwym czasie.
Wiem co to spóźnić.
Więc…
Skąd wiesz, jaki czas jest właściwy.
Być może minął miesiąc temu.
Ej… nie sterczymy tu tak długo.
Jesteś pewien?
Pamiętałbym.
Skoro tak mówisz. |
|
|
Mam dobrą
pamięć. Na przykład w czwartek powiedziałeś o następnej
fotografii, że odwołujesz wcześniejsze opinie, i że oni
wcale nie chowają się za drzewem i nie są przerażeni
nawet, tylko szukają miejsca, żeby w spokoju…
Nie przypominaj mi o tej teorii…
Poza tym, to była niedziela.
Co była niedziela?
Ta opinia, całkiem błędna, powstała
w niedzielę. W czwartek sądziłem, że chowają się przed
tym człowiekiem w kapeluszu z następnej fotografii. Tym
przerażającym.
Tym na sznurku?
Tak.
Jest przerażający?
Wtedy tak myślałem, konkretnie do
wtorku. Mogę chyba zmienić zdanie, nieprawda?
Możesz.
Wydawał mi się straszny, choć zarazem pogodny i
melancholijny. Wtedy uznawałem, że to jego taktyka, ten
spokój i smutek na twarzy. Że udaje, by zrobić coś
okropnego.
Gubię się w tym.
Powinieneś to zapisywać. Skoro już
zmuszasz mnie do czegoś takiego, powinno to mieć
przynajmniej sens.
Wiem. Powinienem. Ale nie potrafię.
Pisać?
Zapisywać. Jest w tym coś przykrego.
Sposób, w jaki trzymam pióro.
Użyj laptopa.
Sposób, w jaki uderzam w klawisze.
Robisz to zbyt ciężko.
To przez maszyny do pisania. Stare
nawyki. Niełatwo się powstrzymać od uderzania.
Więc nie zapisujesz.
No nie.
Skazujesz nas na zapominanie.
Wiem. Tak się czuję. Zapomniany...
Skasowany.
Nie przeze mnie.
Przez niego już tak.
Rozpoznaję pewne fragmenty tej
rozmowy. Nie prowadziliśmy jej już?
Tutaj?
Gdziekolwiek.
Mogliśmy… To możliwe.
Pamiętam strzępy rozmów, ale nigdy
tego, do czego prowadziły. Nasze rozmowy do niczego nie
prowadzą.
Racja.
Nawet te dotyczące fotografii.
Zwłaszcza te. Nie znamy się na
fotografiach.
To prawda. On się zna, jego rozmowa
byłaby tym czymś.
Czym?
Czymś.
To możliwe. |
|
|
Mam dosyć. Popatrz tylko na tego
człowieka w kapeluszu.
Tego ze sznurem na szyi?
Tego z postronkiem. Pozwala się
prowadzić za sznur jak krowa.
Może tak mu łatwiej.
Z czym?
Ze wszystkim. Z tym.
Możliwe. Nie rozumiem, jak mogłeś
uznać, że to zły charakter. Wygląda na kogoś, kto
chciałby się na tym sznurze powiesić.
Od tamtego czasu zmieniłem zdanie i
w ogóle się zmieniłem. Nie jestem taki sam.
Tęsknię za tamtym tobą.
Naprawdę?
Nie. |
|
|
W takim
razie… W takim razie być może… No więc przyprowadza go,
ciągnąc za sznur. Mówi o nim: jest łagodny, nie
zamierzałem go sprzedać, ale dla was zrobię wyjątek. Są
zaskoczeni, nie zamierzali nikogo kupić. Chcieli się
tylko przywitać. |
|
|
Unoszą
dłonie, ale nie wiedzą co robić. Zastygają w pół gestu.
Jest im go zwyczajnie żal. Nikt nie powinien spędzać
życie uwiązany za szyję do drugiej osoby. Wiedzą to, a
przecież codziennie przesiadują pod tym swoim drzewem,
przystrajają go wstążkami, tkwią, przywiązują się do
niego i samych siebie. Zupełnie jak my, zupełnie jak my.
|
|
|
To wszystko
wydaje im się straszne. Namawiają chłopca, by jakoś
uratował sytuację. Jest niewinny i nie zna się na
kupowaniu, mają nadzieję, że przy nim obcy mężczyzna nie
będzie ich namawiał. Ale pamiętajmy, że drugi z mężczyzn
szeptał chłopcu do ucha złe rzeczy na temat gałęzi i
kradzieży, że uśmiechał się przy tym ironicznie.
Chłopiec wychodzi przed szereg. To już nie jest scenka
rodzajowa, tylko prawdziwy portret. Patrzy nam w oczy.
Jest w nim część tego okrucieństwa i złości wyszeptanych
do ucha. Niektóre wypowiedziane zostały o wiele
głośniej, nie ma to żadnego znaczenia, przeznaczone były
wyłącznie dla niego. I ten chłopiec, patrząc bez lęku,
mówi znienacka: ja go kupię!
Co ty wygadujesz? Nie mogło tak być.
|
|
|
Mogło. Tylko
spójrz: Zaskoczeni spoglądają w stronę chłopca.
Mężczyźni w tyle, zaciekawieni nagłym zwrotem akcji,
zastanawiają się, skąd chłopak ma pieniądze.
Melancholijny człowiek w kapeluszu spogląda z trwogą:
jaki będzie jego los w rękach nowego właściciela? Trudno
mu to przewidzieć. No i ten czwarty, okropny człowiek.
Zaplata ręce i ironizuje: nie stać cię dziecko.
W gruncie rzeczy… Mogło tak być.
Musiało.
Powinno. Niemniej, sądziłem, że
chłopak raczej go ukradnie niż kupi. Twoja opowieść
wyraźnie ku temu zmierzała. Ten zwrot akcji mnie
zaskoczył.
Możemy już iść? Wydaje mi się, że
znów nie przyjdzie. A jeśli tak…
Jeśli tak, przyjdziemy tu jutro. I
pojutrze.
… jeśli tak, to wolałbym się stąd
wynieść.
A co ze zdjęciami?
Ty, który zawsze mnie poprawiasz -
już drugi raz się zapominasz: to fotografie.
Mam gdzieś to, czym są.
Nie wolno ci. To Teatr Fotografii, a
nie jakichś tam zdjęć.
Przepraszam
Ty przepraszasz?
Ja.
Coś podobnego.
Zróbmy to, proszę, zanim…
Zanim?
Zanim nadejdzie.
On czy wieczór?
Obaj. Oboje?
Zgoda. Daj mi chwilkę do namysłu.
Masz tyle czasu, ile chcesz.
Nieprawda. Mam go coraz mniej.
W każdym razie trochę go masz.
|
|
|
Właściciel człowieka w kapeluszu chwyta pętlę i pyta:
mam cię sprzedać? Chcesz tego? Myślisz, że cię sprzedam
temu chłopcu? W ogóle o czymś myślisz? Przecież nie
potrafisz.
Teraz dopiero widzę, jakim złym
człowiekiem jest. Gorszym od tego, który zasiał zło w
naturze chłopca. Ten człowiek to samo zło. Popatrz
tylko, ile jest w nim nienawiści, gdy podaje chłopcu
swoją cenę.
Wygórowaną.
Niestworzoną. Ogromną.
Chłopak nie ma takich pieniędzy?
Oczywiście. Stać go jedynie na ten
śmieszny kapelusz.
Po co mu kapelusz?
To zachcianka.
Ale mężczyźnie będzie zimno. |
|
|
Czy mówiłem ci o tym, jak
pod wpływem szeptów umysł chłopca zboczył ze ścieżki
niewinności, stając się umysłem potencjalnego złodzieja?
Mówiłeś.
Niemniej założyłeś, że chłopak chce
wykupić mężczyznę z dobrych pobudek. To błąd. Kierowała
nim złośliwość. Nie różni się aż tak bardzo od
właściciela mężczyzny w dziwnym kapeluszu. Jest w
podobny sposób zdeprawowany. Kupuje ten kapelusz, aby
mężczyźnie było zimno w głowę.
Niemożliwe!
Kierują nim takie właśnie intencje.
Przerażasz mnie. |
|
|
Na
mężczyznach też robi to spore wrażenie, gdy chłopak
odchodzi, nie mogą dojść do siebie. Jeden z nich
powtarza sobie: stworzyłem potwora. Usprawiedliwia się
przed samym sobą: nie miałem złych intencji, chodziło o
żarty, niewinne psoty, bawiło mnie to, ale już
przestało. Pragnąłem tylko gałęzi, to niewiele. Nic
wielkiego. Zachcianka raczej, niż rzeczywista potrzeba.
Zaczyna rozumieć, że zachcianki są najokrutniejszą
rzeczą pod słońcem. Mężczyzna wcześniej dźwigający
kamień mówi sam do siebie: To nieprawda. Powtarza to
kilka razy: nieprawda, nieprawda. Zaklina rzeczywistość.
Bezskutecznie oczywiście. Spójrz tutaj… Pozbawiony
kapelusza mężczyzna upada na ziemię. Jego świat runął.
Bez kapelusza nie jest już sobą. Nikim nie jest, w
każdym razie nikim szczególnym. Ale na innych też
zrobiło to spore wrażenie. W końcu się uspokajają. Trwa
to jednak, rozciąga się w nieskończoność. Zapada
zmierzch. Właściciel mężczyzny w kapeluszu… |
|
|
Teraz już mężczyzny bez kapelusza.
Bez kapelusza… po prostu kładzie
się, nie spotkał do tej pory nikogo bardziej okrutnego
od siebie. Światło świeci jeszcze przez chwilę, a potem
zapada mrok, znów mrok. Mężczyźni zostają sami. Siadają
pod drzewem i zasypiają pod nim. Budzą się następnego
ranka. Jest nowy dzień, który wygląda dokładnie tak samo
jak stary. Trzeba przynieść kamień, powiada jeden z
nich. I tak się to kończy. |
|
|
Kończy?
Tak się to zaczyna.
Myślę, że on wymyśliłby to lepiej,
ale w porównaniu do początków… jak to było: te
fotografie są czarne z domieszką bieli?
Nie przypominaj mi. Na początku nikt
nie jest za bardzo mądry.
To prawda. Czekamy jeszcze?
Czy ja wiem. Słońce zaszło. Nigdy
nie przyszedł o tak późnej porze.
O wcześniejszej też nie.
Racja. On w ogóle nigdy nie
przyszedł.
Powinniśmy pójść.
Racja. Więc zostańmy. |
|
|