Obraz nr 1.
„Portret zbiorowy z Trupem”

Czechosłowacki odpowiednik znakomitego obrazu Rembrandta „Lekcja
anatomii doktora Tulpa” pojawia się na początku naszego
omówienia. Brakuje na nim doktora Tulpa, ale w zamian są dwaj
inni lekarze (w tych rolach Andrzej Piecuch oraz Tomasz
Kuliberda). Wszystko pozostałe jest lepsze niż u Rembrandta:
trup jest piękny, zadumaną bufetową dostajemy w gratisie i na
okrasę mamy Pannę Młodą. Rzadki przykład wyższość zapożyczenia
nad oryginałem, ale czy należy się dziwić, skoro mamy do
czynienia ze spektaklem Teatru Fotografii? Z pewnością
zaskoczenia tu nie ma.
Boris Karloff, legendarny odtwórca
roli Frankensteina opowiadał o znakomitej choć uciążliwej
charakteryzacji Jacka Pierce’a zawsze z wielkim uznaniem. Jej
wykonanie poprzedziły badania nad starożytnymi formami pochówków
czy zabiegów chirurgicznych. Odtwórcy ról lekarzy wzięli to
sobie do serca, ich postaci to zarówno medycy niosący pomoc, jak
i fantastyczne i upiorne postacie wykopane z grobu, z bandażami
podwiązującymi podbródek, by samowolnie nie opadł. Wyglądają
jak potwór Frankensteina oraz jego bliżej nieznany sobowtór
(trudno powiedzieć: który jako który, ale przede wszystkim
trudno orzec, czy potwór posiadał sobowtóra: jeśli tak, to
musiał wyglądać jak któryś z wymienionych powyżej aktorów).
Dokładnie nie wiadomo, czy rzeczywiście przybyli tu ratować
zmarłą, czy też raczej chcą zabrać ją ze sobą na cmentarz,
obwiązaną bandażami. A potem zakopywać ją i odkopywać, na
zmianę, do woli. Niejasne mają zamiary, to pewne.
Bufetowa nic nie wie na temat ich
intencji, jest wsłuchana w szept wewnętrznego Ja i - jak rzadko
kiedy - na nikogo nie krzyczy, ani chwilowo nie wyciera brudnym
ręcznikiem kufli.
Natomiast Panna Młoda może coś
wiedzieć. Czy wie - nie wiemy na pewno, bo połowicznie schowała
się za kadrem, ale że coś knuje – to już wiemy na sto procent.
Panna młoda, która nic nie knuje, no cóż, nie istnieje takie
stworzenie. |
|
|
Bohumil Hrabal |
|
Teksty: Robert Konowalik |
Fotografie: Przemek Wiśniewski
Spektakl powstał we współpracy z Teatrem Maska w
Rzeszowie
4 Sztuki OBIEKTYWnie
Premiera: maj 2019
Obsada: Bufetowa - Kamila Olszewska, Trup -
Malwina Kajetańczyk,
Panna młoda - Anna Kukułowicz, Chłopak - Maciej
Owczarek,
Lekarze i Milicjanci - Tomasz Kuliberda i
Andrzej Piecuch
BAR ŚWIAT,
czyli 16 obrazków sprzed Praskiej Wiosny.
W niniejszym tekście nie będzie zbyt wiele o
samym Hrabalu, a i nawet o treści opowiadania.
Nie będzie tu również zbyt wiele o samym
spektaklu – ten należy po prostu obejrzeć i
przeżyć samemu. Mamy za nic wszelkie fakty: że
bufetowa jest milcząca, że dziewczyna wiesza się
w ubikacji, że w końcu nic się tu nie zgadza z
samym Hrabalem, a pewnie i ze spektaklem opartym
na jego prozie. Przyglądamy się samym
fotografiom, czarno – białym, skąpanym w
odległym nam świecie. Przywołujemy
rzeczywistość: uwierającą, pospolitą i nie
nadająca się nawet na klasyczne retro.
Przyglądamy się jej w całości, wraz z
towarzyszącymi jej nadziejami i naiwnościami,
ostatecznie zniszczonymi w chwili zdławienia
wolnościowych ruchów 1968 roku…
Robert Konowalik
Sesja fotograficzna powstała w
Českiej
Hospodzie w Rzeszowie |
|
|
|
Obraz nr 2.
„Gdy znajdziesz oparcie w drugim człowieku”

Bufetowa (Kamila Olszewska) i Dziewczyna W Czerni (Malwina
Kajetańczyk), która zostaje Trupem. Niełatwy związek dwóch nie
przystających do siebie osobowości. Jedna odchodzi w niebyt,
druga zamyka około północy, gdy ostatnich gości trzeba wyganiać
szmatą. Ktoś to kiedyś pogodził? Ktoś spróbował umówić dwie
takie osoby na kawę bez niejasnego poczucia nadchodzącej zagłady
ludzkości? A przecież te osoby, w tym skomplikowanym spektaklu,
odnajdują tymczasową nić porozumienia. Mówią nam wszystkim:
„zaufajcie drugiemu człowiekowi, a jeśli nie drugiemu, to
przynajmniej trzeciemu zaufajcie”. One. Obie. Ufające. Dwie obce
persony, rozstawione na przeciwległych biegunach wrażliwości,
doświadczeń, fobii i przyzwyczajeń. W chwili próby jedna
znajduje oparcie w drugiej. Również dosłownie. Dlatego nie
upada. Nie stanie się jej krzywda. Zostanie uratowana. Cena za
ten gest ludzkiej solidarności będzie wielka, ale do tego
przyzwyczaiły nas antyczne tragedie. Hrabal staje się ich
świadomym spadkobiercą. Ofiara zostaje wypełniona. Ktoś musi
umrzeć, by żyć mógł inny. Mały Książę byłby zachwycony. |
|
|
Obraz nr 3.
„Maćków dwóch”

Maciej Owczarek, grający w spektaklu rolę Chłopaka, to czeski
odpowiednik Maćka Chełmickiego. Nie zapala kieliszków, bo woli
papierosa, zaś spirytus – zgodnie z czeskim zwyczajem – zamienia
na piwo. Poza tym jest równie nieobliczalny, młody i zuchwały,
chociaż tak naprawdę widzimy tylko, że zaledwie leniwy, zmęczony
i zblazowany. Trochę to pogmatwane, niespójne, ale nie
oczekujcie wiarygodnych wyjaśnień. Niech się aktor tłumaczy z
tego, że się komuś wydał kimś innym niż osoba, którą w
rzeczywistości zagrał.
Zupełnie rzecz ma się inaczej z
rolą Anny Kukułowicz: aktorką, której twarz nareszcie widzimy w
całości. Panna Młoda w jej interpretacji świadomie wymyka się
uogólnieniom i nie pozwala na wysuwanie jakichkolwiek wniosków.
Dlaczego siedzi przed ślubem w barze, a skoro już siedzi –
dlaczego nic nie pije? Te i inne ważne pytania zostają zadane w
trakcie spektaklu, ale na szczęście ani ona, ani reżyser, nie
udzielają na nie żadnych odpowiedzi. Panna Młoda jest momentami
a to nieco przymglona i nieostra, to znowu ucieka poza kadr,
czego już byliśmy świadkami. Nie zawsze tak się zachowuje, na co
dowód znajdziemy na następnej fotografii…
O lekarzach celowo nie wspominam,
wygląda na to, że się chwilowo zapomnieli i robią sobie jakieś
heheszki podczas przedstawienia. To nie jest rzeźnia, tylko
teatr – jak pisał Ladislav Fuks. Tu się mięso trzyma – jak
powiedziała pewna ekspedientka z innej, bliźniaczej
rzeczywistości. Słowem: Nieładnie, panowie! |
|
|
Obraz nr 4.
„Panna Młoda w żałobie”

Tytuł filmu Truffauta nieprzypadkowo znalazł się w tym
omówieniu. Panna Młoda w jednym zaledwie momencie podczas całego
spektaklu, staje się wyrazista, konkretna i – przepraszam za
sformułowanie – namacalna. Jest to ten moment, w którym poznana
przypadkowo Dziewczyna W Czerni, pojawiająca się znienacka w
barze gdzieś na samym początku akcji, staje się nie tak bardzo
żywa, jak w scenie, w której się w tym barze gdzieś na samym
początku akcji pojawiała. Czyli umiera po prostu. Tutaj sobie
Panna Młoda w pełnym rynsztunku czeka na ukochanego, na ślub, na
mieszkanie kwaterunkowe, na dzieci (chłopca Honzę i dziewczynkę
Milenkę), na powrót Zaolzia nawet, a tuż obok, bardzo
zauważalnie, jakaś kobieta w czerni pada sobie bęc! na podłogę i
już. Zaskoczenie, niedowierzanie, strach i coś tam podobnego do
rozpaczy, powoduje nagłe skonkretyzowanie się postaci Kobiety
Przedślubnej, do tej pory rozmazanej, ulotnej i umykającej
interpretacjom. Panna Młoda, cała w bieli, ale też w
niespodziewanej żałobie, to postać z tego, realnego,
hrabalowskiego świata. Bardzo przyziemna, prawdziwa, odrzucająca
dotychczasową efemeryczność. To kobieta zatroskana. „Jeśli taka
młoda kobieta (choć w czerni co prawda), nagle umiera, to czy
dla mnie jest jakiś ratunek? Czy mogę się przed podobnym losem
ustrzec?” – pyta retorycznie w stronę widza. Wzrokiem pyta,
bezradnym gestem upuszczonych ramion, niecierpliwym drżeniem
dłoni. Taka z nagła ludzka. Aktorsko więcej niż znakomita: to
jeden z tych momentów definiujących jej warsztat,
dookreślających charyzmę i pozwalających dostrzec rzeczy do tej
pory schowane głęboko w tanich sztuczkach, w ucieczkach poza
kadr, w rozmazaniach wszelakich. Zapamiętajmy to imię oraz to
nazwisko: Anna Kukułowicz. A jeśli nie jesteśmy w stanie, to
zapiszmy je sobie na serwetce czy gdzieś tam. |
|
|
Obraz
nr 5 i 5A. „Antrakt”

Podczas przerwy w spektaklu, widzowie wychodzą na hol,
lub zapalić na zewnątrz, aktorzy znajdują chwilę
wytchnienia i patrzą w sufit, sufler na nowo czuje się
bezradny i samotny jak czterolatek zamknięty w szafie
przez starsze rodzeństwo, zaś pracownicy techniczni, no
cóż, coś tam robią niesamowitego. Nie chcecie wiedzieć
nic poza tym.
Tak jest zazwyczaj, ale
nie dzisiaj, nie tutaj i nie w tym wypadku. W omawianym
spektaklu wszystko co prawda wygląda tak samo, tylko
zupełnie inaczej. Widzowie zostają zaproszeni przez
aktorów na scenę, piją z nimi pilznerskie piwo,
pstrykają fotki i próbują zrewidować swoje wyobrażenia
na temat akcji spektaklu u źródeł. Na próżno rzecz
jasna, aktorzy niczego nie zdradzają, gdyż – Bogiem a
prawdą - sami niewiele na ten temat wiedzą. Uśmiechają
się i łagodnym głosem proszą o cierpliwość. „Wszystkiego
się dowiecie po przerwie, w drugim akcie pewne rzeczy są
wyjaśnione” – przekonuje Maciej Owczarek, „A pewne
rzeczy nie są…” – sprowadza nadzieje widza na właściwy
poziom Tomasz Kuliberda, „Czego?” – dopytuje znienacka
Kamila Olszewska, która mimo trwającej przerwy nie do
końca wyszła ze swojej roli. A nawet w ogóle nie wyszła.
A potem przerwa się
kończy.
 |
|
|
Obraz
nr 6. „Bufetowa, czyli Žena za pultem”

Czechosłowacki serial nie opowiadał o bufetowej, lecz o
ekspedientce: poczciwej, dobrej duszyczce. Ale takie
poczciwe i dobre jak ona u Hrabala występują z rzadka.
Bufetowa jest w spektaklu zadziorna, krzykliwa i nikomu
nie przepuści. Wyrobiona w obcowaniu z pijanymi
klientami, w przypadku niebezpieczeństwa lub zwykłej
niejasności uruchamia cały arsenał środków perswazji. To
charakterystyka dotycząca również polskich bufetowych,
ale darujcie – nasze nie dorastają do pięt tym czeskim
niestety. Dosyć będzie powiedzieć, że w Czechach
powiedzonko „klnie jak szewc” odnosi się do bufetowych.
Kamila Olszewska,
wcielająca się w tę postać, udowadnia, iż życie w
socjalistycznej Pradze z przyległościami nie jest Jej
obce, że podróżuje w czasie albo posiada inne
właściwości, sytuujące ją w tamtej rzeczywistości.,
Kiedy zwraca się w stronę widzów z pytaniem: „czego?”
(co jak wiadomo oznacza: „dzień dobry, czego sobie
państwo życzą?”) , wszyscy bez wyjątku zapominają o
teatralnej złudzie i odpowiadają: „dwa razy lane z
beczki, kochaniutka”. Kosztem teatru. I niestety nie ma
na to rady.
|
|
|
Obraz
nr 7 i 7A. „Diagnoza, czyli trup ułożon na stole”

Jeśli ktoś przez chwilę wątpił w prawdziwość śmierci
Dziewczyny w Czerni, w scenie po przerwie zostanie
przywołany do porządku przez panów lekarzy. „Ona
rzeczywiście umarła” – powie jeden z nich, nerwowo
potrząsając wspaniałą brodą. „Ona w gruncie rzeczy
umarła, zupełnie na śmierć” – doda drugi, mimo, iż tych
słów wcale pan Hrabal w opowiadaniu nie popełnił.
Improwizacja w teatrze, cóż z nią począć, skoro aktorzy
nie zawsze znają wszystkie kwestie, a coś powiedzieć
muszą. „Czy to oficjalne dialogi?” – zapyta dla porządku
bufetowa, ale jej pytanie zawiśnie gdzieś w powietrzu,
lękliwe, pozbawione odpowiedzi lub jakiegoś znaku.
Zapomniane w ferworze następnych tekstów, dialogów,
wyśmienitych monologów, ripost i innych pytań. Uważny
widz, który je usłyszy, z pewnością nie przejdzie nad
nim do porządku. I nie zapomni.
Trup, z rozkrzyżowanymi rękami, bezwolny, wydany na
pastwę dwóch lekarzy, którzy w dalszej części spektaklu
okażą się milicjantami – spojler! Przedwcześnie zgasłe
istnienie. Takie młode, piękne z plecakiem planów i
nadziei. Połóżmy je wszystkie na stole: plany,
pragnienia, oczekiwania i nadzieje. Wszystkie obok
siebie, na sobie, w nieładzie. Niech sobie leżą. Może
przydadzą się komuś innemu.
 |
|
|
Obraz
nr 8. „Wewnątrz mumii”

W samym środku, pod opasaniem, pod białym bandażem,
skrywa się prawdziwa natura człowieka. Albo jego niecne
myśli. Inna tożsamość, prawdziwe lecz ukrywane imię i
nazwisko. Pod bandażem jest im bezpiecznie, tym
wszystkim możliwym tajemnicom. Ale tylko w nielicznych,
naprawdę udanych realizacjach teatralnych decydujemy się
odkryć więcej, niż to mamy w zwyczaju. Tak dzieje się w
przypadku tego spektaklu. Szok, przygotowany dla widza,
jest skuteczny, jest też bardzo niespodziewany. Bo
wszystkiego się można spodziewać w momencie rozpoczęcia
rozwijania, ale żeby spodziewać się pana
socjalistycznego milicjanta? No ludzie kochani, bez
żartów. Panie Hrabal, jak pan może? Świństwo doprawdy.
Ale tak bywa w życiu - przywołujemy swoje myśli do
porządku, uciszamy wzburzenie. Wystarczy nam chwila
namysłu, by uznać przemianę za właściwą, a nawet –
nieodzowną. Panowie milicjanci, jesteście nie do końca
prawdziwi, ale tacy byliście w tych smutno- strasznych
czasach. Nawet, jeśli bywały śmieszne, te czasy. Gdzieś
tam się zawsze skrywaliście pod bandażami, od czasów
tajniaka przepytującego pana Palivca o portret
arcyksięcia obsrany przez muchy. Do czasów, gdy trzeba
było te bandaże wreszcie ściągnąć… |
|
|
Obraz
nr 9 i 9A. „Może i jestem nieżywa, ale nie jestem
głupia, moi państwo”

Malwina Kajetańczyk wciela się w rolę Dziewczyny W
Czerni, w literackim oryginale wieszającej się w
ubikacji, tutaj natomiast, przygniecionej na śmierć
przez ciało pani bufetowej. Poza tym jednak wszystko
pozostaje w zgodzie z literackim pierwowzorem. Nie znamy
motywów jej postępowania, nie wiem kim jest, ani o czym
myśli. Dosłownie, nic nie wiemy. Dla myślącego twórcy
teatralnego nie ma nic bardziej denerwującego, niż
niewiedza. Trzeba się przecież spotykać z dziennikarzami
i tłumaczyć dosłownie ze wszystkiego, bywa, że i ze
spraw nie związanych ze spektaklem (a właściwie głównie
z tych spraw). Taki los twórcy, że wymaga się od niego,
by był intelektualistą. Nie wiadomo na jakiej podstawie.
Rzadko się udaje tym wymaganiom sprostać, ale niektórzy
próbują. Czego nie potrafią wyjaśnić sami, zrzucają na
barki aktorów. Stąd właśnie w scenie, w której
młodzieniec w rozmowie z bufetową sugeruje, iż martwa
dziewczyna była na tyle sprytna, żeby się zawczasu
dobrze ubrać, idealnie do trumny, że wygląda na to, że
jej śmierć była zaplanowana, albo po prostu dziewczyna
znała scenariusz na pamięć i wiedziała co się święci…
dochodzi do dziwnego zdarzenia. Otóż dziewczyna nagle
podnosi się na łokciach, zwracając do widowni z
tekstem: „Oczywiście, że wszystko zaplanowałam. Zawsze
wszystko planuję, nawet wypadki. Może i jestem nieżywa,
ale nie jestem głupia, moi państwo”.
 |
|
|
Obraz
nr 10 i 10A. „Panowie milicjanci sprawdzający puls”

Dosyć konkretna, ale niewiele wnosząca do spektaklu
scena. Przywołujemy ją wyłącznie dla jej walorów
estetycznych. Martwa dziewczyna w cudownej pozie, z
dłonią skierowaną w sufit, zatroskany funkcjonariusz z
ludzką twarzą. Nierealny, lecz piękny. Martwi ludzie
oraz Ci z brodami, potrafią być piękni.
 |
|
|
Obraz
nr 11 i 11A. „Zagraj to jeszcze raz, Sam”

Czarnoskóry Sam z „Casablanki” Curtiza, grywa dla
Bogarta tę samą, miłosną melodię. Przywołującą
wspomnienia w alkoholowych oparach speluny w prawdziwym,
choć odrealnionym mieście. „Bar Świat” to spektakl
bardziej realistyczny od hollywoodzkiego filmu, co
wydaje się paradoksem, zważywszy na jego oczywistą
teatralność. Kurz na blatach stołów wydaje się
prawdziwy, ludzie zaś są prawdziwsi od większości
spośród widzów, wśród których zauważyłem ze smutkiem
wiele osób nie trafiających mi do przekonania. A
przecież nawet w tym realistycznym spektaklu wszystko
jest przetworzone, najpierw prawdziwe życie przez pióro
Hrabala, potem jego historia przewałkowana wrażliwością
i erudycją twórców teatralnych. Dlatego znalazły się w
nim sceny – pastisze, tak wspomnianego „Popiołu i
diamentu”, jak i na przykład kiczowatego filmidła o
niespełnionej miłości i poświęceniu. Tyle, że nikt tutaj
na niczym nie gra. Młodzieniec pochyla się nad kuflem i
prosi: „Zaśpiewaj to jeszcze raz, bufetowo”, lecz
kobieta odmawia. „Już nigdy nie będę śpiewać, nie po
tym…” - wskazuje w kierunku trupa dziewczyny. „Szkoda” –
szepcze Chłopak wpatrzony w białą ścianę – „Może
potrafisz przynajmniej krzyczeć?” – zapyta jeszcze od
niechcenia. Bufetowa przez chwilę nie odpowiada, nie
poruszy się nawet. A potem zaczyna krzyczeć. Bez
ostrzeżenia. Okropnie głośno. W tym czasie panowie
komuniści piszą list do radzieckiego przywódcy z prośbą
o interwencję.
 |
|
|
Obraz
nr 12 i 12A. „Czynności służbowe”
Policjanci nadal robią
swoją robotę. Chociaż wygląda to na coś zupełnie innego.

 |
|
|
Obraz
nr 13. „Maska pośmiertna, czyli w stronę Herberta”

„Teraz kiedy zostaliśmy sami możemy porozmawiać jak
mężczyzna z kobietą
Chociaż leżysz na stole i widzisz
tyle co martwa mrówka
To znaczy czarny wiatrak siejący
wiatry
Nie chcę myśleć o twoich dłoniach
bez uśmiechu
I teraz kiedy leżą rozrzucone jak
strącone gniazda
Są tak samo bezbronne jak przedtem
To jest właśnie koniec
Ręce leżą osobno Dłoń leży osobno
Osobno głowa
I nogi obcej dziewczyny w czarnych
ciężkich butach
Bywaj zagadko czeka na mnie życie
poza barem
I jakaś tam względna przyszłość,
jakieś życie
Ani nam witać się ani żegnać żyjemy
na archipelagach
A to piwo te słowa cóż
mogą cóż mogą piękna pani”. |
|
|
Obraz nr 14, 14A i 14B.
„Aresztuję pana w imieniu prawa”

- Ja tam, panie władzo, od samego rana uważałam go za
oszusta. W tych bandażach wyglądał jak prawdziwy, ufałam
mu, mogłam mu się dać przebadać w razie zagrożenia
życia. Ale pod nimi, tam w środku… Tam nie było czemu
ufać.
- Nie
znała go pani wcześniej?
-
Zapamiętałabym przecież.
- Tak,
tak, rozumiem. To człowiek Dubčeka, tyle pani powiem.
Pracowałem z nim tyle lat, ale od samego początku
czułem, że jest z nim coś nie tak. Nakładał na siebie
różne maski i bandaże. Pochlebiam sobie, że mimo
wszystko przejrzałem na oczy. Ja coś pani powiem, bo
chyba nie ma co robić z tego jakiejś tajemnicy… Ale na
pewno go pani nie rozpoznaje?
- A
powinnam?
- To
przecież pani narzeczony, przyszły mąż, czeka pani na
niego od rana, ubrana w białą sukienkę. Obiecał pani
małżeństwo, ale panią oszukał. Wiele osób w ten sposób
potraktował. Ma na swoim koncie także inne przestępstwa.
Możliwe, że dręczył zwierzęta. Zostanie wysłany do ZSRR,
zabiorą go tam czołgiem, albo samolotem, tam będą
wiedzieli co z nim zrobić. Tam się z nim porachują,
także w pani imieniu.
-
Niemożliwe. To naprawdę ty, łajdaku? Spójrz mi w oczy!

 |
|
|
Obraz nr 15. „Młoda para”

Chłopak i Panna Młoda. Jej ukochany zawiódł. Ukryty pod
bandażami śmiał się do rozpuku. Nie miał nawet nigdy
ochoty na ślub. Może kiedyś, chwilowo, kto to może
wiedzieć. Nie potrafił nawet opuścić głowy, pomilczeć,
znaleźć człowieka w sobie. Może od samego początku
traktował ją niepoważnie, zaś o ślubie rozprawiał niczym
o przezabawnym żarcie.
„Ja
taki nie jestem. Taki jak on. Niezupełnie taki. Może
tam, jakoś tak… trochę podobny. Nie ukrywam, nie
wyobrażaj sobie zbyt wiele. To nie tak jak myślisz. Ale
przecież, po co to komplikować, skoro jest nam dobrze.
Teraz. W tej chwili. Kto wie, co będzie potem.
Przyszłość. Ktoś ją zna? Chyba tylko ten hipnotyzer,
dziadek Hrabala, ale on przecież został zmiażdżony
gąsienicą niemieckiego czołgu”. |
|
|
Obraz nr 16. „Ciało
złożone do grobu”

Na ostatniej fotografii, jednej z tych, które robiło się
zmarłym w dawniejszych latach, żywi zamykają oczy, zaś
trup ma je otwarte. Rzeczywistość ulega odwróceniu,
proporcje rozpadają się, świat realny staje się
nierzeczywisty lub też przynajmniej staje na głowie. Nic
nie jest takie, jakim było kiedyś. Po kilku miesiącach
Praskiej Wiosny na teren Czechosłowacji wkraczają wojska
Układu Warszawskiego. Następują aresztowania, ginie
ponad sto osób. Wolnościowy ruch zapoczątkowany w
styczniu 1968 zostaje zdławiony w sierpniu, Bohumil
Hrabal trafia do huty Poldi w Kladnie.
Aktorzy zamykają oczy. Nie odwracają wzroku, ich opór
nie polega na radykalnych gestach. Nie oglądają nowej
rzeczywistości, ale stoją przed nią bez lęku. I może
jest też i tak, że martwi składają do grobu jedyną żywą.
Trupa, z otwartymi oczami, z niedowierzaniem
przyglądającemu się rzeczom, które nie śniły się
filozofom.
Rozwarte oczy zostają w końcu przysypane ziemią.
Wreszcie nic nie widzą. |
|
|