Obraz nr 1. „Portret zbiorowy z Trupem”



Czechosłowacki odpowiednik znakomitego obrazu Rembrandta „Lekcja anatomii doktora Tulpa” pojawia się na początku naszego omówienia. Brakuje na nim doktora Tulpa, ale w zamian są dwaj inni lekarze (w tych rolach Andrzej Piecuch oraz Tomasz Kuliberda). Wszystko pozostałe jest lepsze niż u Rembrandta: trup jest piękny, zadumaną bufetową dostajemy w gratisie i na okrasę mamy Pannę Młodą. Rzadki przykład wyższość zapożyczenia nad oryginałem, ale czy należy się dziwić, skoro mamy do czynienia ze spektaklem Teatru Fotografii? Z pewnością zaskoczenia tu nie ma.

Boris Karloff, legendarny odtwórca roli Frankensteina opowiadał o znakomitej choć uciążliwej charakteryzacji Jacka Pierce’a zawsze z wielkim uznaniem. Jej wykonanie poprzedziły badania nad starożytnymi formami pochówków czy zabiegów chirurgicznych. Odtwórcy ról lekarzy wzięli to sobie do serca, ich postaci to zarówno medycy niosący pomoc, jak i fantastyczne i upiorne postacie wykopane z grobu, z bandażami podwiązującymi podbródek, by samowolnie nie opadł. Wyglądają jak potwór Frankensteina oraz jego bliżej nieznany sobowtór (trudno powiedzieć: który jako który, ale przede wszystkim trudno orzec, czy potwór posiadał sobowtóra: jeśli tak, to musiał wyglądać jak któryś z wymienionych powyżej aktorów). Dokładnie nie wiadomo, czy rzeczywiście przybyli tu ratować zmarłą, czy też raczej chcą zabrać ją ze sobą na cmentarz, obwiązaną bandażami. A potem zakopywać ją i odkopywać, na zmianę, do woli. Niejasne mają zamiary, to pewne.

Bufetowa nic nie wie na temat ich intencji, jest wsłuchana w szept wewnętrznego Ja i - jak rzadko kiedy - na nikogo nie krzyczy, ani chwilowo nie wyciera brudnym ręcznikiem kufli.

Natomiast Panna Młoda może coś wiedzieć. Czy wie - nie wiemy na pewno, bo połowicznie schowała się za kadrem, ale że coś knuje – to już wiemy na sto procent. Panna młoda, która nic nie knuje, no cóż, nie istnieje takie stworzenie.

Bohumil Hrabal

BAR ŚWIAT

Teksty: Robert Konowalik
Fotografie: Przemek Wiśniewski

Spektakl powstał we współpracy z Teatrem Maska w Rzeszowie
4 Sztuki OBIEKTYWnie

Premiera: maj 2019

Obsada: Bufetowa - Kamila Olszewska, Trup - Malwina Kajetańczyk,
Panna młoda - Anna Kukułowicz, Chłopak - Maciej Owczarek,
Lekarze i Milicjanci - Tomasz Kuliberda i Andrzej Piecuch


BAR ŚWIAT,  czyli 16 obrazków sprzed Praskiej Wiosny.
W niniejszym tekście nie będzie zbyt wiele o samym Hrabalu, a i nawet o treści opowiadania. Nie będzie tu również zbyt wiele o samym spektaklu – ten należy po prostu obejrzeć i przeżyć samemu. Mamy za nic wszelkie fakty: że bufetowa jest milcząca, że dziewczyna wiesza się w ubikacji, że w końcu nic się tu nie zgadza z samym Hrabalem, a pewnie i ze spektaklem opartym na jego prozie. Przyglądamy się samym fotografiom, czarno – białym, skąpanym w odległym nam świecie. Przywołujemy rzeczywistość: uwierającą, pospolitą i nie nadająca się nawet na klasyczne retro. Przyglądamy się jej w całości, wraz z towarzyszącymi jej nadziejami i naiwnościami, ostatecznie zniszczonymi w chwili zdławienia wolnościowych ruchów 1968 roku…
Robert Konowalik

 

Sesja fotograficzna powstała w Českiej Hospodzie w Rzeszowie

Obraz nr 2. „Gdy znajdziesz oparcie w drugim człowieku”



Bufetowa (Kamila Olszewska) i Dziewczyna W Czerni (Malwina Kajetańczyk), która zostaje Trupem. Niełatwy związek dwóch nie przystających do siebie osobowości. Jedna odchodzi w niebyt, druga zamyka około północy, gdy ostatnich gości trzeba wyganiać szmatą. Ktoś to kiedyś pogodził? Ktoś spróbował umówić dwie takie osoby na kawę bez niejasnego poczucia nadchodzącej zagłady ludzkości? A przecież te osoby, w tym skomplikowanym spektaklu, odnajdują tymczasową nić porozumienia. Mówią nam wszystkim: „zaufajcie drugiemu człowiekowi, a jeśli nie drugiemu, to przynajmniej trzeciemu zaufajcie”. One. Obie. Ufające. Dwie obce persony, rozstawione na przeciwległych biegunach wrażliwości, doświadczeń, fobii i przyzwyczajeń. W chwili próby jedna znajduje oparcie w drugiej. Również dosłownie. Dlatego nie upada. Nie stanie się jej krzywda. Zostanie uratowana. Cena za ten gest ludzkiej solidarności będzie wielka, ale do tego przyzwyczaiły nas antyczne tragedie. Hrabal staje się ich świadomym spadkobiercą. Ofiara zostaje wypełniona. Ktoś musi umrzeć, by żyć mógł inny. Mały Książę byłby zachwycony.

Obraz nr 3. „Maćków dwóch”



Maciej Owczarek, grający w spektaklu rolę Chłopaka, to czeski odpowiednik Maćka Chełmickiego. Nie zapala kieliszków, bo woli papierosa, zaś spirytus – zgodnie z czeskim zwyczajem – zamienia na piwo. Poza tym jest równie nieobliczalny, młody i zuchwały, chociaż tak naprawdę widzimy tylko, że zaledwie leniwy, zmęczony i zblazowany. Trochę to pogmatwane, niespójne, ale nie oczekujcie wiarygodnych wyjaśnień. Niech się aktor tłumaczy z tego, że się komuś wydał kimś innym niż osoba, którą w rzeczywistości  zagrał.

Zupełnie rzecz ma się inaczej z rolą Anny Kukułowicz: aktorką, której twarz nareszcie widzimy w całości. Panna Młoda w jej interpretacji świadomie wymyka się uogólnieniom i nie pozwala na wysuwanie jakichkolwiek wniosków. Dlaczego siedzi przed ślubem w barze, a skoro już siedzi – dlaczego nic nie pije? Te i inne ważne pytania zostają zadane w trakcie spektaklu, ale na szczęście ani ona, ani reżyser, nie udzielają na nie żadnych odpowiedzi. Panna Młoda jest momentami a to nieco przymglona i nieostra, to znowu ucieka poza kadr, czego już byliśmy świadkami. Nie zawsze tak się zachowuje, na co dowód znajdziemy na następnej fotografii…

O lekarzach celowo nie wspominam, wygląda na to, że się chwilowo zapomnieli i robią sobie jakieś heheszki podczas przedstawienia. To nie jest rzeźnia, tylko teatr – jak pisał Ladislav Fuks. Tu się mięso trzyma – jak powiedziała pewna ekspedientka z innej, bliźniaczej rzeczywistości. Słowem: Nieładnie, panowie!

Obraz nr 4. „Panna Młoda w żałobie”



Tytuł filmu Truffauta nieprzypadkowo znalazł się w tym omówieniu. Panna Młoda w jednym zaledwie momencie podczas całego spektaklu, staje się wyrazista, konkretna i – przepraszam za sformułowanie – namacalna. Jest to ten moment, w którym poznana przypadkowo Dziewczyna W Czerni, pojawiająca się znienacka w barze gdzieś na samym początku akcji, staje się nie tak bardzo żywa, jak w scenie, w której się w tym barze gdzieś na samym początku akcji pojawiała. Czyli umiera po prostu. Tutaj sobie Panna Młoda w pełnym rynsztunku czeka na ukochanego, na ślub, na mieszkanie kwaterunkowe, na dzieci (chłopca Honzę i dziewczynkę Milenkę), na powrót Zaolzia nawet, a tuż obok, bardzo zauważalnie, jakaś kobieta w czerni pada sobie bęc! na podłogę i już. Zaskoczenie, niedowierzanie, strach i coś tam podobnego do rozpaczy, powoduje nagłe skonkretyzowanie się postaci Kobiety Przedślubnej, do tej pory rozmazanej, ulotnej i umykającej interpretacjom. Panna Młoda, cała w bieli, ale też w niespodziewanej żałobie, to postać z tego, realnego, hrabalowskiego świata. Bardzo przyziemna, prawdziwa, odrzucająca dotychczasową efemeryczność. To kobieta zatroskana. „Jeśli taka młoda kobieta (choć w czerni co prawda), nagle umiera, to czy dla mnie jest jakiś ratunek? Czy mogę się przed podobnym losem ustrzec?” – pyta retorycznie w stronę widza. Wzrokiem pyta, bezradnym gestem upuszczonych ramion, niecierpliwym drżeniem dłoni. Taka z nagła ludzka. Aktorsko więcej niż znakomita: to jeden z tych momentów definiujących jej warsztat, dookreślających charyzmę i pozwalających dostrzec rzeczy do tej pory schowane głęboko w tanich sztuczkach, w ucieczkach poza kadr, w rozmazaniach wszelakich. Zapamiętajmy to imię oraz to nazwisko: Anna Kukułowicz. A jeśli nie jesteśmy w stanie, to zapiszmy je sobie na serwetce czy gdzieś tam.

Obraz nr 5 i 5A. „Antrakt”


Podczas przerwy w spektaklu, widzowie wychodzą na hol, lub zapalić na zewnątrz, aktorzy znajdują chwilę wytchnienia i patrzą w sufit, sufler na nowo czuje się bezradny i samotny jak czterolatek zamknięty w szafie przez starsze rodzeństwo, zaś pracownicy techniczni, no cóż, coś tam robią niesamowitego. Nie chcecie wiedzieć nic poza tym.

Tak jest zazwyczaj, ale nie dzisiaj, nie tutaj i nie w tym wypadku. W omawianym  spektaklu wszystko co prawda wygląda tak samo, tylko zupełnie inaczej. Widzowie zostają zaproszeni przez aktorów na scenę, piją z nimi pilznerskie piwo, pstrykają fotki i próbują zrewidować swoje wyobrażenia na temat akcji spektaklu u źródeł. Na próżno rzecz jasna, aktorzy niczego nie zdradzają, gdyż – Bogiem a prawdą - sami niewiele na ten temat wiedzą. Uśmiechają się i łagodnym głosem proszą o cierpliwość. „Wszystkiego się dowiecie po przerwie, w drugim akcie pewne rzeczy są wyjaśnione” – przekonuje Maciej Owczarek, „A pewne rzeczy nie są…” – sprowadza nadzieje widza na właściwy poziom Tomasz Kuliberda, „Czego?” – dopytuje znienacka Kamila Olszewska, która mimo trwającej przerwy nie do końca wyszła ze swojej roli. A nawet w ogóle nie wyszła.

A potem przerwa się kończy.

Obraz nr 6. „Bufetowa, czyli Žena za pultem”



Czechosłowacki serial nie opowiadał o bufetowej, lecz o ekspedientce: poczciwej, dobrej duszyczce. Ale takie poczciwe i dobre jak ona u Hrabala występują z rzadka. Bufetowa jest w spektaklu zadziorna, krzykliwa i nikomu nie przepuści. Wyrobiona w obcowaniu z pijanymi klientami, w przypadku niebezpieczeństwa lub zwykłej niejasności uruchamia cały arsenał środków perswazji. To charakterystyka dotycząca również polskich bufetowych, ale darujcie – nasze nie dorastają do pięt tym czeskim niestety. Dosyć będzie powiedzieć, że w Czechach powiedzonko „klnie jak szewc” odnosi się do bufetowych.

Kamila Olszewska, wcielająca się w tę postać, udowadnia, iż życie w socjalistycznej Pradze z przyległościami nie jest Jej obce, że podróżuje w czasie albo posiada inne właściwości, sytuujące ją w tamtej rzeczywistości., Kiedy zwraca się w stronę widzów z pytaniem: „czego?” (co jak wiadomo oznacza: „dzień dobry, czego sobie państwo życzą?”) , wszyscy bez wyjątku zapominają o teatralnej złudzie i odpowiadają: „dwa razy lane z beczki, kochaniutka”. Kosztem teatru. I niestety nie ma na to rady.

Obraz nr 7 i 7A. „Diagnoza, czyli trup ułożon na stole”



Jeśli ktoś przez chwilę wątpił w prawdziwość śmierci Dziewczyny w Czerni, w scenie po przerwie zostanie przywołany do porządku przez panów lekarzy. „Ona rzeczywiście umarła” – powie jeden z nich, nerwowo potrząsając wspaniałą brodą. „Ona w gruncie rzeczy umarła, zupełnie na śmierć” – doda drugi, mimo, iż tych słów wcale pan Hrabal w opowiadaniu nie popełnił. Improwizacja w teatrze, cóż z nią począć, skoro aktorzy nie zawsze znają wszystkie kwestie, a coś powiedzieć muszą. „Czy to oficjalne dialogi?” – zapyta dla porządku bufetowa, ale jej pytanie zawiśnie gdzieś w powietrzu, lękliwe, pozbawione odpowiedzi lub jakiegoś znaku. Zapomniane w ferworze następnych tekstów, dialogów, wyśmienitych monologów, ripost i innych pytań. Uważny widz, który je usłyszy, z pewnością nie przejdzie nad nim do porządku. I nie zapomni.

Trup, z rozkrzyżowanymi rękami, bezwolny, wydany na pastwę dwóch lekarzy, którzy w dalszej części spektaklu okażą się milicjantami – spojler! Przedwcześnie zgasłe istnienie. Takie młode, piękne z plecakiem planów i nadziei. Połóżmy je wszystkie na stole: plany, pragnienia, oczekiwania i nadzieje. Wszystkie obok siebie, na sobie, w nieładzie. Niech sobie leżą. Może przydadzą się komuś innemu.

Obraz nr 8. „Wewnątrz mumii”



W samym środku, pod opasaniem, pod białym bandażem, skrywa się prawdziwa natura człowieka. Albo jego niecne myśli. Inna tożsamość, prawdziwe lecz ukrywane imię i nazwisko. Pod bandażem jest im bezpiecznie, tym wszystkim możliwym tajemnicom. Ale tylko w nielicznych, naprawdę udanych realizacjach teatralnych decydujemy się odkryć więcej, niż to mamy w zwyczaju. Tak dzieje się w przypadku tego spektaklu. Szok, przygotowany dla widza, jest skuteczny, jest też bardzo niespodziewany. Bo wszystkiego się można spodziewać w momencie rozpoczęcia rozwijania, ale żeby spodziewać się pana socjalistycznego milicjanta? No ludzie kochani, bez żartów. Panie Hrabal, jak pan może? Świństwo doprawdy. Ale tak bywa w życiu - przywołujemy swoje myśli do porządku, uciszamy wzburzenie. Wystarczy nam chwila namysłu, by uznać przemianę za właściwą, a nawet – nieodzowną. Panowie milicjanci, jesteście nie do końca prawdziwi, ale tacy byliście w tych smutno- strasznych czasach. Nawet, jeśli bywały śmieszne, te czasy. Gdzieś tam się zawsze skrywaliście pod bandażami, od czasów tajniaka przepytującego pana Palivca o portret arcyksięcia obsrany przez muchy. Do czasów, gdy trzeba było te bandaże wreszcie ściągnąć…

Obraz nr 9 i 9A. „Może i jestem nieżywa, ale nie jestem głupia, moi państwo”



Malwina Kajetańczyk wciela się w rolę Dziewczyny W Czerni, w literackim oryginale wieszającej się w ubikacji, tutaj natomiast, przygniecionej na śmierć przez ciało pani bufetowej. Poza tym jednak wszystko pozostaje w zgodzie z literackim pierwowzorem. Nie znamy motywów jej postępowania, nie wiem kim jest, ani o czym myśli. Dosłownie, nic nie wiemy. Dla myślącego twórcy teatralnego nie ma nic bardziej denerwującego, niż niewiedza. Trzeba się przecież spotykać z dziennikarzami i tłumaczyć dosłownie ze wszystkiego, bywa, że i ze spraw nie związanych ze spektaklem (a właściwie głównie z tych spraw). Taki los twórcy, że wymaga się od niego, by był intelektualistą. Nie wiadomo na jakiej podstawie. Rzadko się udaje tym wymaganiom sprostać, ale niektórzy próbują. Czego nie potrafią wyjaśnić sami, zrzucają na barki aktorów. Stąd właśnie w scenie, w której młodzieniec w rozmowie z bufetową sugeruje, iż martwa dziewczyna była na tyle sprytna, żeby się zawczasu dobrze ubrać, idealnie do trumny, że wygląda na to, że jej śmierć była zaplanowana, albo po prostu dziewczyna znała scenariusz na pamięć i wiedziała co się święci… dochodzi do dziwnego zdarzenia. Otóż dziewczyna nagle podnosi się na łokciach, zwracając do widowni z tekstem:  „Oczywiście, że wszystko zaplanowałam. Zawsze wszystko planuję, nawet wypadki. Może i jestem nieżywa, ale nie jestem głupia, moi państwo”.

Obraz nr 10 i 10A. „Panowie milicjanci sprawdzający puls”



Dosyć konkretna, ale niewiele wnosząca do spektaklu scena. Przywołujemy ją wyłącznie dla jej walorów estetycznych. Martwa dziewczyna w cudownej pozie, z dłonią skierowaną w sufit, zatroskany funkcjonariusz z ludzką twarzą. Nierealny, lecz piękny. Martwi ludzie oraz Ci z brodami, potrafią być piękni.

Obraz nr 11 i 11A. „Zagraj to jeszcze raz, Sam”



Czarnoskóry Sam z „Casablanki” Curtiza, grywa dla Bogarta tę samą, miłosną melodię. Przywołującą wspomnienia w alkoholowych oparach speluny w prawdziwym, choć odrealnionym mieście. „Bar Świat” to spektakl bardziej realistyczny od hollywoodzkiego filmu, co wydaje się paradoksem, zważywszy na jego oczywistą teatralność. Kurz na blatach stołów wydaje się prawdziwy, ludzie zaś są prawdziwsi od większości spośród widzów, wśród których zauważyłem ze smutkiem wiele osób nie trafiających mi do przekonania. A przecież nawet w tym realistycznym spektaklu wszystko jest przetworzone, najpierw prawdziwe życie przez pióro Hrabala, potem jego historia przewałkowana wrażliwością i erudycją twórców teatralnych. Dlatego znalazły się w nim sceny – pastisze, tak wspomnianego „Popiołu i diamentu”, jak i na przykład kiczowatego filmidła o niespełnionej miłości i poświęceniu. Tyle, że nikt tutaj na niczym nie gra. Młodzieniec pochyla się nad kuflem i prosi: „Zaśpiewaj to jeszcze raz, bufetowo”, lecz kobieta odmawia. „Już nigdy nie będę śpiewać, nie po tym…” - wskazuje w kierunku trupa dziewczyny. „Szkoda” – szepcze Chłopak wpatrzony w białą ścianę – „Może potrafisz przynajmniej krzyczeć?” – zapyta jeszcze od niechcenia. Bufetowa przez chwilę nie odpowiada, nie poruszy się nawet. A potem zaczyna krzyczeć. Bez ostrzeżenia. Okropnie głośno. W tym czasie panowie komuniści piszą list do radzieckiego przywódcy z prośbą o interwencję.

Obraz nr 12 i 12A. „Czynności służbowe”

Policjanci nadal robią swoją robotę. Chociaż wygląda to na coś zupełnie innego.



Obraz nr 13. „Maska pośmiertna, czyli w stronę Herberta”



„Teraz kiedy zostaliśmy sami możemy porozmawiać jak mężczyzna z kobietą

Chociaż leżysz na stole i widzisz tyle co martwa mrówka
To znaczy czarny wiatrak siejący wiatry
Nie chcę myśleć o twoich dłoniach bez uśmiechu
I teraz kiedy leżą rozrzucone jak strącone gniazda
Są tak samo bezbronne jak przedtem To jest właśnie koniec
Ręce leżą osobno Dłoń leży osobno Osobno głowa
I nogi obcej dziewczyny w czarnych ciężkich butach

Bywaj zagadko czeka na mnie życie poza barem
I jakaś tam względna przyszłość, jakieś życie

Ani nam witać się ani żegnać żyjemy na archipelagach
A to piwo te słowa cóż mogą cóż mogą piękna pani”.

Obraz nr 14, 14A i 14B. „Aresztuję pana w imieniu prawa”



- Ja tam, panie władzo, od samego rana uważałam go za oszusta. W tych bandażach wyglądał jak prawdziwy, ufałam mu, mogłam mu się dać przebadać w razie zagrożenia życia. Ale pod nimi, tam w środku… Tam nie było czemu ufać.

- Nie znała go pani wcześniej?

- Zapamiętałabym przecież.

- Tak, tak, rozumiem. To człowiek Dubčeka, tyle pani powiem. Pracowałem z nim tyle lat, ale od samego początku czułem, że jest z nim coś nie tak. Nakładał na siebie różne maski i bandaże. Pochlebiam sobie, że mimo wszystko przejrzałem na oczy. Ja coś pani powiem, bo chyba nie ma co robić z tego jakiejś tajemnicy… Ale na pewno go pani nie rozpoznaje?

- A powinnam?

- To przecież pani narzeczony, przyszły mąż, czeka pani na niego od rana, ubrana w białą sukienkę. Obiecał pani małżeństwo, ale panią oszukał. Wiele osób w ten sposób potraktował. Ma na swoim koncie także inne przestępstwa. Możliwe, że dręczył zwierzęta. Zostanie wysłany do ZSRR, zabiorą go tam czołgiem, albo samolotem, tam będą wiedzieli co z nim zrobić. Tam się z nim porachują, także w pani imieniu.

- Niemożliwe. To naprawdę ty, łajdaku? Spójrz mi w oczy!



Obraz nr 15. „Młoda para”



Chłopak i Panna Młoda. Jej ukochany zawiódł. Ukryty pod bandażami śmiał się do rozpuku. Nie miał nawet nigdy ochoty na ślub. Może kiedyś, chwilowo, kto to może wiedzieć. Nie potrafił nawet opuścić głowy, pomilczeć, znaleźć człowieka w sobie. Może od samego początku traktował ją niepoważnie, zaś o ślubie rozprawiał niczym o przezabawnym żarcie.

„Ja taki nie jestem. Taki jak on. Niezupełnie taki. Może tam, jakoś tak… trochę podobny. Nie ukrywam, nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. To nie tak jak myślisz. Ale przecież, po co to komplikować, skoro jest nam dobrze. Teraz. W tej chwili. Kto wie, co będzie potem. Przyszłość. Ktoś ją zna? Chyba tylko ten hipnotyzer, dziadek Hrabala, ale on przecież został zmiażdżony gąsienicą niemieckiego czołgu”.

Obraz nr 16. „Ciało złożone do grobu”



Na ostatniej fotografii, jednej z tych, które robiło się zmarłym w dawniejszych latach, żywi zamykają oczy, zaś trup ma je otwarte. Rzeczywistość ulega odwróceniu, proporcje rozpadają się, świat realny staje się nierzeczywisty lub też przynajmniej staje na głowie. Nic nie jest takie, jakim było kiedyś. Po kilku miesiącach Praskiej Wiosny na teren Czechosłowacji wkraczają wojska Układu Warszawskiego. Następują aresztowania, ginie ponad sto osób. Wolnościowy ruch zapoczątkowany w styczniu 1968 zostaje zdławiony w sierpniu, Bohumil Hrabal trafia do huty Poldi w Kladnie.

Aktorzy zamykają oczy. Nie odwracają wzroku, ich opór nie polega na radykalnych gestach. Nie oglądają nowej rzeczywistości, ale stoją przed nią bez lęku. I może jest też i tak, że martwi składają do grobu jedyną żywą. Trupa, z otwartymi oczami, z niedowierzaniem przyglądającemu się rzeczom, które nie śniły się filozofom.

Rozwarte oczy zostają w końcu przysypane ziemią. Wreszcie nic nie widzą.